[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dusiu, nie chcę, żebyś została bez środków do życia.
Ja?!
No, my&
Aha& zacisnęły mi się szczęki. Mówisz, że to koniec. %7łe to, co było, to chwilowy kaprys pana
inżyniera?
Dusiu&
A noc we Wrocławiu? wycedziłam. Nic dla ciebie nie znaczy?
Przecież do niczego nie doszło&
Nie?
O co ci chodzi?
Przez ułamek sekundy zastanawiałam się, czy mam mu powiedzieć.
Właściwie to o nic&
Zagryzłam od środka policzek, żeby nie wybuchnąć płaczem. Z trudem się powstrzymywałam.
Wreszcie stwierdziłam, że nie dam rady, porwałam torebkę i pobiegłam do toalety. Za zamkniętymi
drzwiami łzy, które przy stoliku pchały mi się do oczu, wylały się cieniutkimi strużkami. Rozpłakałam się.
To nie fair! krzyknęłam, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Patrzyła na mnie podobna do mnie bardzo smutna,
zapłakana kobieta.
Takiej nie może mnie zobaczyć. Nie dam mu tej satysfakcji.
Zaczęłam intensywnie przegrzebywać torebkę w poszukiwaniu kosmetyków, które akurat teraz
rozsypały się po całym dnie. Znalazłam. Rozłożyłam je na umywalce. Spojrzałam jeszcze raz w lustro.
Ochlapałam twarz zimną wodą i odczekałam chwilkę. Ochłonęłam i zabrałam się do poprawiania
makijażu. Wyprostowałam się, sprawdziłam jeszcze raz, czy na mojej twarzy zostały ślady po płaczu,
i wyszłam ze służbowym uśmiechem na twarzy. Usiadłam i żeby do końca się opanować, sięgnęłam po
filiżankę z herbatą. Skupiłam się na popijaniu jej małymi łyczkami.
Czułam, że patrzy na mnie.
A ty co chciałaś mi powiedzieć? zapytał po okropnie długiej chwili.
Właściwie już nic. Teraz to nie ma znaczenia. Cieszę się, że znowu będziecie razem. Jesteście dla
siebie stworzeni.
Tak myślisz? rozluznił się.
Oczywiście!
Bardzo się cieszę, że nie masz do mnie żalu dotknął mojej dłoni.
Teraz ja ją odsunęłam.
Andrzejku, dlaczego bym miała mieć?
No, po tym, co było&
A było? spojrzałam na niego badawczo. Mówiłeś, że nie. Kłamałeś?
Roześmiał się.
Nie, Magduniu. Nie kłamałem&
To dobrze uśmiechnęłam się znowu, ale nie byłam w stanie mu uwierzyć.
Fakty świadczyły o czymś zgoła odwrotnym. Zerknęłam na zegarek tak, żeby to zobaczył. Zobaczył.
Zpieszysz się gdzieś?
Tak wstałam, jednym ruchem narzuciłam płaszcz i zaczęłam w torebce szukać portmonetki.
Poczekaj podniósł się, poszukując wzrokiem kelnerki. Zapłacę i cię odwiozę.
Nie trzeba przestałam szukać. Przyjechałam swoim.
Gdzie zaparkowałaś?
Przed teatrem.
Aha. Ja przed bankiem.
To z drugiej strony rynku.
Rzeczywiście.
To pa powiedziałam, narzucając torebkę na płaszcz.
Poczekaj!
Nie mogę. Już jestem spózniona! Pa machnęłam ręką i wybiegłam z kawiarni.
Nie zwracając uwagi na wysokie obcasy, biegłam aż do samochodu. Wsiadłam zdyszana, brakowało
mi tchu. Uspokoiłam oddech i zaczęłam płakać. Okropnie płakać. Wylewało się ze mnie całymi litrami.
Zwinia! krzyczałam. Padalec! uderzałam pięścią w kierownicę, aż mnie zabolała ręka.
Dupek, dupek, cholerny dupek! darłam się na cały głos.
Ktoś zapukał. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętą siwą kobietę.
Nie, pokręciłam głową. Niech mi da spokój! Nie mam drobnych, a nawet gdybym je miała, to i tak
niech mi da teraz święty spokój!
Zapukała jeszcze raz. Spuściłam szybę, żeby jej to powiedzieć. Pomarszczona ręka podała mi
haftowaną chusteczkę.
Proszę nie płakać& Nie warto& Znajdzie się lepszy&
Dziękuję opanowałam się i wytarłam chusteczką łzy. Chciałam też wydmuchać nos, ale nie
mogłabym oddać zasmarkanej chusteczki tej miłej starszej pani. Proszę podałam jej mokrą szmatkę.
Odebrała.
Zostawiłabym ci ją, ale kiedyś wierzono, że darowanie komuś chusteczki to łzy, a ty już masz ich
dość. Prawda?
Zmusiłam się do uśmiechu i pociągnęłam nosem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]