[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Och, Luke! Jakie to... - Zabrakło jej słów na widok różnobarwnych
kwiatów w doniczkach, ustawionych w płaskim pudle.
- Do roboty. - Rozglądał się po salonie. - Gdzie będzie wam
najlepiej?
Błyskawicznie porozstawiał wszystkie doniczki: jedna roślina
zwieszała ukwiecone łodygi z regału, inne wypełniły jaskrawymi barwami
niewielką niszę, jeszcze inne stanęły na parapecie i nad kominkiem.
Wszystkie były odmianami grudnika, który stał w kuchni.
- Co ty na to? - Luke usiadł na środku kanapy i wziął swój kubek z
kawą.
- Przepięknie! - Nie spuszczała wzroku z jego twarzy, napawając się
wyrazem nieskrywanego zadowolenia. - Lubisz obserwować, jak coś
39
RS
rośnie, prawda? Lubisz opiekować się roślinami i ludzmi, na przykład
małą Tiną.
Uśmiechnęli się porozumiewawczo. Wiedzieli już, że poparzenia nie
są tak dotkliwe, jak mogło się wydawać, i że powinny zagoić się w ciągu
trzech tygodni, nie pozostawiając blizn.
Patrzył jej w oczy, w myślach rozważając jej słowa.
- Może po prostu kocham życie. - Ujął jej dłoń. - Zdaje się, że
otarłem się o śmierć w wyniku tego wypadku, a kiedy doszedłem do
siebie, poczułem, że wcześniej mnie nie było. - Zmarszczył brwi, jakby
szukał odpowiednich słów. -W pewnym sensie musiałem siebie wymyślić.
- Wymyślić siebie? - Zaskoczyło ją to sformułowanie.
- Musiałem dowiedzieć się, co lubię i czego nie lubię, co potrafię i
czego nie potrafię. Nie miałem żadnych doświadczeń z przeszłości, na
których mógłbym się oprzeć.
- Co sprawiło, że postanowiłeś zostać pielęgniarzem?
- To nie moja zasługa. Kiedy ostatecznie pogodziłem się z myślą, że
iluminacja nie nastąpi i nie odzyskam przeszłości, musiałem znalezć
sposób zarabiania na życie.
Uścisnął mocniej jej dłoń, oddając się mrocznym wspomnieniom.
- Najpierw pracowałem w szpitalu jako salowy, potem dowiedziałem
się o istnieniu kierowców karetek.
- Co takiego?! - Roześmiała się. - Czego się o nich dowiedziałeś?
- Karetki mają prawo nie przestrzegać ograniczeń prędkości,
przejeżdżać przez skrzyżowania na czerwonym świetle, jezdzić każdą
stroną jezdni... Nie wiem, jaki byłem w wieku kilkunastu lat, ale to mi się
spodobało!
40
RS
- Uzależniony od ryzyka! - rzuciła z wyrzutem.
- To prawda.
- I dlatego masz wszystkie możliwe prawa jazdy? %7łeby móc jezdzić
karetkami na każdej szerokości geograficznej!
- Poniekąd. - Spoważniał:  Poza tym liczyłem, że może kiedyś
byłem sławnym kierowcą i jakiś komputer na podstawie moich zdjęć
gdzieś mnie w końcu znajdzie. Marzyłem sobie, że jakiś drobny urzędnik
wrzaśnie:  Eureka!", odnajdując dwa prawa jazdy z tym samym zdjęciem,
ale z innymi nazwiskami, i oskarży mnie o fałszerstwo.
W milczeniu pili kawę. Sally bała się ruszyć, by nie cofnął swojej
dłoni. Nie miała jednak całkowitej pewności, kto kogo trzyma za rękę.
- Jeżeli samochody sprawiały ci tyle radości, to dlaczego z nich
zrezygnowałeś?
- Odkryłem, że jestem jeszcze lepszy w sprawach medycznych, więc
zapisałem się na różne kursy i po dwóch latach skierowano mnie na
szkolenie dla pielęgniarzy. Chyba mam jakieś szczególne wyczucie...
Lekceważąco uniósł jedno ramię, lecz Sally wiedziała, co miał na
myśli.
W ciągu tych paru tygodni słyszała niejedną niesamowitą opowieść o
Luke'u Nemo, o tym, jak potrafi znalezć się w samą porę we właściwym
miejscu, i to z potrzebnym sprzętem.
- Czy myślisz... - zaczęła, lecz w tej samej chwili do salonu wpadła
Amber, domagając się ich uwagi.
- Wspaniały pies - powiedział Luke do Amber, która wpatrywała mu
się w oczy, z wdzięcznością przyjmując jego pieszczoty. - Jak długo ją
masz?
41
RS
Sally zastanawiała się, ile czasu upłynęło, odkąd ze złamanym
sercem porzuciła Briana. Jechała samochodem przez kilka godzin, aż w
końcu gdzieś zaparkowała. I tam właśnie znalazła Amber z obrożą z drutu
kolczastego. Pies był u kresu sił i bardzo bał się wszystkich mężczyzn, co
kazało Sally przypuszczać, że ktoś się nad nim znęcał.
- Niecałe dwa miesiące.
Sama się zdziwiła, że upłynęło już tyle czasu. Nie mogła sobie
przypomnieć, jak wyglądało jej życie bez psa.
- Tylko? Ona zachowuje się tak, jakbyś należała do niej od dawna.
Rozbawiło ją takie sformułowanie, więc opowiedziała mu historię
Amber.
- Dranie! - warknął. - Jak można maltretować bezbronne stworzenie?
W tej samej chwili Sally pojęła, dlaczego Amber tak za nim
przepada, mimo że Luke jest mężczyzną.
- Luke'u Nemo, jesteś oszustem - oznajmiła. - Obnosisz się z
kamienną twarzą, ale pod spodem jesteś zupełnie inny!
- Cii! - Zasłonił jej usta dłonią i zaczął się rozglądać, jakby obawiał
się, że ktoś ich podsłuchuje. - Nie wolno ci wyjawić mojej tajemnicy, bo
mi się nie uda...
Patrząc sobie w oczy, śmiali się w głos, aż nagle śmiech zamarł,
wyparty przez mroczną świadomość pożądania.
Zobaczyła, jak mu się rozszerzają zrenice i zarazem poczuła, że palce
zakrywające dotąd jej usta zaczynają je pieścić.
Napięcie to nie uszło uwagi Amber, która wydała z siebie niepewny
skowyt, psując nastrój.
42
RS [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •