[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odradzać, a jeśli nowy ochotnik okazywał się bezużyteczny, delikatnie odsuwać
ich poprzez przydzielanie wyjątkowo nużących zajęć.
- Ale, Suze... Masz tu zadanie. Coś dzieje się pomiędzy niezależnymi.. . ta
łączność radiowa, nikt sobie nie zdawał z niej sprawy. Lepiej pomóż Unii
dowiedzieć się...
Uniosła wolną rękę.
-Nie. Tutaj na nic się już nie przydam. Niezależni widzieli mnie z tobą, a
właśnie zauważyliśmy, jak szybko roznoszą się tu wieści. Teraz już mi nie będą
ufać i wcale się nie dziwię! A jeśli naprawdę lecicie tam, gdzie powiedziałaś,
za żadne skarby sobie tego nie daruję. Jadę z wami.
Odwróciła się z determinacją i wdrapała po drabince. Przez jakiś czas patrzyłam
za nią, po czym zerknęłam na Carlę. Uśmiechała się ironicznie, jakby chciała
powiedzieć: będziesz miała z niąkłopo-ty. Mogłam tylko wzruszyć ramionami i
rozłożyć ręce.
- Takie jest życie - mruknęłam, kręcąc głową, po czym podążyłam w ślad za moją
nową towarzyszką.
-66-
4 Dziefo sztuki
Dzwięk zamykanego za mną luku wydał mi sięjednym z najbardziej przyjaznych na
świecie. Tony Girard wziął mnie za ręce, a ja objęłam go i uścisnęłam.
- Dobrze, że już jestem - powiedziałam, oswobodziwszy go z objęć, purpurowego na
twarzy. Potem zamknął się luk wewnętrzny i u-słyszeliśmy krótki, stłumiony
pomruk, kiedy komora powietrzna napełniała się wodą. Pod stopami dudnił pokład,
otaczały mnie zaokrąglone ściany wąskiego korytarza i znowu czułam cudowny
znajomy zapach metalu, plastiku i w kółko przetwarzanego powietrza, wody i
substancji organicznych. - Muszę przyznać, że było to fantastyczne lądowanie.
- Zwietnie, że wróciłaś - oznajmił Tony. - Zwłaszcza, że z takim sukcesem.
Skrzywiłam się.
- Wilde byłby lepszy. Zna drogę...
- A kto powiedział, że to nadal działa? Na dłuższą metę Malley da nam więcej.
Spisałaś się świetnie.
- Mam nadzieję, że się nie mylisz. Ale najpierw musimy go wysuszyć i podrasować
mu mózg.
Tony parsknął śmiechem.
- Dwie piguły i po wszystkim. Doprowadzałem do porządku gorsze przypadki po
drakach wAldingradzie. - Wskazał gestem, żebym szła przed nim. - Co to za
śliczne maleństwo?
- Nazywa się Suze. Nie znam nazwiska. Zgłosiła się na ochotnika. Spotkałam ją
przypadkiem i pomogła mi. Jest socjologiem...
- Czym?
Obejrzałam się na niego. Spojrzał w górę, potem w dół.
- A, rozumiem. - Mrugnął, zamykając encyklopedię kombinezonu.
- Sprawdz ją- poradziłam. -Jest miła, ale... - Machnęłam ręką.
- Jasne. Miałaś kłopoty z tubylcami?
- Niezbyt poważne. %7ładnych obrażeń cielesnych, ale tam się dzieje coś poważnego.
Dwóch gości, którzy podawali się za pra-
-67-
cowników obrony z Wewnętrznego Systemu, nachodziło Malleya, a z opisu wynika,
że
mają odruchy z mniejszej grawitacji. Uznali, że może spowodować wybuch.
Zaprzecza, ale wiadomo, że uczył niezależnych elektroniki. Nie ma w tym nic
złego, ale te wieśniaki mają łączność radiową.
- Istnieje zagrożenie wirusami mózgu.
- Być może. A może zgodni zorientowali się w naszych zamiarach. Sprawdza to
jedna taka z Unii. Odezwie się do nas.
- Zorientuję się - obiecał Tony. Dotarliśmy do wewnętrznego wejścia do
środkowego pokładu. - Aha, właśnie...
- Tak? - zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Zmierzył mnie spojrzeniem od
stóp do głów i skrzywił się przesadnie. -Nie możesz im się pokazać w czymś
takim.
- O... - Zerknęłam na poplamioną, podartą panterkę i zniszczone buty. Poprawiłam
opadające paski plecaka. - Rzeczywiście.
Zawahałam się przed przekształceniem kombinezonu. W naturalnym środowisku
słabej
grawitacji i swobodnego spadku większość z nas ubierała się w obcisłe i lekko
powiewające rzeczy. Jednak przez jakiś czas te przyjemne warunki nie będą nam
dostępne, a mnie potrzebna była pewna izolacja. Wybrałam odpowiednie wymiary i
zostawiłam kombinezonowi swobodę w doborze szczegółów. Po chwili okazało się,
że
mam na sobie obszerne, pikowane odzienie z szerokimi mankietami,
przechodzącymi
w obcisłe, jak druga skóra, rękawice i skarpetki. Miałam też kaptur, który w
razie potrzeby mógł się przekształcić w hełm. Na każdym udzie znajdowała się
głęboka kieszeń. Cały przyodziewek niewątpliwie nawiązywał do skafandra
kosmicznego z projektu Apollo, tyle tylko, że był intensywnie różowy, lśniący i
ozdobiony mnóstwem równie różowych wstążeczek, koronek i kokardek.
Czasami kombinezon ma swoje humorki.
- Cudnie - oznajmił Tony. - Bardzo godnie. Wyglądasz jak prababcia w nocnej
koszuli.
A więc o to chodziło. Pod wierzchnią warstwą mojego ubrania znajdowało się
jeszcze kilka innych. Na podstawie ich dotyku kombinezon opracował ten
macierzyńsko-buduarowy styl. Być może zauważył, że jestem w ciąży, choć nie
prosiłam go, żeby to sprawdził. Bardzo wzruszające, na swój sposób.
- Bo j estem czyjąś prababcią - przypomniałam Tony' emu, wyj -mując pistolet, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •