[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Sam, siadaj. Zaraz wrócę. Pamiętaj, że dobrze znam Tina. Poradzę sobie. - Tak, znała Tina aż za
dobrze i bała się panicznie, ale nie mogła tego okazać.
- Taro, nie... - zaczął Jimmy.
- Wszystko będzie dobrze - uspokoiła go. Wcale nie była tego pewna. Przeciwnie. Czuła, że
jeśli Tin spróbuje jej dotknąć, umrze. Bała się o siebie,
222 Heather Graham
ale jeszcze bardziej bała się o Rafa. Tin będzie naj pewno próbował zwabić go w pułapkę. Chciał mieć
obu Tylerów i odzyskać maskę. Tin działał obsesyjnie i był gotów na wszystko.
Nie myśl, nakazała sobie. Nie myśl o tym, że Tin zwabi Rafa w pułapkę. Nie myśl o tym, że może
zastrzelić nas wszystkich z zimną krwią.
Działaj rozważnie. Graj na zwłokę. Raf nie jest głupcem. Znajdzie jakiś sposób. Może już zawiadomił
policję. Może już ich szukają...
- Taro, bardzo długo czekałem na dzisiejsze spotkanie. - Stał na końcu korytarza. Czekał na nią.
- Chodzmy, Taro.
- Dokąd?
- Pospacerujemy w świetle księżyca.
- Nigdzie nie pójdę.
- Owszem, pójdziesz.
Podszedł do niej, wykręcił jej rękę i pchnął do wyjścia.
Doszli w mroku na skraj skały nad urwiskiem. Daleko w dole migotały światła miasta.
- Siadaj.
Tara usiadła pod drzewem, Tin stanął obok, zapalił papierosa.
- Tin - zaczęła, kiedy cisza stała się nie do zniesienia.
- To idiotyczne. Powinieneś zaszyć się w dżungli, zniknąć. Postradałeś zmysły. Jeśli policja cię
schwyta...
- Chcę maskę.
- Dlaczego?
- Dlaczego? - Zaśmiał się ochryple. - To proste. Pieniądze. Wiem, komu ją sprzedać. Przez resztę
życia będę opływał w luksusy.
Uśmiech tygrysa 223
- Masz przecież pieniądze.
- Mogłem je mieć. Wiedziałem, jak cię sprzedać. Oboje zbilibyśmy fortunę, ale ty mnie nie chciałaś. A
teraz myślisz, że wyjdziesz za Tylera. Ha! Zmiechu warte. To ja wyciągnąłem cię z rynsztoka, a ty
mnie zdradziłaś, suko.
- Nie wyciągnąłeś mnie z rynsztoka, Tin. Próbowałeś mnie do niego wepchnąć. Znałam w swoim
życiu naprawdę biednych, bardzo biednych ludzi, ale żaden z nich nie upadł tak nisko jak ty. Mieli
dumę, byli bogaci dumą.
- Jestem pod wrażeniem, Taro. Szkoda, że się nie rozumiemy. Mógłbym zabrać cię ze sobą. Dzisiaj
będzie po wszystkim. Umówiłem się z twoim kocha-siem o północy. Dostarczy mi maskę, a potem on
i jego brat zlecą z tej skały.
- Nie zrobisz tego, Tin - wykrztusiła Tara. - Nie bądz idiotą. Chcesz, żeby ciążył na tobie zarzut o mor-
derstwo...
- Aatwiej wymigać się z zarzutu o morderstwo niż z kilku innych sprawek, które mam na sumieniu -
oznajmił lekko. - Dość gadania. Nigdy nie byłem mocny w gębie. Tęskniłem za tobą. Naprawdę
tęskniłem. W tobie jest coś niezwykłego...
- Nie bądz śmieszny. Dla ciebie w każdej kobiecie jest coś niezwykłego - syknęła Tara, odsuwając się.
Tin chwycił ją za włosy i pociągnął.
- Nie jesteś jedyna, to prawda, ale jesteś wyjątkowa. Patrzyłem na ciebie na wybiegu i trudno mi się
było opanować.
Pociągnął ją jeszcze mocniej, tak mocno, że łzy napłynęły jej do oczu.
224 Heather Graham
Stali nad samym urwiskiem, ale Tara nie zważała na to. Szarpnęła się. Ogarnęła ją dzika furia. Nie za-
stanawiając się, co robi, wiedziona instynktem, pod niosła ręce i przeorała Tinowi twarz paznokciami.
Ryknął z bólu.
- Ty suko...
Puścił ją na sekundę. To wystarczyło. Rzuciła się na oślep do ucieczki, ścieżką w dół zbocza.
Ktoś szedł w jej kierunku. Zatrzymała się na moment, zawahała i znowu zaczęła biec w stronę nadr
chodzącego. Ogarnęła ją ogromna ulga. Rozpoznała George'a Galliarda.
Padła mu w ramiona.
- George! Jak tu dotarłeś? Czy policja też przyjechała? Tin jest tutaj. George...
Trzymał ją sztywno, nie reagował i patrzył ponad jej ramieniem.
Kiedy zbliżył się Tin z twarzą rozoraną i wykrzywioną wściekłością, George pchnął Tarę ku niemu
jak zbędny ciężar, którego chciał się pozbyć.
- George! - krzyknęła przerażona.
- Wybacz, skarbie - powiedział Tin ze złośliwą satysfakcją. - Niczego się nie domyślałaś? Nie wiesz,
jak George zaczynał? Nikt nie kupowałby jego cholernych ciuchów, gdyby nie ja. Nigdy nie
pracowałem dla niego. To on pracował dla mnie. Szlachetne kamienie, złoto, cenne obiekty... Nikt nie
sprawdza kufrów sławnego projektanta mody. Tym razem bardzo starannie zaaranżował waszą
wyprawę do Caracas. Poprzednio miał trochę kłopotów z policją, teraz był znacznie ostrożniejszy.
- Ty idioto! - wybuchnął George. - Nie wywiniemy się z tego. Po cholerę ci tylu zakładników?
Uśmiech tygrysa 225
- Zrobiłem tylko to, co konieczne. Przestań jęczeć jak stara baba i wracaj do miasta. Mam nadzieję, że
nikt clę nie śledził.
Pod Tarą ugięły się kolana, osunęła się na ziemię. George. Powitała go jak wybawienie, a on... Cały
czas prowadził bezlitosną grę. Nie mogła w to uwierzyć. Rzuciła mu się w ramiona, szukając pomocy,
a on pchnął ją na pożarcie Tinowi.
- Wstawaj - wrzasnął Tin. - A ty, George, wynoś się stąd. Długo czekałem na spotkanie z moją uko-
chaną.
Odwrócił się i pociągnął Tarę ze sobą. Krzyczała, szarpała się, walczyła.
Wiedziała, że Tin jej nie puści. Nie tym razem.
Raf pięć razy zmieniał taksówki, zanim dotarł do Costella. Stracił sporo czasu, ale ostrożność była
konieczna. Wpadł do biura porucznika tak rozgorączkowany, że potem, już na spokojnie, dziwił się,
że tamten w ogóle chciał go wysłuchać. A jednak wysłuchał. Mało tego, dokładnie obejrzał mapkę i po
głębszym zastanowieniu stwierdził, że prawdopodobnie będą w stanie odnalezć wskazaie miejsce.
- Wezwę jednego z moich ludzi, Juana Ortegę. Dobrze zna górę za miastem, tam się wychował. Ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •