[ Pobierz całość w formacie PDF ]
naprawić, a potem przyglądać się z satysfakcją dobrze wykonanej pracy.
Kiedyż to było ostatnio, gdy czuł się twórcą czegoś, był ważny,
niezastąpiony? Nie pamiętał. Czy należał w ogóle do jakiegoś miejsca, był
naprawdę związany z jakimiś ludzmi...?
Jego przybrani rodzice byli dla niego dobrzy, kochali go na swój
sposób, ale zawsze mu czegoś przy nich brakowało. Seth rozejrzał się
teraz dookoła, rejestrując obecność tłumu: nie był to zwykły tłum. Czuło
się, że są tu przeważnie sąsiedzi, choć przyjechało też sporo turystów.
Panował familiarny nastrój.
Zauważył dwóch chłopców, którzy biegli gdzieś z watą cukrową na
patyku, i nagle coś nim wstrząsnęło. Pamięć odtworzyła zapomniany obraz
sprzed lat: dwaj chłopcy, boisko szkolne, nastrój pikniku...
I oto zdobywcą pierwszej nagrody w kategorii dziewięcio- i
dziesięciolatków w Junior Bronco Rodeo jest Rand Blackhawk, syn
Jonathana i Nory z Blackhawk Ranch!" Duma rozpierała Setha, gdy
113
RS
patrzył, jak jego starszy brat wstępuje na podium i trener przekłada mu
przez głowę i ramię błękitną, lśniącą wstęgę. Patrzcie, mamo, tato, to
Rand!", wołał Seth. On wygrał! On wygrał! Wygrał!"
Nastrój podniecenia udzielił się nawet małej Lizzie, która zaczęła się
wiercić w objęciach matki, popiskiwać i też wyciągała paluszek.
Tymczasem Rand zbiegł z podium i już zaraz był przy nich. Ojciec
uścisnął mu rękę, a wtem pojawiła się Kristen McDougall, koleżanka ze
szkoły, zarzuciła Randowi ręce na szyję, pocałowała go w policzek i
zawstydzona uciekła.
Potem była wspólna zabawa w rzutki, ciskanie dziesięciocentówkami
na talerzyk, hot dogi z keczupem i różowe, puszyste obłoki waty
cukrowej...
- ...no i potrzebuje to-to pieca wielkości mniej więcej garażu dla
buicka - perorował Charlie Thomas.
Seth zamrugał oczami, starając się uchwycić sens zdania, które
usłyszał. Nie bardzo mu się to udało, bo wciąż jeszcze myślami przebywał
tam, daleko, o dwadzieścia lat stąd.
Westchnął. Bliscy... Gdzież oni wszyscy są? I czy uda mu się w
końcu spotkać brata i siostrę?
Potrząsnął głową, próbując się skupić na tym, co się dzieje teraz,
tutaj. A więc o czym to mówił Charlie? Piekarnik wielkości garażu?
- ...fundamenty kładł jeszcze mój dziadek - kontynuował Thomas. -
Było to dobre osiemdziesiąt lat temu, więc oczywiście paliło się w takim
piecu drewnem. Nie było łatwo utrzymać przez trzy dni stałą temperaturę
220 stopni. Dopiero kiedy dziadek naszego Henry'ego Williarda
zainstalował ruszt gazowy...
114
RS
- Seth! Seth! - rozległo się wołanie cienkich głosików i jak spod
ziemi wyrosły Missy i Maddie. - Chodz zobacz, chodz zobacz! Będą zaraz
kroić ciasto!
- Przeproście pana Thomasa, żeście mu przerwały -pouczyła Hanna
swoje córki.
- Przepraszaaamy - odezwały się unisono. Po czym zaczęły ciągnąć
Setha za ręce. - No chodz. Chodz!
Seth spojrzał pytająco na Hannę. Uśmiechnęła się.
- Idzcie. Przynajmniej raz w życiu trzeba coś takiego zobaczyć z
bliska.
Na podium stał już burmistrz Ridgewater, zaopatrzony w nóż do
ciasta wielkości szabli. Uniósł to monstrum do góry i wtedy rozległy się
oklaski oraz gwizdy. Wkrótce spory kawał placka spoczął na srebrnej tacy.
Burmistrz dał znak, że chce coś powiedzieć.
- W tym roku honorowa pierwsza porcja przypada... - tu
dramatycznie zawiesił głos i zaczął szukać oczami w tłumie. Znalazł: jego
wzrok padł na Setha.
O Boże, tylko nie to...
- ...Sethowi Grangerowi!
Obdarowany rozejrzał się, jakby to nie o niego chodziło. Zauważył w
pobliżu Hannę, która zdawała się równie zaskoczona, jak on. A więc to nie
jej sprawka...
Tymczasem Maddie i Missy, podskakując jak szalone, zaczęły
ciągnąć Setha na podium. Zbyt skołowany, aby protestować, znalazł się
twarzą w twarz z burmistrzem, zmuszony został do wysłuchania kwiecistej
115
RS
pochwały swego bohaterstwa podczas ratowania Maddie, a potem
wypadało już tylko skosztować słynnego placka.
Spróbował i otrzymał wielkie brawa. Następnie burmistrz puścił
swoją szablę dalej w ruch, obdzielając wszystkich chętnych kawałkami
gigantycznego wypieku. Seth musiał wytrzymać rozliczne poklepywania
po plecach i ściskania dłoni, i już zaraz głośniej zagrała muzyka; zaczęły
się tańce na klepisku. Liczne panie miały chęć zawirować z bohaterem
dnia, zaś wielu panów -z mamusią uratowanej Maddie.
Godziny szybko mijały; przyszła pora na hot dogi z keczupem, na
zabawę w rzutki, ciskanie dziesięciocentówkami na talerzyk i w końcu na
watę cukrową.
- Hej, Seth, cześć! - Z tymi słowy, wyciągając rękę, zbliżył się w
pewnej chwili Ned Morgan, właściciel warsztatu samochodowego.
A niech to diabli.
Chciał, nie chciał, Seth uścisnął podaną prawicę i przyjął do
wiadomości, że jego motocykl jest nareszcie gotowy. Kątem oka
zauważył, jak cień przebiega przez twarz Hanny.
Tymczasem Ned mówił:
- ...No i jesteśmy kwita. Bo za robociznę i części do motoru dostałem
już forsę od twojej agencji ubezpieczeniowej. Więc - tu zadyndał
kluczykami od harleya - baw się dobrze. Szerokiej drogi.
- Cześć, Ned - uśmiechnęła się blado Hanna. Wiedziała, że chwila
taka jak ta nadejdzie, a jednak dała się jej zaskoczyć. - Wy tu sobie
pogadajcie jeszcze - powiedziała, spuszczając wzrok - a ja pójdę do Lori...
Siedzi z moimi pannami w tej budzie, gdzie się maluje indiańskie wzorki
na twarzy.
116
RS
Seth patrzył za nią, jak się oddala. Zcisnęło mu się serce. No tak,
pojawienie się harleya jest oczywistym wstępem do rozstania. Ale cóż
można innego zrobić? Czy mogliby się nie rozstawać?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]