[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uczymy się grać już w dzieciństwie. Prawie wszyscy w rodzinie doskonale grają na
tym popularnym instrumencie. Mniej utalentowani muzycznie członkowie rodziny
próbują akompaniować, uderzając w dwa mosiężne khos jak w czynele lub w
gliniany garnek czy pęk kluczy. Krewni zupełnie pozbawieni muzycznego ucha
podgrzewają jedzenie na kuchence naftowej, przygotowują i podają wszystkim
lunch. Dmuchają mocno w grzejnik samowara, aż węgielki z drzewa ćinar rozpalą
się do czerwoności, gotują wodę i parzą kahwę, pyszną zieloną herbatę.
Bez względu na to, w którym z Mogolskich Ogrodów jesteśmy, na piknik
zawsze wybieramy miejsce, skąd rozpościera się widok na jezioro. W oddali widać
zarysy fortu Akbara Wielkiego na wzgórzu Hari Parbat. Na tym samym wzgórzu w
dawnych czasach mieszkała jedna z naszych najpotężniejszych bogiń. Jedząc lunch,
mamy przed oczyma symbole fizycznego i duchowego bezpieczeństwa. W nad-
chodzących latach bardzo będziemy potrzebowali ochrony i jednych, i drugich.
Na razie jednak cieszymy się latem, spacerujemy po ogrodach między tujami,
cedrami, cyprysami i kaskadami odziedziczonymi po cesarzach, a przez całe wieki
troskliwie pielęgnowanymi przez kasz-mirskich ogrodników. Do domu wracamy po
zachodzie słońca.
* * *
Co któryś rok wybieramy się do Mogolskich Ogrodów drogą wodną. Od
dostojnej muzułmanki w podeszłym wieku, którą nazywamy Rice Blind (Ryżowa
Niewidoma), wynajmujemy łódz mieszkalną. W wyprawie biorą udział wszyscy
domownicy. Podróż trwa tydzień. Płyniemy jeziorami, kanałami, przebywamy
śluzy, aż w końcu docieramy do Mogolskich Ogrodów. Rodzina zna Rice Blind od
czasu, kiedy Tulli jako żona weszła do domu dziadka. Rice Blind jest prawie jedną z
nas, całe swoje życie była związana z naszą rodziną. Teraz wpada na dzień w
odwiedziny do Tulli i przy tym pomaga oczyścić ryż po łuszczeniu, to znaczy
oddzielić ziarna od plew. Nie mogą się nagadać, nie milkną ani na chwilę, czasami
szepczą coś sobie na ucho. Rice Blind nie widzi dobrze, ale ta ułomność bynajmniej
nie odsuwa jej od zajęcia, do którego nie nadają się czasem osoby z doskonałym
wzrokiem. Ma, co potrzeba: instynkt i intuicję, cechy znacznie ważniejsze od
dobrego wzroku. Ryż jest oczyszczony jak należy i, jak mawia jeden z naszych
kucharzy poetów, podczas gotowania rozwija się jak kwiat lotosu.
Za młodu Rice Blind była mamką, a kiedy jej podopieczne powychodziły za
mąż, opiekowała się nimi i dotrzymywała towarzystwa. Teraz dobrze się jej
powodzi, jest właścicielką kilku mieszkalnych łodzi. Bardzo lubi towarzyszyć nam
w wycieczce do Mogolskich Ogrodów. Synowie Rice Blind są przewoznikami.
Wszyscy ją uwielbiamy. Obejmuje nas ramionami i przytula do serca, blaga los, by
oszczędził nam trosk, jest gotowa na swoje barki wziąć nasze kłopoty. Szczerze
wierzymy, że takie zastępstwo jest możliwe.
