[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na twarzy i dłoniach, połamane kości wszystko to
były pamiątki po stoczonej walce.
Obserwując wroga, Hawk odczuwał ponurą sa-
tysfakcję. Im dłużej patrzył na tę ludzką maszkarę,
która krążyła przy spalonym wraku, nie zdając so-
bie sprawy z rozstawionych wokół ludzi, tym bar-
dziej tracił wszelką chęć zemsty. Nie miał naj-
mniejszych wyrzutów sumienia, pamiętał bowiem
ofiary Levette a: roześmianą brunetkę o dużych piw-
nych oczach i piękną rudowłosą modelkę z roz-
harataną twarzą.
Niestety, skurwiel znów umknął sprawiedliwo-
ści oznajmił posępnie. Naszej, ludzkiej. Na
szczęście pomściła nas góra. Ten maszkaron wska-
zał na buszującego po ziemi stwora już nigdy nie
będzie człowiekiem.
Odwrócił się, bardzo znużony i bardzo samot-
ny. Tęsknił za Sarą. Nie interesowało go, co się
stanie z Levette em. Niech jego ludzie zrobią z nim, co
chcą. Ruszył przed siebie, a po chwili rozpłynął się
w mroku.
ROZDZIAA DWUNASTY
Kiedy Sara obudziła się rano i zobaczyła, że Hawk
wyjechał, przez cały dzień płakała ze strachu
i bezsilności. Przestała dopiero wtedy, gdy zużyła
wszystkie chusteczki do nosa, a na dodatek rozbolała
ją głowa. Nie odbierała telefonu, nie chciała bowiem
rozmawiać z dziennikarzami, a potem zamartwiała
się, że może dzwonił Hawk. Dyskretny ochroniarz stał
w korytarzu, pilnując jej mieszkania; nie pozwalał,
aby ktokolwiek zakłócał Sarze spokój.
Następnego dnia włączyła sekretarkę automatycz-
ną, udzieliła trzech wywiadów prasowych, odmówiła
zaproszenia do lokalnego programu telewizyjnego
i obiecała Morty emu, że się z nim spotka, aby omówić
swoje dalsze plany zawodowe.
Męczyło ją ukrywanie się. Przedtem przez Levet-
te a musiała w pośpiechu opuścić Dallas, teraz przez
niego była skazana na przymusową bezczynność.
Facet naprawdę zalazł jej za skórę. Była wściekła.
Jedyna rzecz, która mogłaby jej poprawić humor, to
telefon od Hawka. Wiedziała, że dopóki nie usłyszy
jego głosu, na niczym nie będzie w stanie się skoncent-
rować.
Powinien już się odezwać szepnęła. Strach
o jego bezpieczeństwo i wyrzuty sumienia, że po-
zwoliła mu jechać, doprowadzały ją do szaleństwa.
Nie powinnam była go puścić. Mogłam go przecież
zatrzymać. Westchnęła. No tak, ale potem do
końca życia miałby do mnie żal.
Odwróciła się od okna i podeszła do łóżka. Zrezyg-
nowana, wyciągnęła się na puchowej kołdrze. Po
chwili przewróciła się na bok, tak by widzieć własne
odbicie w lustrze na komodzie.
Z tej odległości, w dodatku gdy mrużyła oczy, nie
widać było żadnych ran na twarzy. Zwiadczy to
o jednym że blizny faktycznie znikną bez śladu, toteż
gdyby chciała, mogłaby kontynuować karierę na wy-
biegu. Tyle że nie jest już wolną, niezależną dziew-
czyną; ma partnera, spodziewa się dziecka. Intuicja jej
podpowiadała, że tylko oni będą się liczyć w jej życiu.
Otworzyła szerzej oczy i ponownie spojrzała w lustro.
Tym razem zobaczyła młodą zakochaną kobietę, a nie
modelkę. Wstała i zrzuciła z ramion szlafrok; spadł na
podłogę, tworząc wokół jej stóp jedwabną kałużę.
To też ja, pomyślała, patrząc na swoje pełne piersi,
smukłą talię i szczupłe biodra. To właśnie idealnie
ukształtowana, zgrabna sylwetka oraz wspaniałe dłu-
gie nogi przyniosły jej popularność. I jeszcze włosy,
gęste, lśniące, o pięknej kasztanowej barwie. Zgarnęła
je w koński ogon i obróciła się, spoglądając na siebie
z boku. Nagle ręce zaczęły jej drżeć. Nie ma miejsca
na jej ciele, którego Hawk by nie dotykał, nie pieścił,
nie całował.
Wszystko się teraz zmieniło. Dawniej była nieza-
leżna, mogła robić, co jej podoba, i nikomu się z tego
nie tłumaczyć. Dziś Hawk i dziecko, które powstało
z ich miłości, stanowią sens jej życia. Dlatego do czasu
powrotu Hawka nie chciała podejmować żadnych
wiążących decyzji.
Najgorsze było nie tyle czekanie, co niepewność,
czy Hawkowi nic nie zagraża. Nie, najgorsze było
niespodziewane odkrycie, że Hawk jest kłamcą, oszu-
stem. Wyszło to na jaw przypadkiem, kiedy do jej
drzwi zastukał zasępiony człowiek, który przedstawił
się jako jego księgowy.
Nie posiadała się ze złości. Wysłuchawszy faceta,
obiecała mu, że powie Hawkowi, aby zadzwonił do
niego, jak tylko wróci do Dallas, po czym z furią
zatrzasnęła drzwi.
Jak śmiał ukrywać to przede mną? Myślałam, że
mieszka w skromnej chacie na Kiamichi, bo nie stać
go na inne życie.
Rozmawiając sama z sobą, krążyła z pokoju do
pokoju i coraz bardziej wściekła ciskała na podłogę to
poduszkę, to jakieś kolorowe pismo.
Wcale nie jest tym biednym, nieszczęśliwym
Indianinem, który zaszył się samotnie w górach, bo
świat odwrócił się do niego plecami. Co to, to nie!
krzyknęła, kierując słowa do pustej ściany. Jest
bardzo bogatym, nieszczęśliwym Indianinem, który
dzięki ostatniej inwestycji znalazł się w grupie osób
płacących najwyższe podatki.
Usiadłszy w fotelu, podparła rękami głowę i wybu-
chnęła płaczem.
Boże, niech tylko wróci. Niech bezpiecznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]