[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pokoju - mówił dalej. - W wielu punktach kuli ziemskiej lokalne
konflikty przerodziły się w wojny, które mogą zagrażać wybuchem
64
światowego konfliktu i konfrontacją supermocarstw. Wezmy choćby
Amerykę Zrodkową czy Bliski Wschód. Najbardziej jednak grozna
obecnie jest następna nieunikniona wojna o Falklandy. Po raz kolejny
upadła w Argentynie demokracja, a nowa junta wojskowa jest gorsza
jeszcze od tej, której przewodził Galtieri.
Napięcie wśród zebranych rosło. Cinalli dobrze to wyczuwał, lecz
nadal wystawiał ich cierpliwość na próbę.
- Proszę mnie wysłuchać do końca. Istotne są bowiem wszelkie
szczegóły - podkreślił. - Ojciec Zwięty postanowił powiadomić
Brytyjczyków, że lepiej tym razem przygotowana inwazja na Fal-
klandy jest już bliska. Oni jednak nie przejęli się tym zbytnio. Mieli
zresztą podobne wiadomości od własnego wywiadu. Pomimo tego, że
intencje junty były dobrze znane, Ministerstwo Spraw Zagranicznych
Wielkiej Brytanii zaleciło najwyższą ostrożność w podejmowaniu
jakichkolwiek akcji militarnych. Na wyspach nie ogłoszono nawet
stanu podwyższonej gotowości. Stosunki handlowe, finansowe i
dyplomatyczne ich kraju z Argentyną uległy znacznej poprawie i nie
życzyli sobie, by ten stan rzeczy został zagrożony lub uległ zmianie na
skutek nie przemyślanych akcji militarnych. Będąc w pełni
świadomym tego wszytkiego i głęboko przekonanym, że junta
nieodwołalnie przygotowuje się do nowego najazdu na Falklandy,
Ojciec Zwięty podjął fatalną decyzję. Wbrew mojej radzie wyruszył w
podróż lotniczą na wyspy. Jego wyjazd utrzymywany był w
najwyższej tajemnicy. Po przybyciu na miejsce zamierzał ogłosić
swoją obecność przez radio i przekazać posłanie do rządów obu
państw. Sądził, że żaden atak nie nastąpi, jeżeli on, głowa Kościoła,
będzie tam przebywał. Chciał zyskać w ten sposób trochę czasu,
niezbędnego, by emocje ustąpiły miejsca rozumowi. Niestety, misja ta
nie została zrealizowana. Czarterowy samolot zaginął w drodze.
Ponieważ jako pasażer samolotu figurował pewien przedsiębiorca z
Mediolanu, będący jego właścicielem, nikt dotychczas nie wie, że to
właśnie Ojciec Zwięty znajdował się na pokładzie. Rozmawiałem już z
właścicielem samolotu - to jeden z nas, członek Opus Dei i rycerz
Zwiętego Kolumbana. Jest tym bardzo wstrząśnięty, co zresztą wydaje
się być zrozumiałe, pozostaje jednak w gotowości, oczekując naszych
decyzji.
65
Dookoła stołu wymieniano szybkie, niepewne spojrzenia. Na twarzach
gości oprócz zdezorientowania i niepokoju malowała się wyrazna
troska.
Cinalli skinął szybko głową, jakby akceptując te emocje.
- Prócz nas, tutaj zebranych, tego przedsiębiorcy i mojego sostituto,
nikt więcej nie wie, ze Ojciec Zwięty nie przebywa w murach
Watykanu. Dla całego świata żyje nadal, wypełniając swe pasterskie
obowiązki wobec Kościoła. Wyraz twarzy Cinallego ostrzegał
wyraznie, że prałat nie wysłucha żadnego pytania, żadnej wątpliwości,
dopóki nie wyjawi wszystkiego. - Biorąc pod uwagę obszar, w którym
zaginął papieski samolot, nasuwa się pytanie, czy wypadek nastąpił na
skutek jakiejś mechanicznej usterki, czy też może samolot został
zestrzelony, przypadkowo lub umyślnie. Według naszych informacji,
w czasie, gdy nastąpić musiało całe zdarzenie, miały miejsce działania
lotnictwa wojskowego Wielkiej Brytanii i Argentyny w tym właśnie
rejonie.
Nawet powaga sytuacji nie była w stanie powstrzymać wrzawy,
wywołanej tymi słowami. Kilka razy kardynał uderzył o polerowany,
drewniany blat stołu, zanim ponownie zapanował spokój. Poczekał
jeszcze chwilę, aż zapadła zupełna cisza.
