[ Pobierz całość w formacie PDF ]
trząc na niego wyczekująco.
Brendan nie wiedział, jak zacząć. Zmobilizował całą swą
odwagę i powiedział wreszcie:
- To było trzynaście lat temu. Myślałem, że już sobie
z tym poradziłem. Ale gdy prawie straciłem dziecko Ne-
107
S
R
ely'ów, zrozumiałem, że wcale tak nie jest. Tamtej nocy
była rocznica śmierci mego syna. Zmarł, gdy miał zaledwie
kilka godzin. Westchnęła.
- Och, Brendanie, mogłeś mi powiedzieć.
- Nie byłem jeszcze gotowy. Teraz też nie jestem, ale
najwyższy czas, żebyś się dowiedziała.
Delikatnie dotknęła jego ramienia.
- Nie wiedziałem nawet o jego istnieniu, póki się nie
urodził.
- Dlaczego?
Brendan wypił duży łyk kawy.
- Jego matka była moją dziewczyną ze szkoły średniej.
Po maturze zerwaliśmy ze sobą. Gdy powiedziałem jej, że
między nami wszystko skończone, była zdecydowana za-
trzymać mnie dzięki swemu ciału. A ja się poddałem. To
była jedna wielka pomyłka. Nie zabezpieczyliśmy się.
- Byliście jeszcze dziećmi, Brendanie. Ale rozumiem,
jak musiałeś się czuć, nie wiedząc o dziecku. Czy kiedy-
kolwiek wyjaśniła ci, czemu tak postąpiła?
- Pewnie z tych samych powodów, dla których ty nie
powiedziałaś mi o blizniakach. Bo jestem cholernym, egoi-
stycznym dupkiem, Cassie.
- Nie mów tak, Brendanie. Jesteś zaangażowany w swoją
pracę. To nic złego.
Spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Biorąc pod uwagę, co przeze mnie przeszłaś, nie ro
zumiem, jak możesz tak mówić. Kariera zawsze była dla
mnie najważniejsza. Szkoła, studia. Teraz praca w szpitalu.
Nic się nie zmieniło.
108
S
R
- Wiele się zmieniło. Teraz jesteś dorosły.
Zaśmiał się ponuro.
- I to ma być usprawiedliwienie? Wciąż popełniam te
same błędy. Obsesyjnie próbuję uratować wszystkie dzieci,
choć wiadomo, że nie zawsze może się to udać.
Cassie milczała przez chwilę, potem spojrzała mu w
oczy.
- Może to dlatego, że nigdy tak naprawdę nie opłakałeś
swojego synka i w każdym chorym dziecku widzisz jego.
Tak właściwie to nie pogodziłeś się z jego śmiercią. To, co
działo się z Moniką Neely, podziałało jak iskra. A to, że
ja jestem w ciąży, tylko dolało oliwy do ognia. - Zerknęła
w bok, a potem znowu spojrzała na niego ciemnymi,
wypełnionymi współczuciem oczyma. - Widziałeś go
w ogóle?
Nie był pewien, czy chce dalej o tym mówić, ale gorzkie
wspomnienia napłynęły właściwie bez jego woli i jakby do-
magały się wyjawienia.
- Tak, widziałem. Urodził się w siódmym miesiącu
i ważył zaledwie kilogram. Jill zawiadomiła moich rodzi-
ców, a oni wezwali mnie. Przybyłem tak szybko jak mo-
głem, kilka godzin po jego narodzinach.
Brendan otwierał i zaciskał pięści.
- To było bardzo dziwne. Miał takie piękne, idealne dło-
nie, stopy. Ale był taki malutki. Nie pozwolili mi go wziąć
na ręce.
- Dlaczego?
- Był zbyt chory. I rodzice Jill nie chcieli mnie tam wi-
dzieć. Obwiniali mnie za to, co się stało. I mieli do tego
prawo.
109
S
R
- Nie, nie mieli - powiedziała Cassie z przekonaniem.
- Przecież o niczym nie wiedziałeś.
Logicznie rzecz biorąc, Cassie miała rację, to prawda. Ale
on wiedział, że nawet nie próbował skontaktować się z Jill,
choćby po to, by dowiedzieć się, jak sobie radzi. Może wtedy
powiedziałaby mu, że jest w ciąży. A może nie.
- To już nie ma znaczenia, Cassie. Już po wszystkim
i niczego nie można zmienić. Chciałbym tylko...
Dotknęła jego dłoni.
- Czego byś chciał?
Poczuł dojmujący smutek.
- Chciałbym być tam, gdy się urodził. Zanim się urodził.
Jilly nie miała żadnej opieki w czasie ciąży.
- A ty uważasz, że jesteś za to odpowiedzialny?
- Tak. Powinienem być z nią w kontakcie. Przeprosić ją
za wszystko.
- Czy ty... - Cassie zawahała się - czy ją kochałeś?
- Wtedy sądziłem, że tak. Ale dziś myślę, że było to bar-
dziej zauroczenie, pożądanie niż miłość. I to właśnie wpę-
dziło nas w kłopoty.
Cassie wzięła serwetkę i zaczęła ją miętosić.
- To dlatego tak ostro oceniałeś Kinseyów.
- Uhm. Trudno przyglądać się, gdy ktoś popełnia błędy,
jakie samemu się kiedyś popełniło. Chciałbym cofnąć czas,
ale wiem, że to niemożliwe. - Westchnął, przytłoczony
wspomnieniami. - To chyba ironia losu, że byłem tam, gdy
wydawał ostatnie tchnienie, a nie było mnie, gdy zaczerpnął
pierwszy haust powietrza. I muszę z tym żyć.
Cassie ujęła jego dłonie i podniosła je do ust. Popatrzył
na nią i zobaczył łzy w jej oczach.
110
S
R
- Tak mi przykro, Brendanie. Ale cieszę się, że mi o tym
powiedziałeś.
- Może to jednak nie był dobry pomysł. Teraz ty też je-
steś przygnębiona.
- Oczywiście, że jestem. Jeśli coś smuci ciebie, smuci też
i mnie.
- To nie twój problem, Cassie.
Puściła jego dłonie i odsunęła się.
- Ale to ma wpływ na nasz związek. To ma wpływ na
ciebie, na twój wybór zawodu, na to, dlaczego tak boisz się
o nasze dzieci. Jednak musisz jakoś sobie z tym poradzić i
przestać się zamartwiać.
- Próbuję, ale ty też musisz mnie zrozumieć. Twoja ciąża
jest w grupie wysokiego ryzyka. Wszystko może pójść zle.
- Może też pójść dobrze, prawda?
Brendan wpatrywał się w swój na wpół opróżniony ku-
bek. Czuł się kompletnie wypalony.
- Tak, to możliwe. Nawet prawdopodobne. Ale nie prze-
stanę się martwić aż do rozwiązania. Może te blizniaki to
moja kara.
- Kara? - W jej głosie zabrzmiał gniew. - Przykro mi, że
myślisz o naszych dzieciach jako o karze.
Boże, gdyby tylko nie gadał bezmyślnie tego, co mu śli-
na na język przyniesie!
- Nie to miałem na myśli.
Cassie z hukiem odsunęła krzesło i wstała.
- Wyjaśnijmy sobie jedno, Brendanie. Nie starałam się
ciebie usidlić jak twoja nastoletnia przyjaciółka. Nie my-
ślałam, że tak się stanie, ale stało się i cieszę się z tego.
111
S
R
Kocham te dzieci, choć wiem, że one nigdy nie zastąpią
ci twojego syna. Ale nieważne, jak wiele niemowląt uratu-
jesz, jego nie możesz wskrzesić.
- Zdaję sobie z tego sprawę, do cholery!
- A wiesz, z czego ja sobie zdaję sprawę? %7łe też żyję
przeszłością. Mieszkałam z ojcem, który obwiniał mnie o
odejście swojej żony. Przez całe życie próbowałam go za-
dowolić, udowodnić mu, że jestem warta miłości. I wiesz
co? Jestem już zmęczona uświadamianiem mężczyznom
mojego życia, że ja też mam swoje pragnienia i potrzeby.
Brendan wzdrygnął się na porównanie go z ojcem Cas-
sie, człowiekiem, który najwyrazniej nie potrafił dać jej te-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]