[ Pobierz całość w formacie PDF ]
lepiej Kodaka. Widziałeś choćby jednego człowieka, który nie
ma zdjęć swoich dzieci? Gdziekolwiek są dzieci, znajdą się i
rodzice z aparatem fotograficznym. Pstrykasz bez przerwy:
dziecko się rodzi -zdjęcie, dziecko uczy się siadać - zdjęcie,
dziecko ma ząbek - znów kilka zdjęć.
- Co teraz? - przerwał mu Scott. Jessica z herbatnikiem w
buzi objęła rączkami jego kolano i podniosła nóżkę, próbując
wdrapać się na kanapę.
- Chyba cię polubiła - zauważył Mike. - Wygląda na to, że
chce ci usiąść na kolanach.
Scott wziął dziewczynkę pod ramiona i podniósł ją do góry.
Była cięższa niż przypuszczał i bezwładna jak worek kartofli, ale
kiedy już posadził ją sobie na kolanach, stała się dużo lżejsza.
- Powiedz: Scott, Jessica - namawiał ją ojciec. - Scott.
- Ott - powtórzyła i próbowała wetknąć mu w usta swoje
rozciamkane ciasteczko.
- Czy ona nie jest słodka - rozczulił się Mike. - Dzieli się z
tobą.
Scott z obrzydzeniem odsuwał głowę, uchylając się jak
najdalej od rączki z rozmiękłym herbatnikiem.
- Mam to zjeść? Przecież to niezdrowe. Bakterie, prawda?
- Udawaj, że jesz - roześmiał się Mike i zademonstrował, jak
należy to zrobić. Otwierał bardzo szeroko usta, ruszał szczękami,
naśladując żucie i mruczał mniam, mniam .
- Mniam, mniam? - Scott wybuchnął śmiechem, a Jessica,
korzystając z jego nieuwagi, dotknęła herbatnikiem do jego
brody. Cofnął gwałtownie głowę i zaczął naśladować Mike'a.
Ugryzł kawałek powietrza i powtarzał: mniam, mniam . Czuł
się jak idiota.
Dziecko zaśmiało się radośnie i dalej dziobało ciastkiem
jego wargi. Powtórzyli tę zabawę jeszcze kilka razy, zanim się
wreszcie zmęczyła. Odwróciła się, oparła o niego plecami i
patrzyła w telewizor, jakby rozumiała o co chodzi w meczu
futbolowym, który oglądali Scott i Mike. Matka Jessici robiła
świąteczne porządki, więc wysłała dziecko z tatusiem do Scotta,
żeby nie przeszkadzali w domu.
- Popatrz, zasypia - powiedział po chwili Mike.
Scott spojrzał na dziecko. Dziewczynka pochyliła główkę na
bok. Jej włosy, tak samo jasne jak włosy Mike'a, skręcały się w
kędziory wokół twarzy. Scott pomyślał ciepło, jakie to dziwne, że
to delikatne maleństwo tak łatwo mu zaufało.
- Jak to jest? - zapytał Mike'a.
- Co? - rzucił nieuważnie Mike, zapatrzony w akcję na
boisku.
Scott odczekał, aż będzie aut i sprecyzował pytanie.
- Jak to jest, kiedy ma się dziecko?
- To ciągły obowiązek - odpowiedział Mike. - To znaczy,
wiesz, że nie możesz się tego pozbyć, masz to na stałe. Zanim
Jessica się urodziła, często po prostu zostawialiśmy kotu w misce
podwójną porcję i jechaliśmy gdzieś na weekend. Teraz pójście
na dwie godziny do kina, to ogromne przedsięwzięcie. Trzeba
znalezć kogoś do dziecka, poinstruować, co ma robić, a i tak cały
czas martwisz się, jak sobie radzi. A wyjazd na weekend?
Chłopie, to jakbyś jechał w trasę z objazdowym cyrkiem:
ubrania, pieluchy, jedzenie, składane łóżeczko, koce, śliniaki,
aparat fotograficzny...
- Czy...
- Co? Czy to warto?
- Tak, chyba właśnie o to chciałem zapytać.
- Dlaczego nagle zaczęło cię to obchodzić?
- Próbuję sobie to wszystko jakoś poukładać. Znamy się od
tylu lat. Pamiętasz, jak błaznowaliśmy na studiach?
- Aeb mi pęka na samo wspomnienie kaca po meczu UF z
Georgią na ostatnim roku.
- Niby jesteśmy takimi samymi ludzmi, a tymczasem
okazuje się, że ty nagle umiesz zmieniać pieluchy, gadasz
pieszczotliwie do dziecka i jeszcze się z tego cieszysz. Nie mogę
pojąć, że to ten sam człowiek, z którym śpiewałem sprośne
piosenki w środku nocy.
- Jesteśmy tacy sami, tylko trochę dorośliśmy. Pamiętasz, jak
odkładaliśmy prace zaliczeniowe na ostatnią chwilę, a potem
harowaliśmy do rana? W sesji egzaminacyjnej kładliśmy się o
trzeciej, czwartej nad ranem. A teraz - jesteśmy rozsądni,
zorganizowani. Nosimy garnitury do pracy, ludzie nas szanują.
- Jesteśmy dobrze ustawionymi facetami, takimi, jakich
kiedyś wytykaliśmy palcami.
- I okazało się, że to wcale nie jest takie straszne, jak nam się
wtedy wydawało. Ja osobiście wolę swojego mercedesa zamiast
tamtego starego grata, którego nigdy nie mogłem zapalić i
naprawdę nie narzekam na to, że mam dom, w którym czeka na
mnie Susan.
- I Jessica - dodał miękko Scott.
Mike z czułością popatrzył na śpiącą córeczkę.
- Ona jest jak krem na torcie, stary. Pewnie, że dziecko to
duży kłopot, ale przynajmniej masz po co żyć. A kiedy łapie
mnie za szyję i mówi tata , to... - Oczy mu zwilgotniały. -
Nawet nie umiem ci powiedzieć, co czuję. Tego się nie da
wyrazić słowami. To trochę tak, jakbym dzięki niej rósł, stawał
się większy i lepszy niż kiedykolwiek przedtem - powiedział
Mike i żeby ostudzić nieco emocjonalną temperaturę swego
wyznania, zaczął uważnie śledzić akcję na boisku. W czasie
przerwy w meczu wyjął z torby kocyk i rozłożył go na podłodze.
- Zasnęła na dobre - powiedział. - Położę ją, zanim ci ręce
zesztywnieją. - Delikatnie przekręcił dziecko na brzuszek i
przykrył lekką kołderką. Mała westchnęła ciężko przez sen,
przytuliła się do kocyka i ucichła.
Scott poczuł dziwny chłód, jakby pustka wpełzła na jego
kolana w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą spało dziecko. %7łeby
się uwolnić od tego wrażenia, poszedł do kuchni po piwo.
- Czyżbyście ty i Dory postanowili się wreszcie ustabi-
lizować? - zapytał Mike, gdy Scott wręczył mu puszkę z piwem.
Scott zdał sobie sprawę, że ma teraz wspaniałą okazję do
odbycia szczerej rozmowy z przyjacielem. Jednak stchórzył i
wykręcił się od odpowiedzi, zadając kolejne, dociekliwe pytanie.
- Czy nie męczy cię ta ciągła odpowiedzialność?
- Oczywiście, że męczy. Męczy mnie odpowiedzialność
wobec towarzystwa kredytowego i banku, które zapłaciły za mój
samochód i odpowiedzialność wobec klientów, którzy oczekują
od naszej firmy nieomylności. Odpowiedzialność wobec facetów,
z którymi gram w golfa i którzy spodziewają się, że wygramy
następny turniej, też mnie męczy.
- Przecież wiesz, że nie o to pytam.
- Oczywiście, że wiem. Pewnie, wkurza mnie czasem, że
muszę dzwonić do domu, gdy mam zamiar wrócić trochę pózniej
i nie zawsze mam ochotę na czułości z Susan, kiedy wykończony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]