- To przerażająca katastrofa. Wątpię jednak, czy jest ona równie
grozna, jeśli spojrzeć na przyszłe losy Kościoła, jak problem, przed
którym stanęliśmy również w tej chwili.
Oparł obie dłonie na stole, wstał ociężale z fotela i podszedł do
kominka. Mosiężnym pogrzebaczem poprawił płonące węgle, potem
oparłszy się o marmurowy gzyms paleniska rozłożył szeroko ręce i
mówił dalej:
- Możemy wybrać nowego papieża. Wręcz musimy to uczynić, jeżeli
będzie wolą Pana, by obecny następca Piotra Apostoła nie wrócił do
nas szczęśliwie. Nie wolno nam jednak, w żadnym przypadku,
dopuścić do upadku Kościoła, a może i do zatraty wiary. -Cinalli
uśmiechnął się ponuro i splótł dłonie za swymi plecami. -Widzę, że
mówię nie dość jasno. Dobrze, postaram się wyjaśnić całą sytuację bez
niedomówień. Oczywistym jest, że Ojciec Zwięty nie żyje. Szanse
przeżycia w odkrytej tratwie ratunkowej na Południowym Atlantyku
są minimalne, nawet jeśli pilotowi udałoby się wodować, nie rozbijając
samolotu. W tej chwili znamy tylko garść
66
faktów. Wiele szczegółów może, lecz wcale nie musi, wyjaśnić się
pózniej. Na razie, z przykrością trzeba założyć, że wszyscy obecni na
pokładzie samolotu zginęli. Co jednak najgorsze, nastał obecnie czas,
w którym Kościół nie może znalezć się bez swego najwyższego
duchowego przywódcy. Kościół teraz właśnie musi dać dowód
największej siły. Nie możemy dopuścić do tego, by został powalony
straszliwym i tak nieoczekiwanym ciosem. Nie możemy doprowadzać
do podziałów wobec konieczności wyboru nowego papieża. Nie wolno
nam - i to jest chyba najważniejsze - zamykać się przed światem na
czas trwania konklawe. Moi drodzy przyjaciele, moi bracia w
Chrystusie! Kościół Powszechny, a może i cały świat, stanął przed
najpoważniejszym zagrożeniem od zarania wiary. Pismo Zwięte
ostrzega nas, że epoka, w której żyjemy, będzie decydująca dla całej
ludzkości, że będzie to czas, gdy Szatan - upadły anioł, znajdzie się na
swobodzie w swej największej sile i mocy, by siać na Ziemi rozpacz i
spustoszenie. Wierzę, iż teraz właśnie rozpoczął on swe dzieło
zniszczenia. Oto zesłał zło, używając najper-fidniejszego z możliwych
sposobów - Pierre Labesse zmartwychwstał!
Nie było żadnej reakcji ze strony siedzących sztywno kardynałów. Na
ich twarzach malowała się nieufność i niedowierzanie. Ci-nalli skinął
głową i powiedział:
- Niektóre rzeczy są ponad naszą świadomością, lecz nawet i w tej
naszej śmiertelnej niedoskonałości musimy stawić im czoła. Właśnie
my. My jesteśmy tymi, którzy są do tego powołani. Na nasze głowy
spada cała odpowiedzialność! Pierre Labesse był odważnym
człowiekiem. Aączył w sobie łagodność, delikatność, ogromną siłę i
powołanie by służyć Panu. Jego cierpienia w imię wiary stawiają go w
rzędzie największych męczenników chrześcijaństwa. Nikt nie wiedział
o tym lepiej od Ojca Zwiętego, który tak bardzo go sobie umiłował, a
właściwie umiłował pozbawione życia ciało, pozostające w pozornej
śmierci przez ponad dziesięć lat. Szeroko dyskutowana była decyzja
Ojca Zwiętego, by rozpocząć proces beatyfikacji Pierre'a Labesse'a,
gdy ciało jego jeszcze żyło, chociaż było to możliwe wyłącznie dzięki
urządzeniom podtrzymującym funkcje organizmu. Sprawa ta przez
wiele lat wywoływała ostre polemiki na naszych najbardziej
sekretnych zgromadzeniach. Usiłowano bowiem poddawać w
wątpliwość, czy papież, 72
pomimo swej nieomylności powinien podjąć taką decyzję. Niezależnie
od tego, rozpoczęto jednak proces beatyfikacji.
Cinalli podszedł do stołu, wypił łyk wody z kryształowej szklanki i
usiadł. Atmosfera wokół stołu nadal była napięta, wręcz jakby
naładowana jakimś potężnym prądem, płynącym w stronę zgroma-
dzonych od człowieka, stojącego teraz praktycznie na czele Kościoła i
na straży wiary. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •