[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i Ogniem, Merean jęknęła, gdy uderzyły ją odcięte sploty. Zyskawszy trochę czasu,
Moiraine spróbowała przeciąć więzy Diryka oraz pozostałych, zanim jednak jej sploty
dotknęły splotów Merean, Czarna zdą\yła przejść do kontrataku. Tym razem
stworzona przez nią tarcza omal nie osiągnęła celu, zanim Moiraine zdą\yła ją
zniszczyć. Jej \ołądek próbował splątać się w supeł.
Zbyt często pojawiasz się na mojej drodze, Moiraine oznajmiła Merean takim
tonem, jakby prowadziły zwyczajną towarzyską pogawędkę. I miała taką minę, jakby
nic się nie działo: pogodna, macierzyńska, w najmniejszym stopniu nie
zaniepokojona. Obawiam się, \e muszę cię wypytać, dlaczego i jak to się dzieje.
Moiraine właśnie udało się odciąć splot Ognia, który spaliłby jej suknie i zapewne
sporą część skóry, a Merean uśmiechnęła się niczym matka rozbawiona psotą
córeczki. Nie martw się, dziecko. Uzdrowię cię, \ebyś mogła odpowiedzieć na
wszystkie moje pytania.
Je\eli Moiraine miała jeszcze jakieś resztki wątpliwości, czy Merean jest Czarną
Ajah, ten splot Ognia upewnił ją ostatecznie w słuszności podejrzeń. W ciągu
następnych paru chwil uzyskała kolejne dowody: sploty, od których iskry zatańczyły
po jej sukni, a włosy podniosły się na głowie, sploty, które kazały jej rozpaczliwie
łykać powietrze, którego nie było tam, gdzie były jej usta, sploty, których nie potrafiła
rozpoznać, była jednak pewna, \e zostawiłyby ją połamaną i pokrwawioną, gdyby
tylko na nią opadły, gdyby nie zdą\yła ich przeciąć...
Kiedy jednak mogła, wcią\ próbowała przeciąć więzy pętające Diryka
i pozostałych, oddzielić tarczą Merean, a nawet ją znokautować. Wiedziała, \e walczy
o \ycie umrze, jeśli Czarna zwycię\y, umrze teraz albo po tym, jak ju\ zostanie
poddana przesłuchaniu ale nawet na moment nie brała pod uwagę mo\liwości
wykorzystania choćby szczeliny w wią\ących ją Przysięgach. Sama zresztą miała
pytania, które chciałaby zadać tej kobiecie, a od odpowiedzi na nie mogła zale\eć
przyszłość świata. Na nieszczęście było ją stać niemal tylko na samoobronę, a i to
zawsze na krawędzi ostatecznego załamania. W miejscu \ołądka rzeczywiście tkwił
ciasny supeł i próbował się zawiązać następny. Mimo \e trzymała troje ludzi
związanych, Merean była dla niej równorzędnym przeciwnikiem, a mo\e nawet
lepszym. Gdyby tylko Lan zdołał jakoś ją rozproszyć.
Pośpieszne spojrzenie na drugą walkę ukazało jej pró\ność tych nadziei. Lan
i Ryne tańczyli formy, klingi ich mieczy były niczym trąby powietrzne, lecz jeśli ich
umiejętności ró\niły się choć o włos, porównanie wypadało na korzyść Ryne a. Po
policzku Lana spływała stru\ka krwi.
W ponurym milczeniu Moiraine wytę\ała resztki sił, skoncentrowana z całych sił,
by ignorować chłód. Dr\ąc, zaatakowała Merean, zasłoniła się i zaatakowała znowu,
broniła się i uderzała na przemian. Gdyby tylko udało jej się ją zmęczyć albo...
Doprawdy, to ju\ trwa nazbyt długo, nie sądzisz, dziecko? powiedziała
Merean.
Diryk wyleciał w powietrze i walcząc z więzami, których nie potrafił dostrzec,
powoli dryfował nad poręczą. Głowa Brysa podą\yła za synem, jego usta poruszały
się, usiłując wypluć niewidzialny knebel.
Nie! krzyknęła Moiraine. Rozpaczliwie wyrzuciła strumienie Powietrza,
próbując ściągnąć chłopca z powrotem w bezpieczne miejsce. Merean chlasnęła je,
kiedy tylko uwolniła swoje sploty trzymające chłopca. Diryk runął, zawodząc cicho,
a w głowie Moiraine eksplodował biały płomień.
Zupełnie oszołomiona otworzyła oczy, cichnący krzyk chłopca wcią\ jeszcze
echem rozbrzmiewał w jej uszach. Le\ała na plecach na kamiennej posadzce
kru\ganka, kręciło jej się w głowie. Zanim przestało, zrozumiała, \e ma równe szanse
objęcia saidara, jak kot zaśpiewać. Chocia\ teraz i tak nie robiło to większej ró\nicy.
Widziała tarczę, którą otoczyła ją Merean, a nawet słabsza kobieta potrafiła utrzymać
raz zało\oną tarczę. Próbowała się podnieść, upadła, wsparła na łokciu.
Minęły w istocie tylko chwile. Lan i Ryne wcią\ tańczyli swój śmiertelny taniec
do wtóru szczęku stali. Brys, zupełnie zesztywniały, i to nie tylko z powodu
trzymających go więzów, patrzył na Merean z nienawiścią tak niewzruszoną, i\
wydawało się, \e sama siła gniewu mo\e rozerwać jego więzy. Iselle wyraznie dr\ała,
pociągając nosem, płacząc i patrząc szeroko rozwartymi oczyma na miejsce, gdzie
spadł chłopiec. Gdzie spadł Diryk. Moiraine zmusiła się, by wypowiedzieć w myślach
jego imię, drgnęła na wspomnienie roześmianej radości. Trwało to tylko chwilę.
Poczekasz na mnie chwilę, jak mniemam powiedziała Merean, odwracając się
od Moiraine. Nieruchome ciało Brysa uniosło się ponad balustradę kru\ganka. Wyraz
twarzy krępego mę\czyzny nie zmienił się nawet na moment, spojrzenie skrzepłych
nienawiścią oczu wbijał w Merean.
Moiraine próbowała podnieść się na kolana. Nie była w stanie przenosić. Nie
została jej nawet odrobina odwagi, \adnych sił. Tylko determinacja. Brys przeleciał
ponad balustradą. Moiraine powstała. Determinacja. Z grymasem najczystszej
nienawiści wcią\ wykrzywiającym twarz Brys spadł, nie wydawszy nawet jęku. To się
musi skończyć. Iselle uniosła się w powietrze, ciskając się szaleńczo, \yły na jej
gardle nabrzmiały, gdy próbowała wrzasnąć przez knebel. To musi się zaraz
skończyć! Zataczając się, Moiraine postąpiła chwiejnie kilka kroków i wbiła nó\
w plecy Merean. Poczuła, jak krew ścieka jej po dłoniach.
Razem padły na kamienne płyty kru\ganka, poświata otaczająca Merean nikła,
w miarę jak uchodziło z niej \ycie, tarcza oddzielająca Moiraine równie\ stopniowo
słabła. Iselle wrzeszczała, kołysząc się tam, gdzie cisnęły ją sploty Merean, na
kamiennej balustradzie. Najwy\szym wysiłkiem woli zmuszając się do działania,
Moiraine przekroczyła ciało Merean i schwyciła słabnącą dłoń Iselle w tej samej
chwili, gdy pantofle dziewczyny ześlizgnęły się z kamienia.
Szarpnięcie przyciągnęło Moiraine a\ do samej balustrady, wisiała teraz
przyciśnięta do niej brzuchem, patrząc w dół na Iselle trzymaną tylko w jej śliskim od
krwi uchwycie, ponad przepaścią, która zdawała się nie mieć dna. Moiraine mogła ją
tylko trzymać, cała dr\ąc z wysiłku. Je\eli spróbuje wciągnąć dziewczynę, spadną
obie. Twarz Iselle była wykrzywiona, jej usta niczym rozwarta szczelina. Ręka
ześlizgnęła się odrobinę w uścisku Moiraine. Siłą narzucając sobie spokój, Moiraine
sięgnęła do yródła... i nic. Spoglądanie w dół na te odległe dachy w niczym nie
pomagało na zawroty głowy. Spróbowała znowu, ale to było jak próba zaczerpnięcia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]