[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znalezć się obojętnie gdzie, byle nie w tym prowincjonalnym kościele w charakterze
drużby na kolejnym ślubie własnego ojca.
Ale teraz, z Chloe u boku, wieczór i noc zapowiadały się obiecująco.
R
L
T
ROZDZIAA SIÓDMY
Najlepsza tancerka
Simon podszedł do Chloe zajmującej właśnie miejsce przy stoliku w głębi sali,
wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.
- Nie mogę siedzieć przy głównym stole - syknęła, nie przestając się uśmiechać.
Kelner naprędce dostawiał dla niej nakrycie obok Simona. Panna młoda bez entu-
zjazmu powitała zmianę w usadzeniu gości.
- Możesz.
- Nie jestem druhnÄ….
- Mianuję cię druhną honorową. Jako pierwszy drużba mam do tego prawo. - Si-
mon odsunął dla Chloe krzesło. - To jeden z moich przywilejów.
- Nieprawda.
- Prawda. Przynajmniej w moim przypadku. Widzisz, kiedy ojciec się dowiedział,
że tylko dzięki tobie tu jestem, stwierdził, że ma wobec nas dług wdzięczności. - Simon
zajął miejsce. - Postanowiłem zażądać spłaty od razu.
Chloe spojrzała na nowożeńców i napotkała ostre jak sztylet spojrzenie oczu panny
młodej.
- Twoja macocha nie jest zachwycona.
- Będzie musiała się przyzwyczaić. W małżeństwie z moim ojcem czeka ją wiele
niespodzianek, którymi nie będzie zachwycona.
- Daj spokój. Dzisiaj jest jej dzień.
- WynagrodzÄ™ jej to toastem.
Chloe natychmiast nabrała złych przeczuć.
- Kiedy znalazłeś czas na napisanie toastu?
Każdą sekundę między zakończeniem uroczystości ślubnej a wyruszeniem orszaku
limuzyn do domu weselnego zajęła sesja zdjęciowa. Fotograf był pełnym pomysłów per-
fekcjonistą i fotografował bez końca. Chloe wykorzystała ten czas, usiadła w kościelnej
R
L
T
ławce i zdjęła pantofle. Kiedy musiała je z powrotem włożyć, wydały się jej co najmniej
o dwa numery za małe.
- Właściwie niczego nie napisałem. Pamiętam fragmenty toastów wymyślonych
przez drużbów przy poprzednich ślubach. - Wzdrygnął się i sięgnął po szklankę z wodą. -
Musiałem tylko pozmieniać imiona i daty, dodać jakąś osobistą anegdotkę, której dziew-
czyna nie zna, i gotowe. Moje przemówienie będzie słodkie jak sacharyna.
- Mówiłam poważnie, to jest dzień... Jak ona ma na imię? Bethany? Brittany?
Brandie? Mniejsza z tym. To jest jej święto.
- Nazywaj ją kochanie". - Simon puścił do Chloe oko. - Dziecko" też może być.
Jego sarkazm był usprawiedliwiony. Dziewczyna była bardzo młoda. Chloe miała
nawet wątpliwości, czy osiągnęła wiek, w którym mogła legalnie pić szampana.
- Jest panną młodą. Jest zakochana. Od dawna marzyła o tym dniu, snuła plany,
wybierała kolor sukien dla druhen i tort weselny. Pod łóżkiem ma co najmniej pół tuzina
albumów ze zdjęciami strojów ślubnych, jakie latami zbierała. - Simon zmarszczył czoło.
- Mniejsza z tym. Mnie chodzi tylko o to, żebyś nie zepsuł jej wspomnień z wesela tylko
dlatego, że ojciec cię wkurzył.
- On sam wszystko zepsuje. Jak jeszcze nie dzisiaj, to niedługo. Zawsze tak jest.
- To niech to on okaże się cymbałem, nie ty.
Simon milczał. Bawił się chwilę łyżką do zupy, zanim stuknął nią w szklankę do
wody. Rozmowy ucichły. Goście zgodnie ze zwyczajem wzięli do rąk własne łyżki i po-
stukali nimi w kieliszki.
