[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się znajduje jego dawny oddział. Gdzie go szukać? Od kogo powziąć języka? Gdzie się
zaopatrzyć w jaką taką broń? W Krakowie rozpatrzy się w sytuacji, dowie o postępach ruchu,
rzuci przecie okiem na jakąś mapę, wybierze nowy oddział, ujrzy nowe oblicza i nową
odetchnie nadzieją. Zachodził w głowę, kto też tworzy nową partię, o której matka
wspominała. Jakże tęsknił do wodza, do nieubłaganego. żelaznego stratega, który uderzy nogą
w krwawą ziemię i obudzi legiony! Pragnienie walki w młodym księciu było tak głębokie i
potężne, jak potężnymi były cierpienia, przez które przeszedł. Zimnymi oczami wpatrywał się
w przestrzeń i widział w niej wojnę scytyjską23, nieznaną światu walkę na śmierć, która się z
polskiej wywinęła nędzy. Zagasły w nim wszystkie wspomnienia i została jedna tylko żądza:
stanąć w szeregu, słuchać rozkazu.
Te uczucia, a nadto obawa rewizji, podniecenie i lęk pani Odrowążowej, ażeby nie wpaść
teraz w ręce władzy, sprawiły, że zgodził się wyjechać niezwłocznie. Salomea go nie
wstrzymywała. Przeciwnie zachęcała. Cichy uśmiech błąkał się około jej zaciśniętych ust,
gdy go zachęcała do tego wyjazdu... do partii... Mówili ze sobą o mądrym, przebiegłym,
twardym i nieustraszonym wodzu, który przecie jest gdzieś na tej ziemi. Napoleon z duszą
Machnickiego. Mówili o wielkiej bitwie, która zgładzi i zniweczy niewolę, wszystko bolesne
odkupi, nagrodzi rany poległych i bohaterską ich śmierć. Cóż znaczy dostać kulą w łeb, jeżeli
to się stanie i dlatego aby się stało? Czyliż nie będzie to szczęście najwyższe: skonać na
placu odrodzenia z tej hańby?
Opowiadał o pewnym pomniku w Paryżu, na którym wyobrażony jest żołnierz umierający,
który ostatnim uściskiem objął lufę armaty i na niej kona. Mówił jej o niepojętym ogniu,
który jego duszę na widok tego spiżowego żołnierza zawsze przenikał. Była to radość. Teraz
taka właśnie doskonała radość w nim jest, gdy ma iść znowu.
Oczy panny Salomei z płomiennie czarnych stały się matowe i szare, gdy na niego w
osłupieniu patrzyła. Księżna nie zostawiała teraz obojga sam na sam. Stała się czujna i
23
Wojna scytyjska tu: wojna nieubłagana, bezwzględna (Scytowie ludy koczownicze, zamieszkujące
północne wybrzeże Morza Czarnego w VII w. p.n.e. dokonali okrutnego najazdu na Azję Mniejszą).
80
niezwyciężona w swym postanowieniu. W kole tych trzech osób miała się dokonać gra
szczególna na wytężonych strunach uczuć. Młody książę szedł w nieświadomości do swego
rzekomego czynu i dla tego czynu poświęcał miłość, wdeptywał ją bez litości w ziemię.
Bezlitość jego była tak wielka, jak bezlitosnym jest los Polski. Z zaciśniętymi zębami, z
uśmiechem połyskliwym na ustach patrzał na Salomeę.
Zpiewał o zachodzie słońca Pupinetti. Książę skinął ręką ku Mii wskazując ptaszka. Było
wszystko w tym jednym skinieniu. I ona je dobrze zrozumiała. Przywtórzyła skinieniu
ruchem głowy. Ale w tej samej chwili pomyślała, że trzeba będzie otworzyć klatkę i wypuścić
ptaka na wolność bo jakże będzie znosić jego śpiew, gdy zostanie tutaj sama? Niech leci w
słoneczne kraje, tam, gdzie będzie jej kochanek! Krzątała się pilnie, składając rzeczy pani
Odrowążowej w mocną, skórzaną walizę. Zajęta była jakimś urwanym uchem tej walizy,
drobiazgami, bielizną, zapasami przygotowanymi przez Szczepana na drogę. Wszystko stało
się nagle. Za chwilę mógł się dać słyszeć tętent najścia wojsk albo turkot zajeżdżającej karety,
która niezwłocznie zabierze... Zabierze na wieki. Pozory były, że tylko na pewien czas... Lecz
ona przecie wie dobrze, iż to na wieki. On sam zapomni w dalekich krajach. Książę pan...
Tylko jeszcze Bóg mógłby wszystko wywrócić, złamać straszną wolę, potargać zamysły. On
tylko jeden mógłby zesłać pomoc niewiadomą, wszechmocne zdarzenie swoje czyjąś
śmierć...
Wyjazd miał się odbyć w nocy, żeby jak największą część drogi pierwszy etap do
majątku przyjaciół księżnej, leżącego nad granicą odbyć lasami i nie za dnia. Noc
powiększała straszliwy niepokój serca. To zacichało na jakiejś błahostce pociechy, na złudce
nikłego olśnienia pozorem spokoju. Wielki ciężar na włosku... Jakaś nadzieja bezmyślnego:
co mi tam! rozszerzyła się aż do granicy cynizmu. Już-już było sercu lepiej. I oto
niepostrzeżenie wszystko waliło się w straszliwą, śmiertelną ciemnicę. Włosy wstawały na
głowie, dym dzikiego opętania kłębami buchał w uczucia i w językach ognia palił się oszalały
rozum. Cóż to się dzieje! Za chwilę będzie pustka w tym miejscu!
Ten przerażający dom... Dominik przejdzie opuszczonymi pokojami, stanie nad pustym
łożem, rozkoszy, przechyli głowę tam-nazad, wsłucha się w śpiew żółtego ptaszka i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]