[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 To byłoby cudownie!  zawołała. Ale... może to... nie wypada.
 Nie wypada?  zdziwił się Pierre Beauvais. Zaza uświadomiła sobie, iż
znów zapomniała, że nie jest księżniczką Marier-Celeste, lecz najzwyklejszą
mademoiselle Dumont, i że w tej sytuacji śmiało może przyjąć towarzystwo
mężczyzny, którego w dodatku zaakceptował jej opiekun. Chcąc chociaż
częściowo naprawić swój błąd, powiedziała:
 Myślę, że... nie powinnam zajmować panu zbyt wiele czasu. Ale gdyby
zechciał pan chociaż trochę pokazać mi Paryż, byłabym ogromnie... szczęśliwa.
 Tyle jest tu rzeczy do obejrzenia, że z pewnością zajmie to nam wiele
czasu.
Zaza ciekawa była, jak by zareagował, gdyby mu powiedziała, iż wszystko
zależy od tego, na jak długo wystarczy jej pieniędzy. Oczywiście nie mogła
pozwolić na to, aby regulował za nią rachunki. Zdawała sobie jednak sprawę,
że on z kolei z pewnością się nie zgodzi, aby płaciła za siebie. Pomyślała, że
musi porozmawiać o tym z profesorem i że chciałaby, by zwrócił panu
Beauvais wszystko, cokolwiek ten na nią wyda.
 Czym pani się martwi?  zapytał Pierre Beauvaise.
 Skąd pan... wie, że się... martwię?  zdziwiła się Zaza.
 Pani oczy potrafią być pełne wyrazu, a przy tym takie tajemnicze 
rzekł.  Jest coś, czego w pani nie rozumiem. Jednocześnie odnoszę wrażenie,
że mogę czytać w pani myślach i wiedzieć, co pani czuje.
 Teraz dopiero mnie pan... zdenerwował!  zaprotestowała Zaza.  Nie
życzę sobie, aby... ktokolwiek czytał w moich... myślach.
 Dlaczego?
 Ponieważ należą tylko... do mnie.
 Nie chcę, aby miała pani jakieś sekrety przede mną.
Powiedział to w taki sposób, iż poczuła, że musi jakoś zareagować.
 Jak pan może mówić coś podobnego  zapytała  skoro dopiero co
poznaliśmy się.
 Nie widzę w tym nic niestosownego  zauważył Pierre Beauvais. 
Przecież jako symbolistka musi pani wiedzieć, iż ważne jest nie to, jak długo
się kogoś zna, lecz to, co się do niego czuje.
Po chwili wahania Zaza przyznała:
 Chyba ma pan rację.
 Oczywiście, że mam. Od pierwszej chwili, kiedy... ciebie ujrzałem,
byłem pewien, iż jesteś kobietą, jakiej szukałem przez całe życie, choć nie
wierzyłem, że istnieje.
Mówił prawie szeptem i Zaza czuła, że drży. Milczała jednak nie mogąc
wykrztusić słowa i Pierre Beauvais, nie odrywając od niej oczu, ciągnął:
 Może spotkaliśmy się już w jakimś innym bycie, bo czuję, że od dawna
cię znam, że twoje myśli są moimi myślami, a twoje uczucia moimi uczuciami.
Na te słowa jakieś dziwne wibracje zaczęły przenikać jej ciało tamując
oddech.
 Jesteś taka piękna  mówił dalej Pierre Beauvais  tak doskonale i
niewyobrażalnie piękna. Chciałbym zamknąć cię w szklanej klatce, aby oprócz
mnie nikt nie mógł cię dotknąć. Jaki to dziwny zbieg okoliczności, że ze
wszystkich miejsc na świecie za cel podróży wybrałaś właśnie Paryż.
 Nie... rozumiem, o czym... mówisz.
 Myślę, że rozumiesz  rzekł.  Ale teraz, ponieważ nie chciałbym, aby
twój stryj pomyślał, iż go zaniedbujesz, proponuję, żebyśmy wracali już do
hotelu.
Zaza chciała krzyczeć, że wcale nie pragnie stąd wychodzić. Wolała dalej go
słuchać siedząc w tej maleńkiej, przytulnej kafejce, gdzie stoliki przykryte były
serwetami w kratę i gdzie pod stopami czuło się zwykłą drewnianą podłogę.
Nic jednak nie powiedziała. Zrezygnowała z deseru, i tylko wypiła gorzką,
mocną kawę, jakiej nigdy nie podawano w pałacu w Melhausen.
 Twój stryj spotyka się dziś wieczorem ze swoimi przyjaciółmi 
odezwał się Pierre Beauvais, jakby nad czymś się zastanawiał.  Dotrzymamy
mu towarzystwa podczas kolacji, ale pózniej, biorąc pod uwagę długą podróż,
którą masz za sobą oraz przeżycia związane z wypadkiem, uważam, że
powinnaś pójść spać. Dzisiaj więc nigdzie cię już nie zaproszę. Ale jutro, być
może, pójdziemy potańczyć.
 Potańczyć?
Oczy Zazy zalśniły. Czytała o takich miejscach w Paryżu, gdzie tańczy się
na świeżym powietrzu. Wiedziała jednak, że profesorowi nie przyjdzie nawet
do głowy, aby ją tam zaprowadził.
 Tak, potańczyć  powtórzył Pierre Beauvais.  Nie wątpię, że jesteś
lekka jak puch, a ponieważ bardziej przypominasz bajeczne zjawisko niż istotę
ludzką, twoje stopy z pewnością ledwie dotykają ziemi.
Zaza roześmiała się.
 Jaka to będzie kompromitacja, jeśli po tym wszystkim, co powiedziałeś,
okaże się, że jestem ciężka jak kłoda.
 Powiem ci prawdę po pierwszym wspólnym tańcu  oznajmił śmiejąc
się, jakby z góry wiedział, jaką wspaniałą będzie partnerką.
Nagle Zaza uświadomiła sobie, że w Paryżu tańczy się zupełnie inaczej niż
w pałacu w Melhausen.
Od czasu gdy Zaza stała się na tyle dorosła, aby oficjalnie bywać w
towarzystwie, ojciec wydał dwa bale, podczas których  z uwagi na jej
pozycję  pozwolono jej tańczyć jedynie z najznamienitszymi arystokratami w
Melhausen. Nie zrobili oni na niej najlepszego wrażenia. Wydawali się jej
starzy i z pewnością nie byli dobrymi tancerzami.
Zmartwiła się więc teraz, iż nie ma pojęcia, jak tańczy się polkę,
najpopularniejszy obecnie taniec wśród młodych mieszkańców Paryża.
 Obiecuję, że cię nauczę  powiedział po prostu Pierre Beauvais.
Zaza była przerażona: on rzeczywiście czytał w jej myślach.
 Mam wrażenie  ciągnął dalej  iż to wpływ profesora sprawił, że to co
wiesz o muzyce, więcej ma wspólnego z klasyką niż ze współczesnością. Ale
postaram się, byś nadrobiła te braki.
 Obawiam się, że jestem wielką ignorantką w tych sprawach  nieśmiało
zauważyła Zaza.
 Jak dotychczas dowiodłaś zupełnie czegoś innego  odrzekł Pierre
Beauvais. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •