[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Zrednio.
- W takim razie proszÄ™! - PodeszÅ‚a do biurka i po­
łożyła na nim stos teczek.
- O, nie! - zawołał zrozpaczony. - Błagam, mamo,
tylko nie sprawa pani Perinsky!
- No cóż, ktoś musi wziąć byka za rogi. - Matka
położyła mu dłoń na ramieniu. - Tym razem pani P.
postanowiła wytoczyć sprawę właścicielowi sklepu
spożywczego. Powód: nie sprowadza jej ulubionego
gatunku herbaty, przez co ogranicza jej prawa obywa­
telskie.
Jan otworzył pierwszą z brzegu teczkę i przerzucił
stos najróżniejszych papierów, które jego przyszła
klientka wprost uwielbiała gromadzić jako dowody.
- Myślę, że Laura poradzi sobie z tym dużo lepiej
- stwierdził z nadzieją w głosie.
- Tym razem pani Perinsky wybrała ciebie. Zdaje
się, że wpadłeś jej w oko.
- Mamo, ona ma jakieś sto pięćdziesiąt lat, o ile
nie więcej!
- Być może. Ale to nie znaczy, że przestała lubić
młodych, przystojnych blondynów - wybuchnęła
śmiechem Diana. - Wiem, że to nic przyjemnego, ale
jest naszą klientką od bardzo dawna. Przyszła do nas,
kiedy nie było cię jeszcze na świecie.
- Ciebie też chyba nie - mruknął pod nosem.
- Niewiele się pomyliłeś - przyznała rozbawiona.
- W każdym razie trzeba się tym zająć. Ta kobieta jest
po prostu samotna, chce ze wszelką cenę zwrócić na
Bracia z klanu MacGregor, Tom III-Jan 111
siebie uwagę. Najlepiej będzie, jeśli spotkasz się z nią
kilka razy, zjesz ciasteczka domowej roboty, wysÅ‚u­
chasz narzekaÅ„, a potem wyperswadujesz jej ten nie­
szczęsny pomysł z pozywaniem Bogu ducha winnego
sklepikarza.
- MogÄ™ spróbować, ale bÄ™dzie ciÄ™ to sporo koszto­
wało - oznajmił.
- Czy dobry obiad to odpowiednie zadośćuczynie­
nie za twoje straty moralne?
- Owszem, jeÅ›li przygotujesz jakÄ…Å› wykwintnÄ… pie­
czeń. I deser!
- Da się zrobić. Odpowiada ci niedziela?
- Tak, pod warunkiem, że zaproszenie obejmie je­
szcze jednÄ… osobÄ™.
- Naomi?
- Tak - odparł. Nigdy nie rozmawiali na ten temat,
więc teraz wpatrywał się z uwagą w twarz matki,
chcÄ…c odgadnąć jej myÅ›li. - Chyba nie masz nic prze­
ciwko temu?
- Skądże! Przecież wiesz, że bardzo ją lubię.
- A ja kocham!
- Och - westchnęła wzruszona Diana - mój syne­
czku...
- O co chodzi? - spytał zaniepokojony, podrywając
się z miejsca. - Co się stało, mamo? Przecież lubisz
Naomi.
- To prawda - zapewniła Diana i pogłaskała go po
policzku. - Ale dla mnie zawsze bÄ™dziesz moim ma­
łym synkiem. I dlatego tak się przejęłam. Najbardziej
w świecie pragnę twego szczęścia.
112 NORAROBERTS
OparÅ‚a gÅ‚owÄ™ na jego ramieniu, nie mogÄ…c po­
wstrzymać się od myśli, że czas płynie zdecydowanie
za szybko. Jeszcze nie tak dawno mały Jan wdrapywał
się na jej kolana, a teraz był dorosłym mężczyzną.
- No i jestem szczęśliwy - powiedziaÅ‚. - Nie cie­
szysz siÄ™?
- Cieszę się, oczywiście, że się cieszę. Znalazłeś
osobę, którą mogłeś pokochać. To wcale nie takie
częste.
- Jeszcze chwila i też się wzruszę. - Jan przytulił
matkÄ™ do siebie.
- Powiedz mi tylko jedno. JesteÅ› pewien, że to mi­
łość, a nie chwilowa fascynacja? Wiem, że w twoim
życiu było już wiele dziewczyn...
- Mamo! Za kogo ty mnie masz? Ja i dziewczyny']
- spytaÅ‚ z minÄ… niewiniÄ…tka, czym caÅ‚kowicie jÄ… roz­
broił.