Hindusi i muzułmanie bawią się latem tak samo. Po długim śnie zimowym nie
możemy się w pełni nacieszyć innymi porami roku. Staramy się przebywać na
powietrzu i na słońcu jak najdłużej, radując oczy nieziemsko pięknymi widokami
doliny. Wszystko nas łączy wszystko jest wspólne: jedzenie, muzyka, język,
poczucie humoru śufickie tradycje i świątynie, obsypane kwieciem owocowe
drzewa, jeziora i rzeki, niekończące się rozmowy przez płot. Pewne rzeczy jednak
nas różnią, chociaż poza wiarą nic konkretnego nie przychodzi mi na poczekaniu do
głowy.
Woda zdaje się odgrywać w życiu hindusów i muzułmanów taką samą rolę, ma
podobne znaczenie. Nasze obyczaje, wartości, wzorce wiążą się z wodą, pewnie
dlatego że mamy w Kaszmirze dużo głębokich, rozległych jezior i pięknych rzek.
Istnieje wiele przesądów
związanych z wodą i jej płodami. Jeśli idzie o wodę, zachowujemy wielką
ostrożność.
Wody w Kaszmirze, niestety, nie są krystalicznie czyste, a w pobliżu miast
nawet bardzo zanieczyszczone działalnością człowieka. Nie o to jednak chodzi. Dla
Kaszmirczyków woda jest sacrum, zródłem życia. Jeszcze w XIX wieku nie
uprawialiśmy żadnych sportów wodnych, wykorzystywaliśmy wody tylko do
poważnych i niezbędnych celów. Aż tu pewnego dnia pojawił się szkocki misjonarz,
zakochał się w dolinie, został i w końcu namówił uczniów do udziału w regatach i
wyścigach łodziami. Ciężko mu to przyszło, ale odniósł sukces. Do dzisiaj herbem
szkoły imienia Tyndale'a Biscoego są dwa skrzyżowane dwupióre wiosła.
Od czasu do czasu synowie Rice Blind zarzucają kotwicę. Barka wodna,
zbudowana jak długi parterowy dom, zatrzymuje się. Jest wyłożona matami z
trzciny, a drewniane podłogi od ciągłego po nich dreptania są lśniąco gładkie.
Dziadek z synami wskakują do wody, żeby dla przyjemności popływać w rzece, a
ich żony, ciągle jeszcze kobiety Wschodu, modlą się o ich szczęśliwy powrót. Panu
Biscoemu nie udało się przekonać wszystkich: kąpiel jest koniecznością, ale
pływanie dla przyjemności może zdenerwować wodne duchy, które czają się pod
powierzchnią między kołyszącymi się wodorostami i korzeniami lotosów i tylko
czekają, żeby chwycić i pociągnąć na dno lekkomyślnych, nie okazujących im
należnego szacunku Kaszmirczyków. Po śmiałym wyczynie mężczyzni wskakują z
powrotem na pokład i ochoczo, chociaż z pewnym zakłopotaniem, sięgają po piwo,
które cichaczem podróżuje z nami po jeziorach. Woda w jeziorze jest dostatecznie
zimna, by schłodzić butelki zaplątane w sieć przyczepioną do burty. Kobiety z
przyjemnością popijają zieloną herbatę i ze wszystkowiedzącym wyrazem twarzy
uśmiechają się do tych, którzy podejrzanie długo nie mogą oderwać się od
metalowych kubków.
Zdarza się, że mijamy łódz, na której odbywa się przyjęcie weselne. Przez
chwilę uczestniczymy w pachnącym kadzidełkami, radosnym święcie muzyki i
tańca. Zapach jest szczególny. Podczas ceremonii zaślubin rzucamy garstkę nasion
ruty na żarzące się węgle. Perski zwyczaj o perskiej nazwie. Isbandh ma odpędzić
złe spojrzenia i złe duchy oraz stworzyć świąteczny nastrój. Dym, zapach i odgłosy,
jakie wydają ziarna, trzaskając i skwiercząc na rozpalonych do czer-
woności węgielkach, stanowią kwintesencję uroczystości weselnych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •