[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Opadające, długie, wijące się loki przybrała drobniutkimi,
satynowymi ró\yczkami w takim samym odcieniu jak suknia i
identycznym jak szminka na ustach dziewczyny.
Usta.
Reed nie mógł oderwać od nich wzroku. Dopiero teraz
uprzytomnił sobie, jak bardzo są ponętne. Pełne i pięknie
wykrojone - słowem: niezwykle kuszące. A kiedy Mindy
odrobinę rozchyliła wargi, natychmiast stracił oddech, a serce
zaczęło mu walić jak młotem.
- Cześć - przywitała go niemal szeptem i niepewnie się
uśmiechnęła.
Reed milczał.
- A to spotkanie - dodała lekko kpiącym głosem.
- Hm... - mruknął. Głos ledwie przechodził mu przez
gardło. Nie wiedział, co powiedzieć. W głowie miał
kompletną pustkę.
Obserwując zmagania Reeda z samym sobą, stojący obok
Seth roześmiał się wesoło.
- Mindy, popatrz, co narobiłaś. Na twój widok Reed
zupełnie stracił mowę. Moje gratulacje! Wiedziałem, \e to
dobry pomysł, by zaprosić cię na to przyjęcie. - Nagle w ręku
Setha jak za dotknięciem czarodziejskiej ró\d\ki pojawiła się
jemioła. Uniósł gałązkę nad głową Mindy, a potem pochylił
się i pocałował dziewczynę w policzek.
- Szczęśliwych i wesołych świąt, słoneczko. Cieszę się, \e
przyszłaś.
Reed przyglądał się wyczynom Setha i miał ochotę
uśmiercić go gołymi rękoma. Poniewa\ jednak nagła śmierć
doktora Mahoneya bez wątpienia zepsułaby radosny nastrój
wielu osobom, a ju\ na pewno Bogu ducha winnym rodzicom
denata, Atchison odło\ył na pózniej realizację swoich
zbrodniczych zamiarów.
- Oddaj! - warknął, wyrwał Sethowi jemiołę i na wszelki
wypadek wsadził ją sobie do kieszeni. - W twoich rękach
mo\e okazać się śmiercionośnym narzędziem. Nic dziwnego,
\e w New Jersey, w Pensylwanii i w stanie Delaware
zabroniono jej zrywania. Zakaz obejmuje zapewne całe
Wschodnie Wybrze\e i stany nad środkowym Atlantykiem -
dodał.
Uśmiech na twarzy Setha uzmysłowił Reedowi, \e
przyjaciel świetnie się bawi. Tak jakby wiedział, co
spowodowało tak gwałtowną reakcję Atchisona. Do diabła,
przecie\ było jasne, \e Reedowi nie chodzi o bezpieczeństwo
wszystkich kobiet na wschód od Missisipi.
- Mindy, czekaliśmy ju\ tylko na ciebie - powiedział Seth.
- Zapowiada się interesujący wieczór.
Mahoney ruszył w stronę grupy gości zebranych po
drugiej stronie salonu, dzięki czemu Reed i Mindy zostali
sami przy wejściu.
- Wyglądasz... kapitalnie. - Tyle tylko zdołał wydusić z
siebie Atchison.
Mindy uśmiechnęła się i znów oblał ją rumieniec. Po
chwili powiedziała:
- Ty te\ wyglądasz świetnie. śadne ekskluzywne szkoły
ani studia, jakie miał za
sobą, nie pomogły Reedowi w prowadzeniu konwersacji.
Stał jak wryty, wpatrując się bez słowa w Mindy. Zapadła
krępująca cisza.
- To miło ze strony Setha, \e mnie zaprosił - powiedziała
wreszcie dziewczyna. - Wcale nie musiał. Zupełnie się tego
nie spodziewałam.
Do Reeda, który nadal stał jak ogłuszony, docierały
zaledwie niektóre słowa. Mindy była taka piękna, ale nie
tylko, było w niej bowiem coś... Pragnął tylko jednego: znów
ją pocałować.
- No có\, ale to nie Seth, lecz ty miałeś wyświadczyć mi
przysługę - zakończyła tę dość jednostronną konwersację
Mindy.
Oprzytomniał. Co on, do cholery, wyrabia? Przegrał
zakład, więc powinien bezinteresownie pomóc tej kobiecie, a
nie podniecać się niezdrowo jej widokiem.
- Seth uwielbia \ycie towarzyskie, tak naprawdę nie
potrafi \yć bez przyjęć i tłumu gości. A szczególnie bez kobiet
- odezwał się wreszcie, kiepsko imitując lekki ton.
Mindy, uśmiechnęła się, zadowolona, \e Reed odzyskał
mowę.
- Jest bardzo sympatyczny, prawda? Mo\na by o tym
długo dyskutować, lecz Reed nie miał
najmniejszej ochoty snuć rozwa\ań na temat
niewątpliwych zalet Setha Mahoneya, dlatego bez słowa wziął
Mindy za łokieć i pociągnął w stronę sali.
- Wmieszamy się w tłum? - zapytał.
- Zwietny pomysł - odparła. - Prowadz. Do tej pory
Mindy była przekonana, \e wyra\enie wmieszać się w tłum"
oznacza przechadzanie się po sali od jednej osoby do drugiej,
teraz jednak musiała zrewidować swe poglądy. Przez całe
przyjęcie, jak Ziemia wokół Słońca, krą\yła dookoła Reeda...
a mo\e to on krą\ył wokół niej? W ka\dym razie byli wcią\
razem a\ do kolacji, jak równie\ przy stole, gdy\ Seth
przydzielił im sąsiednie miejsca.
Początkowo Mindy sądziła, \e siedząc tak blisko Reeda,
będzie czuła się skrępowana. Szybko jednak uznała, \e ma to
ogromną zaletę, mogła bowiem bez przerwy na niego zerkać.
W wytwornym, ciemnym garniturze wyglądał niezwykle
pociągająco.
Jej dzisiejsza fascynacja doktorem Atchisonem wynikała
zapewne z tego, \e Mindy nigdy przedtem nie była na
przyjęciu w towarzystwie tak przystojnego i eleganckiego
mę\czyzny. Sam Harmon był robotnikiem, podobnie zresztą
jak większość jej kolegów, z którymi jako młoda dziewczyna
umawiała się na randki. Obowiązywały tam zupełnie inne
maniery i stroje.
Teraz Mindy uznała, \e mę\czyzni w dobrze skrojonych
garniturach wyglądają niezwykle pociągająco.
Zwłaszcza doktor Atchison.
Na jego barczystych ramionach ciemna marynarka le\ała
jak ulał, a nawet dość szerokie spodnie nie były w stanie ukryć
zgrabnych nóg. Spod kołnierzyka śnie\nobiałej koszuli zwisał
staranne zawiązany krawat barwy dojrzałego zimowego
jabłka.
Najbardziej jednak zaimponowało Mindy to, \e Reed czuł
się w tym przecie\ dość oficjalnym stroju zupełnie naturalnie i
swobodnie. Zrobiło to na niej ogromne wra\enie.
W ostatnim tygodniu Mindy bardzo tęskniła za Reedem.
To prawda, \e jego mieszkanie było wygodne, lecz bez
właściciela wydawało się dziwnie opustoszałe. Gdzie tylko
zatrzymywała wzrok, widziała przedmioty nale\ące do Reeda,
tym boleśniej więc odczuwała brak jego towarzystwa.
Jak na mę\czyznę, który zarzekał się, \e nie potrafi
gotować, miał nowocześnie urządzoną kuchnię, świetnie
wyposa\oną w wiele sprzętów i naczyń, których nie
powstydziłby się nawet zawodowy kuchmistrz. Mimo \e Reed
chyba często nosił garnitury, szafy były pełne znoszonych
d\insów i swetrów, co świadczyło o tym, \e wolał je od
oficjalnych strojów. Zestaw płyt kompaktowych był niewielki,
a nieliczne półki wypełniały głównie ksią\ki medyczne.
Było to drugie mieszkanie Reeda, uzmysłowiła sobie
Mindy, a większość jego osobistych przedmiotów oraz
biblioteka znajdowały się w rezydencji w Ardmore. Tak więc
na podstawie apartamentu przy Cherry Hill trudno było
powiedzieć coś więcej o jego właścicielu. Mindy zdawała
sobie z tego sprawę, ale i tak poznała Reeda ju\ całkiem
niezle.
Tych kilka wieczorów, spędzonych wspólnie w jej
dawnym mieszkaniu, wydawało się pięknym snem. Dopiero
teraz uprzytomniła sobie, jak wa\ne były dla niej tamte
chwile. Nie zdawała sobie sprawy ze swojej samotności,
dopóki nie poznała Reeda. Ale kontakty z nim były stanowczo
zbyt rzadkie. Bardzo zale\ało jej na tym, aby znów zaczęli się
spotykać, nie wiedziała jednak, jak do tego doprowadzić.
Nie, nie chciała wiązać się z nim na stałe, jednak byłoby
cudownie, gdyby odwiedził ją od czasu do czasu. Czy\by
pragnęła zbyt wiele? Chyba nie.
Kiedy sięgnęła po szklankę wody, niechcący stuknęli się
łokciami. Reed spojrzał na Mindy i wymamrotał przeprosiny.
Gdy to czynił, ona uświadomiła sobie, \e jeśli nie będzie
miała się na baczności, zakocha się w tym mę\czyznie.
Prawdę mówiąc, była na najlepszej drodze, by do tego
doszło. Wyczuwała w Reedzie bratnią duszę i była pewna, \e
łączy ich coś więcej ni\ zwykła przyjazń.
No có\, stało się i nic tego ju\ nie zmieni. Tak wspaniale
czuła się w towarzystwie Reeda - bezpiecznie i swobodnie.
Przy nim cały świat wydawał się lepszy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]