[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Emilu, swą lekkomyślnością naraziłeś na szwank moje dobre imię.
Przerwał jej ze złością:
- Doskonale wiesz, mamo, \e nigdy nie cieszyłaś się dobrą opinią. Myślę, \e powinnaś
być wdzięczna Nilsowi Broderssonowi za to, \e o\enił się z tobą. Gdyby nie on, znalazłabyś
siÄ™ wtedy w Landskronie w wielkich tarapatach.
Wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Tutaj otacza mnie szacunek i nie \yczę sobie, by ktoś szargał moje dobre imię!
Emil pobladł i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Dosyć wycierpiałem w dzieciństwie. W Landskronie nikt nie nazywał mnie inaczej
jak synem oficerskiego materaca . Vivian miała charakter podobny do ciebie. Potrafiła być
twarda i złośliwa. Nie przejmowała się więc tak bardzo ludzkim gadaniem. Ale te\ nie
słyszała tyle co ja, chłopak.
Matka patrzyła szeroko otwartymi oczami i z trudem łapała oddech.
- Oficerski materac ? Na pewno sam to wymyśliłeś!
- Niestety, nie ja - odrzekł chłodno. - Spytaj o to kogokolwiek z Landskrony. Zresztą
w Hälsingborgu równie\ jesteÅ› znana. Na wspomnienie twego nazwiska ludzie z trudem
powstrzymują się od śmiechu.
Zrazu oniemiała, a potem zaniosła się przerazliwym płaczem. Ciskała poduszkami,
tłukła wazony i wszystko, co nawinęło się jej pod rękę.
- Przeklęte plotkary! - wykrzykiwała.
W końcu Emil powstrzymał ją, chwytając brutalnie za nadgarstki.
- Uspokój się! O co właściwie się kłócimy? Teraz, kiedy Vivian nie \yje, mamy ju\
tylko siebie.
Minęło trochę Czasu, nim matka odzyskała równowagę.
- Masz rację - przyznała w końcu. - Znajdz ten naszyjnik, Emilu. On rozwią\e
wszystkie nasze problemy. A wtedy niech sobie te plotkary gadają, co im ślina na język
przyniesie. Zazdrośnice!
Emil stał przez chwilę, zatopiony w myślach.
- Dajesz wiarę tym głupotom, mamo, \e nad skarbem cią\y przekleństwo? - spytał z
tłumionym uśmiechem.
- Bzdura. Niby dlaczego?
- Mnie równie\ wydaje się to pozbawione sensu, chocia\ Matylda powiedziała...
- Matylda? - Matka Emila wymówiła imię synowej tak, \e zabrzmiało niczym
smagnięcie batem. - Chyba nie zamierzasz słuchać tego, co wymyśliła ta histeryczka.
- Oczywiście, \e nie! Wiem, \e to zwykłe przesądy.
- Pewnie, pamiętam jej paplaninę o tym, \e ten skarb sprowadza śmierć... na
wszystkich. Tymczasem Vivian miała po prostu atak krupu. A Nils i mój stangret zwyczajnie
zaprószyli ogień. Zostawili zapaloną świecę na nocnym stoliku. Takie wypadki się zdarzają i
nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
śadne z nich jednak nie wiedziało o prze\yciach Brora i Alvara. Mo\e gdyby je znali,
inaczej spojrzeliby na sprawę. Chocia\ to wcale nie jest takie pewne. Ich zachłanność była tak
wielka, \e ignorowali wszelkie niebezpieczeństwa, które stały im na drodze do bogactwa.
- Właściwie jeszcze nigdy na własne oczy nie widziałam tego skarbu - odezwała się
matka z pretensją w głosie. - Najpierw Vivian ukryła go w swojej szafie, a potem, kiedy
jechaliśmy do Danii, pozwoliłam zaopiekować się nim Nilsowi.
- A właśnie! Dlaczego go wzięliście? Nawet nie raczyliście mnie poinformować o
swych planach. Szukałem go jak głupiec.
- Przecie\ ten skarb nale\y siÄ™ mnie. To chyba oczywiste. Ty jesteÅ› jeszcze dzieckiem.
- Dzieckiem? Nazywasz mnie dzieckiem?
- No, poniekąd. Zresztą podró\ mieliśmy okropną. Bez przerwy oglądałam się dokoła,
bo wydawało mi się, \e ktoś się czai w pobli\u.
Emil roześmiał się pogardliwie,
- A więc i ty na stare lata stałaś się przesądna.
- Ale\ skąd - odpowiedziała chłodno. - Nie powiem, miły jesteś, na stare lata ! Co do
podró\y jednak, to wszyscy odnosili takie wra\enie. Nawet te smarkacze, które ku mojemu
utrapieniu ciągnęliśmy ze sobą! Ale mo\e rzeczywiście powóz, którym jechaliśmy, nie był
najwygodniejszy. W ka\dym razie w drodze towarzyszył nam podły nastrój.
- A có\ w tym dziwnego? Dzieciaki właściwie nigdy nas nie zaakceptowały.
- Najgorszy był Bror. Jestem pewna, \e to pod jego wpływem ogarnęło nas wszystkich
takie przygnębienie. Kiedy zajechaliśmy na miejsce, miałam tyle pracy z urządzeniem dworu,
\e całkiem zapomniałam o skarbie. Zresztą Nils zamknął go w tej wielkiej barokowej szafie,
wiesz której. Tego wieczoru, kiedy postanowił go obejrzeć, byłam u znajomej... I puścił z
dymem cały dom, stary dziwak. Zaczynała mu ju\ dokuczać skleroza. Pewnie zasnął przy
zapalonej świecy.
- No, a potem skarb zniknął razem z Brorem. Czy to wtedy wyrzuciłaś dzieciaki z
domu?
- Tak, a có\ miałam z nimi robić? Nils nie \ył, a to przecie\ on, nie ja, upierał się, by
je zabrać do Danii. Następnego dnia po po\arze te smarkacze grymasiły przy śniadaniu. Nie
wytrzymałam i pokazałam im drzwi. Podobno po paru godzinach, jak donieśli mi słu\ący,
Bror wrócił po nie, ale było ju\ za pózno. Do diabła z całą tą trójką!
Emil długo milczał, jakby coś rozwa\ał. W końcu rzekł:
- Musimy znalezć Matyldę i tego bezczelnego kapitana. Odnoszę wra\enie, \e ten
[ Pobierz całość w formacie PDF ]