Simon skinął głową Chloe, potem spojrzał na ojca.
- Tato, chciałem ci przypomnieć, gdybyś sam zapomniał, że możesz pocałować
pannę młodą.
Chloe nachyliła się i szepnęła Simonowi do ucha:
- Brawo. Wielkoduszność godna pochwały.
- Przy tobie dobra strona mojej natury bierze górę.
Chwilę pózniej Simon wygłosił toast. Mówił krótko i potoczyście, mimo że nie do
końca szczerze, ale tego nikt poza Chloe nie zauważył.
R
L
T
- Ktoś mi kiedyś powiedział - zaczął - że miłość jest darem, który należy pielę-
gnować. Byłem wtedy dzieckiem i nie zwróciłem szczególnej uwagi na te słowa. Lecz
teraz, jako człowiek dorosły wiem, że są prawdziwe. - Zamilkł i podniósł kieliszek. - Za
państwa młodych. Niech pielęgnują dar, który ich złączył.
Rozległo się stukanie kieliszkami i okrzyki: Brawo! Brawo!
- Jestem z ciebie dumna - pochwaliła Chloe.
- I słusznie. Dzięki za inspirację. - Chloe zrobiła zdziwioną minę. - Ty mi to po-
wiedziałaś. Niedługo po odejściu Clarissy.
Aha. Jego pierwszej macochy i jedynej prawdziwej matki, jaką miał. Chloe dopiero
teraz to sobie przypomniała. Simon przysiągł, że nigdy już nikomu nie zaufa i nikogo nie
pokocha. Chloe stwierdziła wówczas, że postępuje nie fair w stosunku do siebie samego i
swoich bliskich. Nie ujęła tego tak zgrabnie jak on teraz, lecz sens był ten sam. Powie-
działa coś takiego: To tak jak z czekoladą. Uwielbiam czekoladę. W zeszłym roku za-
chorowałam na grypę żołądkową, zjadłam baton czekoladowy i zaraz zwymiotowałam.
Gdybym potem zrezygnowała z jedzenia czekolady, skazałabym się na poważne wyrze-
czenie". Powinnaś wymyślać hasła na kartki z okolicznościowymi życzeniami", sko-
mentował cierpko. Ale potem oboje dobrze się uśmiali.
- Cieszę się, że nie przytoczyłeś mojego porównania z czekoladą.
- Uznałem, że się nie nadaje do powtórzenia przy stole.
- Naprawdę uważasz, że miłość jest darem, który trzeba pielęgnować?
- Tak.
- Byłeś kiedyś zakochany?
Simon zaczął obracać w palcach nóżkę kieliszka.
- Tak.
Była to dla niej rewelacja, nawet większa od tej o istnieniu tajemniczej nieznajo-
mej. Czy chodzi o tę samą osobę? Niewykluczone, że nie. Chloe szybko zrobiła w myśli
przegląd byłych sympatii Simona.
- Kto to jest?
- KtoÅ› naprawdÄ™ wyjÄ…tkowy.
R
L
T
Wyraznie wymiguje siÄ™ od odpowiedzi. A ona wtyka nos w nie swoje sprawy.
Niemniej zadała kolejne pytanie.
- Jak ma na imiÄ™?
- Zostańmy przy Kochanie".
- To nie fair - oświadczyła Chloe.
- Dlaczego?
- Znasz cały życiorys każdego chłopaka, z jakim chodziłam, nie wspominając już o
smaku i ilości lodów, jakie pochłaniałam po zerwaniu.
- Jesteś jak otwarta księga.
A ty zamykasz się w sobie jak ślimak w skorupie. To do ciebie niepodobne.
- Mogę liczyć na jakąś podpowiedz? - Simon w milczeniu popijał szampana. - Bo-
że! Błagam, tylko nie to potworne babsko Daphne Norton!
- Co masz przeciwko Daphne?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]