[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rozdział XXIV
Dom.
To słowo dodawało Sarze sił i wypełniało myśli przez całą drogę
z Fort Cromwell na wsypę Elk. Silniki szumiały basowo, jak aparatura
do badania mózgu, powtarzając w kółko: dom, dom, dom.
Zrodki przeciwbólowe otumaniały ją. Meg wpompowała w nią
potężną dawkę morfiny. Pielęgniarki w szpitalu założyły jej weflon, a
Meg włożyła w niego wielką igłę wypełnioną narkotykiem. Kiedy ból
powracał, Will robił to samo. Morfina sprawiła, że przestała się bać.
Zniwelowała też ból, dzięki czemu była w stanie wytrzymać długą
drogę z Nowego Jorku, przez Vermont, New Hampshire, z
międzylądowaniem w Portsmouth dla zatankowania paliwa, a potem
do Maine i na wyspę Elk.
Dom, myślała Sara. Dom, dom.
- Tak, lecimy do domu - powiedział Will. Czyżby mówiła na
głos?
- Jesteśmy już prawie na miejscu? -spytała.
Jedna jej ręka leżała na kolanie, a drugą trzymała na zimnej szybie
okiennej. Czuła pod palcami jej chłód, lecz tylko chłód, bo ból w
plecach zniknął.
- Tak, Saro - odpowiedział niskim, głębokim głosem Will,
dzwięcznym niczym silniki samolotu. Tak bardzo go kochała. Głos
Willa przywodził na myśl filmy z lat sześćdziesiątych. Słyszała go jak
przez mgłę. Zapewne był to skutek działania narkotyków. Miała
wrażenie, że się unosi i zanurza w jakimś nierzeczywistym świecie.
- To musi się skończyć -powiedziała.
- Co? - spytał.
Przestraszyła go, bo raptownie odwrócił głowę w jej stronę. Nie
zdawała sobie sprawy z tonu swego głosu. Tkwiła w jakimś kokonie,
240
otulona przez mgłę. Miała spuchnięty język i ciężkie powieki. W polu
widzenia pojawiło się morze, lecz była zbyt otępiała, by zwrócić na to
uwagę.
- Koniec z narkotykami - oznajmiła.
- Saro, ból będzie zbyt ostry - powiedział.
- Chcę mieć jasny umysł.
Nie przytaknął ani nie zaprzeczył. Po prostu pilotował samolot.
Podjęcie decyzji o odsunięciu środków przeciwbólowych rozproszyło
nieco mgłę. Ból przyczaił się w dole kręgosłupa, a gwałtowniejszy
ruch przypomniał, że wciąż tam jest. Kiedy organizm nie otrzymał
kolejnej dawki morfiny, ból się nasilił. Za to zmysły się wyostrzyły.
Kiedy w dole pojawiły się ośnieżone wysepki, Sara chwyciła
Willa za rękę. Jakaś jej część pragnęła, by Susan była teraz z nimi,
żeby schowała się, jak poprzednim razem, i wyskoczyła zza tylnego
siedzenia, gdy samolot wylądował. Z drugiej strony cieszyła się, że
będą sami.
Zbliżając się do wyspy, samolot przeciął białe smugi na błękitnym
niebie. Sara zobaczyła skały na północy, zatokę na południu, kaplicę
na wschodzie i czekała na pojawienie się orła. Może Mike będzie na
nich czekał na lądowisku.
- Jesteśmy na miejscu - szepnęła, patrząc na Willa rozjaśnionym
wzrokiem.
W odpowiedzi ścisnął jej rękę.
Czekał na nich komitet powitalny. Will postarał się wylądować
najdelikatniej, jak potrafił, mając świadomość, że środki
przeciwbólowe przestały działać. George i Bess mieli miny ponure jak
noc, a Mike starał się uśmiechać. Towarzyszyła im pielęgniarka z
bezosobowym wyrazem twarzy, ubrana w granatową kurtkę, spod
której wystawała biała spódnica. Pchała przed sobą fotel na kółkach.
Will wyniósł Sarę z samolotu. Objęła go za szyję i poczuł jej
oddech na policzku. Zapragnął nagle zabrać ją gdzieś i kochać się z
nią, planować podróże i wspólne życie. Powinni zamieszkać bliżej
morza. Nie mógł przestać o tym myśleć, nawet gdy sadzał ją w fotelu.
Pochylił się i zanurzył usta w jej włosach.
- Saro - powiedział z powagą w głosie George. Wyglądał, jakby
miał sto lat.
241
- Cześć, tato - odpowiedziała Sara. - Cześć, ciociu Bess.
- Witaj, kochanie.
Ciocia Bess jako jedyna nie bała się jej dotknąć. Objęła ją i
ucałowała. Kiedy odsunęła się od fotela, Sara uśmiechnęła się do
Mike'a.
- Witaj, Mike.
- Cześć, mamo.
Zawahał się, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić. Will miał ochotę
porządnie nim potrząsnąć. Zacisnął palce na rączkach fotela. Sara
rozwarła ramiona, a Mike pochylił się z ociąganiem. Zaraz jednak
wzmocnił uścisk i wyglądało na to, że nie ma ochoty jej puścić.
- Jak reaguje na środki przeciwbólowe? -spytała Willa
pielęgniarka.
Omiótł ją spojrzeniem. Miała koło pięćdziesiątki, była niska i
korpulentna, o włosach koloru soli z pieprzem. Poorana zmarszczkami
twarz promieniowała życzliwością, a głos brzmiał miło i łagodnie.
- Nie chce ich brać -odpowiedział.
Podczas lotu on odpowiadał za Sarę. Jej decyzja o odstawieniu
morfiny przeraziła go, teraz jednak mógł się tym podzielić z
pielęgniarką. Niech ona przekona Sarę, by nadal brała środki
przeciwbólowe.
- Mam na imię Marta. - Przykucnęła przy fotelu Sary. -Jestem
dyplomowaną pielęgniarką i jeśli będziesz czegoś potrzebować, daj
mi znać.
Sara popatrzyła na nią z uwagą.
- Czy my się znamy? - spytała. - Jesteś z wyspy? Twoja twarz
wydaje mi się znajoma.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]