[ Pobierz całość w formacie PDF ]
różnicach tak subtelnej natury, że stwierdzić je mógł tylko umysł wyszkolony, zwróciły
przeciw sobie biskupów i całe zrzeszenia. Z obu stron polał się obficie atrament teologów i
krew fanatyków, a spokojnych wyznawców religii Chrystusa przyprawiało o dreszcz wstrętu
stwierdzenie, że wiara ich mogła stać się powodem takich walk i takiego krwi rozlewu, o
jakim nie wspominały dzieje żadnej religii świata. Wielu z nich, wstydem i smutkiem
przejętych usunęło się na pustynię libijską lub na stepy czarnomorskie, aby oczekiwać tam
wśród modłów, po wyrzeczeniu się rozkoszy ziemskich, powtórnego przybycia Zbawiciela,
którego spodziewali się wszyscy. Ale na pustyni nawet dochodziło ich echo dalekich swarów,
to też pustelnicy przyglądali się z pode łba przechodzącym obok ich jaskiń podróżnym,
których podejrzewali o zetknięcie się z zarazą Athanazjusza lub Ariusza.
Takim pustelnikiem był Simeon, o którym piszę. Jako Trynitariusz i katolik,
zgorszony był bezwzględnym prześladowaniem Arian, przypominającym może tylko gwałty,
jakich ci sami Arianie dopuszczali się w dniach ich potęgi na swoich braciach w Chrystusie.
Zniechęcony ciągłymi swarami i przekonany, że koniec świata już bliski, opuścił dom swój w
Konstantynopolu i powędrował za Dunaj do Dacji, szukając między osadnikami gockimi
miejsca, gdzieby był wolny od niekończących się nigdy dysput. Posunąwszy się jeszcze dalej
na północny wschód przebył rzekę, którą dziś zwiemy Dniestrem i znalazłszy na wielkiej
równinie skalisty pagórek, sklecił chatę pod jego szczytem i postanowił spędzić resztę życia
na rozmyślaniach, z dala od świata. W rzece nie brakło ryb, na płaszczyźnie zwierzyny, a
jagód było w bród tak, że poszukiwanie środków służących do pokrzepienia jego cielesnej
powłoki i przerywających mu ćwiczenia duchowe nie stano wiło wielkich trudności.
W ustroni tej spodziewał się znaleźć zupełny spokój, ale nadzieja jego była płonną. W
tydzień po przybyciu, w ciągu godziny, poświeconej ziemskiej ciekawości zbadał stoki
skalistego wzgórza na którym żył. Zwróciwszy się na lewo pomiędzy krzewy mirtu i drzewa
oliwne, znalazł się przed wejściem do jaskini, gdzie siedział siwobrody, siwowłosy, bezsilny
starzec - również jak i on pustelnik. Człowiek ten przebywał tak długo w samotności, że
prawie zapomniał mówić, w końcu jednak skoro otrząsnął się z wrażenia, pouczył Simeona,
że jest greckim obywatelem, że nazywa się Paweł z Nikopolis i że wybrał się na pustynię, aby
ocalić duszę i uciec przed zarazą herezji.
- Nie sądziłem bracie Simeonie - rzekł - że znajdę kogoś, kto w takim samym
zbożnym celu, jak ja, zapuści się aż tak daleko. Przez szereg lat, a jest ich tak wiele, że
straciłem rachubę czasu, nie widziałem na oczy człowieka, wyjąwszy jednego czy dwóch
pasterzy daleko na stepie.
Z miejsca gdzie siedzieli widać było wielką falującą równinę - pokrytą trawą i
błyszczącą w słońcu żywą zielenią - która rozciągała się gładka jak morze daleko na wschód.
Simeon Melas przyglądał się jej z ciekawością.
- Powiedz mi, bracie Pawle - rzekł - który tu żyłeś tak długo - co się znajduje po
drugiej stronie równiny?
Starzec wstrząsnął głową.
- Równina ta nie ma końca. Leży na skraju świata i graniczy z wiecznością. Przez
wszystkie te lata, które tu spędziłem, nie widziałem nigdy, aby ktoś przez nią wędrował.
Rzecz oczywista jednak, że gdyby się gdzieś kończyła, pojawiłby się od czasu do czasu jakiś
- A nad czym rozmyślasz, bracie Pawle?
- Z początku rozmyślałem nad wieloma świętymi tajemnicami,
ale teraz od
dwudziestu lat zastanawiam się wciąż nad naturą Słowa. Jakież jest twoje zdanie w tej
żywotnej kwestii, bracie Simeonie?-
- Zaiste - rzekł młodszy mężczyzna - nie ma tu żadnych wątpliwości! Słowo jest na
pewno tylko mianem, użytym przez św. Jana dla oznaczenia Bóstwa.
Stary pustelnik ryknął z wściekłości, a jego brunatna, opalona twarz ściągnęła się w
przypływie gniewu. Chwyciwszy za potężną pałkę, której używał w celach obrony przed
wilkami, potrząsnął nią przed oczyma towarzysza.
- Precz stąd! Precz z mojej celi! - wrzasnął. - Więc dlatego żyłem tak długo na tym
odludziu, abym się spotkał z nędznym - Trynitariuszem - wyznawcą tego draba,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]