[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szmerem słabnącego deszczu. Staruszka dyszała chrapliwie, oczy jej były wysadzone z gło-
wy.
Wtem złoczyńca trzymający chłopca zaszeptał mu do ucha:
Gdzie ojciec pieniądze chowa?
Chłopiec szczękając zębami odpowiedział cicho:
Tam... w skrzyni...
Pójdz, prowadz! rzekł człowiek.
I powlókł go do stancyjki trzymając mu rękę na gardle. W stancyjce stała ślepa latarka na
podłodze.
Gdzie skrzynia? zapytał.
Chłopak pokazał skrzynię. Wtedy, żeby być pewnym chłopca, rabuś rzucił go na klęczki
przed skrzynią, ścisnął mu kolanami szyję tak, że gdyby krzyknął, mógłby być zduszony, i
trzymając nóż w zębach, a latarkę w jednej ręce, wydobył drugą z kieszeni zakrzywione żela-
zo, podważył zamek, zakręcił, wyłamał, oderwał wieko, zaczął gwałtownie wszystko prze-
wracać, naładował kieszenie, skrzynię zatrzasnął, a ścisnąwszy znów chłopca za gardło po-
wlókł go tam, gdzie drugi trzymał w garści staruszkę na wpół zduszoną, z twarzą posiniałą i
otwartymi ustami.
Znalezione? zapytał z cicha.
Znalezione! odrzekł tak samo towarzysz. I zaraz dodał:
Pilnuj teraz wyjścia.
Puścił na to zbój staruszkę i pobiegł do drzwi od ogrodu, nasłuchując, czy nikt nie nadcho-
dzi, po chwili cichym, podobnym do gwizdnięcia głosem zawołał ze stancyjki:
Pójdz!
Wtedy ów, który jeszcze trzymał chłopca, pokazał mu nóż, potrząsnął nim przed staruszką
zwolna otwierającą oczy i rzekł:
Jeżeli które piśnie, wrócę i zabiję! I patrzył na oboje strasznymi oczyma.
W tej chwili wszakże dało się na gościńcu słyszeć śpiewanie wielu głosów.
Rabuś zwrócił się gwałtownie ku drzwiom, a w ruchu tym chustka opadła mu z twarzy.
Mozzoni! krzyknęła babka.
A przeklęta! ryknął poznany złoczyńca. Musisz umrzeć!
I rzucił się z podniesionym nożem do staruszki, która opadła zemdlona.
Zbój cios wymierzył.
Zanim jednak ostrze noża jej dotknęło, Ferruccio krzyknął przerazliwie i błyskawicznym
rzutem zasłonił babkę swym ciałem.
Morderca umknął potrąciwszy stół tak, że lampka spadła i zgasła.
Chłopiec osunął się zwolna z łona babki, upadł na klęczki i tak pozostał, z rękoma obej-
mującymi ją wpół, z głową o jej kolana opartą.
Przeszło chwil kilka. Ciemność zalegała izbę. Zpiew idących wieśniaków rozpłynął się
zwolna po dalekich polach. Staruszka zbudziła się z omdlenia.
Ferruccio! zawołała ledwo zrozumiałym głosem szczękając zębami.
Babciu! odpowiedział chłopiec.
Staruszka usiłowała przemówić, ale zgroza paraliżowała jej język. Trzęsła się więc tylko
przez chwilę w milczeniu. Nareszcie zapytała z wysiłkiem:
Czy... już... ich... nie ma?
Nie.
Nie... zabili mnie? zaszeptała jeszcze stłumionym głosem.
24
Nie, babciu! Babcia jest... ocalona! odparł Ferruccio słabym głosem. Babcia żyje...
Droga babciu... Tylko pieniądze zabrali. Ale... niedużo. Tata prawie wszystko z sobą wziął.
Staruszka zaczęła lżej oddychać.
Babciu! przemówił Ferruccio, ciągle jeszcze na klęczkach ściskając ją wpół rękoma.
Droga babciu! Babcia mnie kocha, prawda?
Och, Ferruccio, biedny mój chłopczyna! odpowiedziała kaleka kładąc mu ręce na gło-
wie. Jakże się musiałeś przerazić! O Boże miłosierny! Zapal no światło, dziecko! Albo nie!
Zostańmy tak jeszcze po ciemku. Jeszcze się boję.
Babciu rzekł chłopiec. Babcia tyle zawsze miała zmartwienia ze mną.
Nie, dziecko! Nie! Kto by tam o tym myślał teraz! Zapomniałam już o wszystkim, drogie
dziecko moje. Moje ukochanie!
Tyle zmartwienia miała babcia ze mną mówił dalej Ferruccio głosem, który drżał
ale... ja przecież babcię zawsze kochałem. Zawsze... Babcia mi przebaczy? Niech babcia mi
przebaczy!
Ale tak, dziecko drogie! Przebaczam! Przebaczam ci z serca! Jakżebym ja się na ciebie
gniewać mogła? Podnieś się z kolan, drogi chłopczyno, podnieś! Tyś dobry! Tyś bardzo do-
bry i kochany! Zapalmy światło! Nabierzmy odwagi! Wstań, Ferruccio, wstań!
Dziękuję ci, babciu! mówił chłopiec coraz słabszym głosem. I jestem teraz taki
szczęśliwy! Babcia zawsze pamiętać o mnie będzie... Nieprawdaż? Zawsze... pamiętać będzie
babcia o swoim... Ferruccio...
Ferruccio! Dziecko! Co tobie?! zawołała niespokojnie staruszka i kładąc mu na ramio-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]