[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zawsze się znajdzie ktoś, kto powie, że to nie dla niej.
Bywają sytuacje lepsze i gorsze.
Chyba zauważyłeś, że mężczyzni mnie nie onieśmielają. Radzę sobie.
Zdarzają się różni mężczyzni. Idealizujesz.
Aż mnie zatyka. Najwyrazniej wymawia mi naiwność.
Wiem, że będę musiała wykazać się w dwójnasób, żeby osiągnąć choć połowę
tego co mężczyzni. Ale się nie przejmuję.
Nie złość się.
Za pózno. Po co poruszyłeś ten temat?
Byłem po prostu ciekaw.
Zaczyna się wiercić. Ramiona mu drgają, na tyle wyraznie, że zauważam.
Powiedz mi jedno. Siada na krześle i przybiera niby to obojętną minę. A
gdybyśmy się pobrali?
To co?
Nie zastanawiałaś się nad tym?
Właściwie nie.
Naprawdę?
W każdym razie nie rozważałam rezygnacji ze studiów.
Nigdy bym cię o to nie prosił.
A teraz? Jak możesz mi proponować, żebym została pielęgniarką? Czyja cię
pytam, dlaczego nie zdecydowałeś się zostać protokolantem sądowym? Nigdy. I nikt
nie będzie kwestionował twoich ambicji zostania adwokatem. Wybierasz, co sobie
zamarzysz, a ludzie tylko przyklaskują. Sądzisz, że nie zauważam lekceważenia u
innych, kiedy słyszą, że pracuję nad dyplomem, a nie zdobyciem męża?
Przesadzasz.
To spytaj swoją mamę, co naprawdę o mnie myśli.
Oj, przestań.
Krępowałoby cię, gdyby twoja żona pracowała?
Niby dlaczego?
Powiedz prawdę.
Zdanie innych mnie nie interesuje.
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
Nie krępowałoby.
Układam swoje książki w piramidę i przyciągam do siebie.
Nie wiem, czy okłamujesz mnie, czy siebie.
Nikogo. Razi, w pełni ci ufam. Byłbym z ciebie dumny, niezależnie od twoich
decyzji w sprawie pracy.
Dopóki ktoś cię nie zapyta, kto w tym związku nosi spódnicę.
Bez słowa pożegnania wychodzę szybko z biblioteki. Złość tamuje mi łzy. Targa
mną niewysłowiony gniew. Co czuję? Co mnie tak rozjusza? Czy to kres jego miłości
do mnie, za którym nie ma nic, żadnej możliwości pojednania? Widocznie prędzej
czy pózniej musiało do tego dojść. Andrew musiał się ugiąć pod naporem
rzeczywistego świata i zastanowić, jakiej roli się od niego oczekuje, żeby wtłoczyć
nas w stosowne miejsca w społeczeństwie. Jestem zła na siebie. Powinnam to była
przewidzieć, przygotować się na konsekwencje. Różne rzeczy można mi zarzucić, ale
nie naiwność.
*
Zazwyczaj przestrzegałam naczelnej zasady. Nie zakłócałam życia swoich
bliskich. Rzadko oszukiwałam, co najwyżej w urodziny, i to naprawdę nie robiłam
nic niestosownego. Mama, babcia i tata nawet nie odnotowywali mojej obecności
żadnego ckliwego rozglądania się po pokoju, żadnego pociągania nosem, łez.
Dostrzegałam, jak gwałtowne zmiany fizyczne w nich zaszły, bo nie widziałam
pośrednich oznak starzenia się.
Nie byłam obecna przy ich śmierci. Mogłabym im przeszkodzić. Mogliby przeze
mnie odciągać decyzję w sprawie wyboru po śmierci. Gdyby którekolwiek z nich
zostało, nauczyłabym go wszystkiego. Jeżeli istniały jakieś zaświaty, miałam
nadzieję, że bliscy dowiedzą się, gdzie jestem. A jeśli nie, może i lepiej, że nie
wiedzieli o alternatywie.
Kiedy już wszyscy, w różnych odstępach czasu, zeszli z tamtego świata,
odwiedziłam ich groby i wypucowałam pomniki. Grobowiec Burratów był już prawie
pełny pradziadkowie, wujeczny dziadek zmarły w niemowlęctwie, dziadek, babcia,
symboliczne prochy wuja Rogera i pilnujący ich wiecznie szczęśliwy, skrzydlaty
anioł nad moją babcią, która nie znosiła takich bajkowych uproszczeń nieznanego.
Nie mam pojęcia, jak babcia dostała zgodę na pochówek na cmentarzu katolickim.
Pominąwszy świadectwa chrztu świętego i komunii świętej, ładnych kilkadziesiąt lat
nie chodziła na mszę. Ciekawe, czy sama chciała po śmierci leżeć obok dziadka jako
oddana żona. Moje kości znajdowały się w innej części miasta, na małym
episkopalnym cmentarzu w grobowcu Nolanów, w którym następnie spoczął tata, a
potem mama, w kolejności naszego odchodzenia.
Kości, do których szpiku przenikają ziąb i intuicja.
Nie mogliśmy odwiedzać własnych grobów z prostego, oczywistego powodu.
Taka bliskość moich szczątków cielesnych przypominała mi o braku ciała. Chociaż
obróciło się w proch, nadal można je było przesiać, poczuć pod palcami, odtworzyć
jego zarys w zbutwiałej jedwabnej wyściółce. Chciałam odzyskać blady, wapienny
szkielet, oparcie dla mięśni, podstawę dla ruchów. Chciałam odzyskać ból i
przyjemność w ich fizycznej postaci.
Nie byłam w tym odosobniona.
Kiedyś paliłam chwasty obrastające grobowiec Burratów i zjawił się Noble.
Chwilę patrzył, jak obumierają, rozpadają się i znów idą do ziemi.
Nigdy by mi coś podobnego nie przyszło do głowy powiedział. Ja zawsze
wyrywam je z korzeniami i rozrzucam.
Po co tu zajrzałeś? spytałam. Zboczyłeś z trasy?
Dość często tutaj zaglądam. Omal nie dotknął szkaplerza na szyi. Ruszył w
stronę starych grobów.
Noble...
Do widzenia, Razi.
Zaintrygowana, ruszyłam za nim. Jego żona i dzieci leżeli pochowani w
masowym grobie gdzieś w mieście. Nie tutaj. Zatrzymał się przed niszczejącym
grobem, czystym jednak i zadbanym. Napisy były wytarte, lecz nadal czytelne.
Zostaw mnie samego.
Zdmuchnął kurz ze swojego nazwiska. Zaczął mruczeć pod nosem Akt Skruchy.
Widywałam go przedtem w podobnym nastroju, kiedy wspomnienia nabierały
ostrości rzeczywistych zdarzeń. Każda rocznica, urodziny, a nawet brzęczenie
komarów w środku lata, potomków tych, których zatruta ślina kazała się jego
rodzinie wykrwawić na śmierć, budziła w nim wielkie emocje. Tym razem krążył u
podnóża swojego grobu, zatopiony w modlitwie, przepraszając za śmiertelne
grzechy.
Odwrócił się i zobaczył mnie ukrytą wśród nagrobków. Wiedział, że jeszcze tam
jestem. Zbliżyłam się.
Nie zrozumiesz powiedział. Co za ból! Tym gorszy, że pozacielesny. Ciało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]