- Może rzeczywiście przesadziłam - roześmiała
siÄ™, targajÄ…c mu wÅ‚osy. - Nie wiem tylko, skÄ…d te ta­
buny młodych dam, które przewinęły się przez nasz
dom.
- Ja też nie!
- PowiedziaÅ‚eÅ› mi po raz pierwszy, że kogoÅ› ko­
chasz. Zakładam więc, że to coś poważnego.
- Bo tak jest.
- Szczęściara z niej! I wcale nie mówiÄ™ tak dlate­
go, że jesteś moim synem!
- Może więc powiesz przy niedzielnym obiedzie
coś pozytywnego na mój temat?
- Z chęcią.
Bracia z klanu MacGregor, Tom III-Jan 113
- Tylko delikatnie, proszÄ™. Naomi Å‚atwo siÄ™ peszy.
Nie chciałbym, żeby zaczęła coś podejrzewać. Jeszcze
gotowa się wystraszyć.
Diana zmarszczyła brwi.
- A czym miałaby się wystraszyć? Nie wie, co do
niej czujesz? Nie powiedziałeś jej?
- Jeszcze nie, ale przymierzam siÄ™ do tego. Mam
już nawet pewien plan.
Diana westchnęła i popatrzyła na syna znacząco.
- Nie zrozum mnie zle, ale odnoszÄ™ czasami wra­
żenie, że przywiązujesz zbytnią wagę do planowania.
A życie to nie fabryka, gdzie wszystko da się z góry
ustalić.
- Wiem, mamo, ale tym razem to konieczne.
- A może tu nie chodzi o plan, tylko o mały spisek,
co? Coś a la dziadek Daniel? - spytała, mrużąc oczy.
- Być może. Przyznam, że chętnie go zaskoczę.
Chcę zobaczyć jego minę, kiedy będę mu przedstawiał
kobietę, z którą mam zamiar się ożenić. I to bez jego
ingerencji!
- Powodzenia - uśmiechnęła się Diana.
Przypomniała sobie listę książek, którą jej teść dał
Janowi, choć przecież równie dobrze mógÅ‚ sam zamó­
wić je przez telefon. Nie chciała jednak dzielić się tym
spostrzeżeniem z synem. Wolała, by Jan pozostał
w błogiej nieświadomości, że jest kowalem własnego
losu.
Naomi osobiście zajęła się oknem wystawowym
księgarni, gdzie miała być reklamowana najnowsza po-
114 NORAROBERTS
wieść Bransona Maguire'a. Czuła się w obowiązku, by
potraktować go w szczególny sposób, odkąd poznała
jego żonę i jej rodzinę. %7ływiła zresztą duży sentyment
do wszystkich MacGregorów, z którymi się ostatnio
zetknęła, a szczególnie polubiła najmłodsze pokolenie
-jej faworytem był mały Travis, syn Julii. Cóż, zawsze
miała podejście do dzieci i umiała się nimi zajmować.
Jej pierwsza praca w księgarni związana była właśnie
z KÄ…cikiem DzieciÄ™cym. Raz w tygodniu, przez go­
dzinÄ™, czytaÅ‚a tam dzieciom książki. Z obopólnÄ… przy­
jemnością.
Nigdy jednak nie pomyślała, by mieć własne dzieci.
Teraz to się zmieniło. Coraz częściej wyobrażała sobie,
że pewnego dnia Jan zdoÅ‚a jÄ… pokochać. Nie wyklu­
czała tego. Skoro tak bardzo się nią zainteresował, że
zostali kochankami, to nic nie stało na przeszkodzie,
żeby jego sympatia przerodziła się kiedyś w poważne
uczucie, jakie ona żywiła wobec niego.
Układając egzemplarze książki, wyobrażała sobie,
że Jan ujmuje jej twarz w dÅ‚onie i patrzÄ…c w oczy, mó­
wi:  Kocham ciÄ™, Naomi..."
- Naomi? - spytał ktoś wesoło i po przyjacielsku
klepnÄ…Å‚ jÄ… w ramiÄ™.
Rozejrzała się niezbyt przytomnym wzrokiem.
- Julia? Co ty tu robisz? Lada chwila możesz uro­
dzić. Nie powinnaś sama wychodzić z domu. A tym
bardziej prowadzić samochodu!
- Jakbym słyszała Patryka! Nie denerwuj się, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •