[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obite były szarą tapetą w szare kwiatki. Podłoga, zapuszczona i farbowana przez Ewę,
lśniła czystością. Na środku pokoju stal stoliczek, gdzie na czerwonej tacy ze złoconymi
różyczkami znajdowały się trzy filiżanki i cukierniczka z limuzyńskiej porcelany. Ewa sy-
piała w przyległej alkówce, która mieściła wąskie łóżko, starą berżerkę i stolik do roboty
pod oknem. Szczupłość tej okrętowej kajuty wymagała, aby oszklone drzwi były wciąż
otwarte dla powietrza. Mimo nędzy, widniejącej w tych szczegółach, całość oddychała
skromnością pracowitego życia. Dla tych. którzy znali matkę i dwoje dzieci, obraz ten
przedstawiał wzruszającą harmonię.
Lucjan wiązał krawat, kiedy kroki Dawida rozległy się w dziedzińcu; równocześnie
nieomal pojawił się drukarz z miną człowieka, któremu spieszno przybyć.
Zwycięstwo. Dawidzie krzyknął ambitny chłopak triumfujemy! Kocha mnie!
Pójdziesz do niej.
Nie rzekł drukarz z zakłopotaniem przychodzę ci podziękować za ten dowód
przyjazni, który mnie pobudził do poważnych dumań. Moje życie, Lucjanie jest wytyczo-
ne. Jestem Dawid Sechard, drukarz w Angouleme, którego nazwisko widnieje na wszyst-
kich murach u spodu afiszów. Dla tej kasty jestem rękodzielnikiem, przemysłowcem, jeżeli
wolisz, słowem: kupcem zagwożdżonym w sklepie przy ulicy de Beaulieu, na rogu placu
du Murier. Nie mam jeszcze ani majątku takiego Kellera, ani sławy Despleina: oto dwa ro-
dzaje potęgi, której szlachta usiłuje jeszcze przeczyć i która godzę się w tym z poglą-
dami szlachty niczym jest bez umiejętności życia i wykwintnej formy. Czym mogę
usprawiedliwić ten nagły krok w górę? Stałbym się przedmiotem szyderstwa zarówno dla
mieszczan, jak szlachty. Co do ciebie, ty jesteś w odmiennym położeniu. Prot nie jest
obowiązany do niczego. Pracujesz nad zdobyciem wiadomości niezbędnych dla twoich
dzieł, możesz wytłumaczyć obecne zatrudnienie swoją przyszłością. Zresztą możesz jutro
chwycić się czego innego, studiów prawnych, dyplomacji, urzędu. Słowem nie jesteś ani
zarejestrowany, ani opatrzony etykietą. Korzystaj z tej swobody, krocz sam i sięgaj po za-
szczyty. Kosztuj radośnie wszystkich rozkoszy, nawet tych, które daje próżność. Bądz
szczęśliwy, ja będę się cieszył twoim powodzeniem, będziesz drugim mną. Tak, myśl moja
pozwoli mi żyć twoim życiem. Dla ciebie uczty, blaski świata i chybkie sprężyny jego in-
tryg. Dla mnie surowe, mozolne życie przemysłowca i powolne prace nauki. Ty będziesz
naszą arystokracją rzekł spoglądając na Ewę. Kiedy będziesz się chwiał, znajdziesz
moje ramię, aby cię podeprzeć. Jeżeli przyjdzie ci użalić się na jaką zdradę, będziesz się
mógł skryć w nasze serca, znajdziesz tam niezmienną miłość.
Protekcja, fawory, dobra wola, podzielone na dwie głowy, mogłyby się wyczerpać,
szkodzilibyśmy sobie wzajem; idz przodem, będziesz mnie holował, gdy zajdzie potrzeba.
Nie zazdroszczę ci zgoła, poświęcam się tobie. To, coś zrobił dla mnie, ryzykując, iż stra-
cisz swą dobrodziejkę, kochankę może, raczej niżbyś mnie miał opuścić, niżbyś się miał
mnie zaprzeć, ta prosta rzecz tak wielka, wiesz, Lucjanie, na zawsze związałaby mnie z to-
bą, gdybyśmy nie byli już braćmi! Nie miej ani wyrzutów, ani zgryzoty, iż na pozór bie-
38
rzesz lepszą cząstkę. Po myśli mi jest taki podział. Wreszcie gdybyś mi nawet zadał nieco
utrapień, kto wie, czy nie będę zawsze twoim dłużnikiem?
Mówiąc te słowa rzucił trwożliwe spojrzenie na Ewę, której oczy napełniły się łzami,
zgadywała wszystko.
Wreszcie rzekł do zdumionego Lucjana ty jesteś zgrabny, masz ładną figurę,
umiesz się ładnie ubrać, wyglądasz na panicza w swoim niebieskim fraczku z żółtymi gu-
zikami i prostych nankinowych spodenkach; ja wyglądałbym wśród tych ludzi na wyrob-
nika, byłbym niezgrabny, skrępowany, mówiłbym głupstwa albo w ogóle nic. Ty, aby
uczynić zadość przesądowi nazwiska, możesz przybrać nazwisko matki, zwać się Lucja-
nem de Rubempre; ja jestem i będę zawsze Dawidem Sechard. Wszystko ci sprzyja, a
wszystko mnie szkodzi w tym świecie. Stworzony jesteś, aby w nim zdobyć miejsce. Ko-
biety będą ubóstwiać twą anielską twarz. Nieprawdaż, panno Ewo?
Lucjan skoczył Dawidowi na szyję i uściskał go. Ta skromność przecinała wiele wąt-
pliwości, kłopotów. W jakiż sposób nie zdwoiłby swej czułości dla człowieka, który przez
przyjazń doszedł do tych samych refleksji, jakie jemu podyktowała ambicja? Obaj czuli, iż
droga się wygładziła, serce ambitnego chłopca oraz jego przyjaciela wzbierało radością.
Był to jeden z owych rzadkich momentów w życiu, kiedy wszystkie siły są łagodnie na-
pięte, wszystkie struny drgają wydając pełne tony. Ale ten rozsądek pięknej duszy potęgo-
wał jeszcze w Lucjanie skłonność sprawiającą, iż człowiek wszystko odnosi do siebie.
Wszyscy powiadamy, mniej albo więcej, jak Ludwik XIV: Państwo to ja .
Bezwzględna czułość matki i siostry, poświęcenie Dawida, przyzwyczajenia, jakich na-
brał widząc się przedmiotem tajemnych wysiłków trojga istot, dawały Lucjanowi wszyst-
kie wady rozpieszczonego panicza. rodziły w nim ów egoizm, który żre wysokie sfery
społeczne. Pani de Bargeton podsycała ten egoizm zachęcając Lucjana, by zapomniał
swoich zobowiązań wobec matki, siostry i Dawida. Jeszcze się to nie stało; ale czyż nie
należało się lękać, iż rozszerzając krąg swej ambicji będzie musiał myśleć tylko o sobie,
aby się w nim utrzymać?
Skoro minęło wzruszenie. Dawid zwrócił uwagę Lucjana. że jego poemat Zwięty Jan
na Patmos jest może zbyt biblijny, aby go czytać wobec ludzi mało obytych z apokalip-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]