[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeszłością i przyszłością. Daisy opierała się, leczw końcu
przystała na zaproszenie. I zamieszkała w małym, uroczym domku
gościnnym na wzgórzu.
To był niezwykle spokojny, cichy i okropnie, okropnie sa-
motny tydzień.
Chociaż ostatnie, co zapamiętała, to były wściekłe, zimne
oczy Aleca na moment przed tym, jak odwrócił się i na zawsze
S
R
odszedł z jej życia, to przecież i we dnie, i nocami wracały do niej
wspomnienia wcześniejsze. Jego lśniące oczy, kiedy po raz
pierwszy wziął ją w ramiona. Jego radosny śmiech, gdy robiła
aniołki" na piasku. Zdumienie na jego twarzy, kiedy ograła go w
szachy. I ogień w jego spojrzeniu, kiedy po raz pierwszy
poznawała jego ciało rękami i ustami.
Zadrżała. Znów odezwała się bolesna tęsknota. Zrobiło się jej
jeszcze bardziej smutno. Już czas, pomyślała. Pora wracać do
domu i zacząć wszystko od nowa.
Pakowała się cały ranek. Potem poszła do głównego domu
pożegnać się z gospodarzami. Od pierwszego dnia Virginia
okazała jej wiele ciepła i cierpliwości. Wysłuchała żałosnych
tłumaczeń Daisy, nie oceniając i nie oskarżając ani jej, ani Aleca.
Teraz przygarnęła ją i uściskała mocno. Kazała dzwonić do siebie
w każdej potrzebie i odwiedzać przy każdej okazji.
W południe Daisy oddała wózek golfowy do wypożyczalni w
hotelu i czekała na przystani na prom.
Usiadła na największej walizce. U stóp postawiła klatkę z
kotem. Była sobota. W porcie kłębił się tłum turystów. Starsi i
dzieci. Pojedynczo i grupkami. Pełni zapału i energii.
Daisy westchnęła. Przeżycia ostatniego tygodnia wyczerpały
ją. Nie miała pojęcia, jak to zrobić, ale postanowiła przestać
kochać Aleca Mackenzie. Zamierzała pozbierać rozbite serce i
S
R
skleić optymizmem, którego niegdyś miała pod dostatkiem.
- Wszędzie cię szukałem - usłyszała za sobą znajomy głos.
Obróciła się z bijącym sercem. To był Alec. W wygnie-
cionym ubraniu, nieogolony. Ale, jak zwykle, niesamowicie
przystojny. Uśmiechnął się do niej. W kącikach oczu pojawiły mu
się cienkie zmarszczki. A jej serce, zdrajca, nie umarło.
Okłamał ją, wykorzystał i porzucił. A jej sercu to nie
przeszkadzało.
Okłamał, wykorzystał, porzucił, powtarzała w myślach.
Okłamał, wykorzystał, porzucił.
- Po co? Zapomniałeś powiedzieć mi coś jeszcze? - spytała.
- Szczerze mówiąc, tak. - Kucnął tuż przed nią. Zajrzał jej
prosto w oczy. - Mój Boże. Jakże mi ciebie brakuje, Daze.
Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Jakby ją zahip-
notyzował.
- To właśnie zapomniałeś mi powiedzieć?
Kątem oka zauważyła zbliżający się do nabrzeża prom.
Chwała Bogu! pomyślała. Niedługo będzie mogła uciec. Wstała.
Zaczęła zbierać bagaż.
- Nie. Zapomniałem czegoś innego.
Czekała. Cokolwiek zamierzał powiedzieć, i tak nie miało to
znaczenia. Wyjeżdżała. Nieodwracalnie. Wkrótce będzie
bezpieczna od jego kłamstw, manipulacji...
S
R
- Kocham cię, Daisy.
Bagaż Daisy upadł, walizka otwarła się i zawartość rozsypała
się po nabrzeżu. Rzuciła się zbierać, ale natychmiast się cofnęła.
Znalazła się bowiem zbyt blisko Aleca. Słyszała dokoła
niewyrazny szmer głosów. Ludzie zatrzymywali się z ciekawości.
Alec tymczasem pozbierał rzeczy i podał jej walizkę.
Uśmiechał się szeroko. Poczuła żar na policzkach.
- Słyszałaś? - spytał.
- Nie. Na pewno. Brzmiało to jak...
- Kocham cię - powtórzył. Uśmiechnął się jeszcze radośniej.
Nie uwierzyła mu. Nie mogła. Byłaby najgłupszą istotą na
ziemi, gdyby pozwoliła mu zranić się jeszcze raz. Boże! Jakże
chciałby uwierzyć mu. Ale jak mogła, gdy na własnej skórze
przekonała się, do czego był zdolny, żeby dostać to, czego pragnął.
Serce tłukło jej tak mocno, że aż odbierało oddech.
- Muszę iść, Alec. Powiedz mi więc, po co naprawdę tu
przyszedłeś. - Czemu ten prom tak się guzdrze? Szybciej! Jeśli nie
ucieknę stąd natychmiast, znowu go pokocham.
Alec nie winił jej. Miała prawo nie wierzyć mu. Zasłużył na
to. Ale przecież on sam uzmysłowił to sobie raptem siedem godzin
wcześniej.
Wpatrywał się w nią jak spragniony wędrowiec na pustyni w
oazę. Była piękna. Ale smutna. Jak zraniony anioł próbujący latać.
S
R
Jej wielkie oczy pełne były nieufności. Policzki miała
zaczerwienione. Usta zaciśnięte. Zapragnął pocałować ją. Ukoić.
Lecz to by było za mało. Winien jej był znacznie więcej.
Dotknął kieszeni koszuli. Robił tak kilkanaście razy na
godzinę. Odbył podróż helikopterem do Los Angeles i z
powrotem. Był u niej w domu i tam natknął się na jej młodszego
brata, Seana, który przyjechał odebrać pocztę. Pózniej spotkał się z
całą trójką jej opiekunów. Wtedy zrozumiał, co miała na myśli,
kiedy skarżyła się na ich nadopiekuńczość. Dużo czasu zajęło mu
wytłumaczenie im sytuacji, ale w końcu się udało. Sean zdradził
mu, gdzie była, odprowadził do taksówki i życzył powodzenia. Ale
gdy znalazł ją wreszcie, nie wiedział, co powiedzieć najpierw. Tyle
tego było. A czasu miał niewiele. Prom był coraz bliżej.
- Jest mi niewymownie przykro, że nie byłem z tobą szczery,
Daze. Wiem, że zepsułem wszystko. - Potrząsnął głową. - Byłem
gigantycznym głupcem. Zlepym i głuchym. A ty byłaś tuż obok,
ukryta w pełnym słońcu. - Zauważył, że zerknęła w kierunku
promu. Czas uciekał. - Tak nauczyłem się odpychać ludzi, że nie
spostrzegłem, że to ty byłaś tą jedyną... tą jedyną, którą chciałem
zatrzymać przy sobie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]