[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odnajdzie, mo\e ju\ się wszystko skończyło,nieodwołalnie i raz na zawsze.
Przyśpieszyła kroku, choćbólw kręgachstawałsięcoraz bardziej dręczący przyka\dym,
gwałtowniejszym ruchu.
Na szczęście do pocztybyło niedaleko.
Placyk przedniąbył prawie pusty, w pawilonie handlowym obok obowiązywała przerwa
południowa, a i 'poczta niemiała o te]porze zbyt wiele klientów.
Zobaczyła ją więc od razu samą zupełnie samotną na ławce, ztwarzą uniesioną ku
słońcu, z ciemnymiokularami na oczach, które zamykały jej twarz w nierozjaśnioną inie
wyjaśnioną wyrazem oczu niewiadomą,Du\a biała torba, którązasłaniała protezę, stała przy
jejnogach.
- Maritieoparła się o drzewo ipatrzyła.
Szesnaściedni!
pomyślała.
Szesnaście dni i niemiało to ju\\adnegoznaczenia.
Wszystko iwszystkich!
pomyślałaz goryczą.
Nie wszystko i nie wszystkich taka byłaprawda o świecie,ale nabyła w stanie zrozumieć,
jakieto szczęście dlaświata.
Kobieta na ławce poruszyła sięnieznacznie.
Siedziałaz twarzą skierowaną ku morzu i nie pochyliła się, gdydłonią szukałaprzez chwilę
'uchwytu swojej du\ej torby,\eby przysunąć ją bli\ej nóg.
Był to ruch machinalny,podświadomie obronnyi \ałosny dla tych, którzy rozumieli jego
tajemnicę.
Maritieprzypomniała sobie, \e zachowywała siętaksamo przedtem, ilekroćją widywała
natarasie kasyna, na pla\y, w "Koszara te".
Osłaniała torbą, ogromną,jakwalizka, swoją nogę i to, \e udawało jej się to takdobrze, \e nie
spostrzegła niczego przedtem, \e nie zdołała się przyzwyczaić do tego,co dla tamtej
miałosięokazać teraz tarczą i obroną wywołało w MariUenagły
gniew, bunt niweczący wszystkie uczucia sprzed chwili,litość i własnąrezygnację.
Co ją obchodziła wojna i jej ofiary?
Jakimiała w niejudział i dlaczego musiała uczestniczyć w odpowiedzialności za jej skutki?
Wszystko,o czym mówił Todi i coprzejęła od niego, wydawało jej się
narzuconymjejprzymusem, postanowieniem, którego nie byław pełniświadoma, którego nie
chciała, śnie chciała, naktóre nie mogłasię zgodzić.
Uczyniła krok kusiedzącej, dwa, trzy kroki.
Bólw krzy\u odezwał się znowu i przez chwilę musiała myśleć tylko o nim ale spokój tamtej,
jej nieruchomeczekanie, jej ufnapewność, \e nicnie zagra\a,by ły^ zbytsilną prowokacją, były
wyzwainiem.
Musiała to zburzyć,zniszczyć,\eby niczego naświecie nie mo\na było kupić, tak\e i za
cierpienie.
Kobieta na ławce znowu dotknęła swojej torby, jakbychciała sprawdzić, czy stoi tam,
gdzie stała, czy spełniaswoją funkcję.
Palce jejprzebiegły po uchwycie, zacisnęłysię na nim przez chwilę, apotem dłoń wróciła na
kolana i zamknęła się w małą, nerwową piąstkę.
Szesnaście dni!
pomyślała znowu Maritie.
Pozostało ju\ tylko szesnaście dni i nie miało to \adnego znaczenia.
Posunęła się znowu naprzód, a ból odezwał się silniejszy ni\ przed chwilą.
I wtedy zobaczyła ojca, siedzącego na ławce obok tej, kuktórej szła, ojca takiego,jakim
wyłowiono go z morza, gdy"Astrid" pozbawionasternika kołysała sięna wysokiej fali fiordu.
Tage Thałberg siedział na ławce nagi,poraniony przez morze i skały, ale obmyty z \ycia,tego,
które ju\miał zasobą,i z tego, które inie mogłogo ju\ zbrukać.
Rozrzuconenagie ramiona oparł oporęcz ławki, prawym obejmowałprawieplecy młodej
kobiety, której nie zdziwiła jegoobecność, jego bliskość, jegoopiekuńczy gest.
Mo\e siedział tak wiele,wiele lat temuprzy stole w ichsztokholmskim domu,gdy
dziadek przywiózł iumieściłtam piętnaścioro polskich dzieci, uratowanych z Ravensbruck.
Mo\e trzymałrękęza plecami małej dziewczynki,którątrzeba było karmić ostro\nie i czule,
aby zbytgwałtownie zaspokojony głód nie zabił jejwycieńczonegociałka.
Mo\epodawał jej kleik i owoce i był dla niejpierwszym człowiekiem, do któregozwracała się
bez stra119.
chu. Zwiat potrzebował wtedy wiele 'czułości i dobra czy to się zmieniło, czy "to się
skończyło, czy to przestałotrwać?
Dotknęła palcami czoła to była rzecz niemo\liwa.
Niemo\liwa.
Ale ojciec siedział tam, siedział i patrzył na nią,patrzyłw nią i musiała zatrzymać sięi spuścić
oczy.
Kieidy je podniosła,kobieta siedziała na ławce samai znowu zni\yłarękę, \eby
dotknąćpalcami uchwytu swojej torby.
Potempoło\yła ją z powrotem na kolanach, aleMaritiewiedziała, \e ten ruch się powtórzy, \e.
będzie siępowtarzałw nieskończoność.
Zaczerpnęła tchu, jakby piła wodę, w nadziei, \e jąorzezwi, \eprzywróci jej
przytomność. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •