[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nizzi, choć wtedy nazywaÅ‚ siÄ™ zupeÅ‚nie inaczej. Niekie­
dy Marco zastanawiał się, czy takie sny nawiedzały
również jego wybawiciela, a jeÅ›li tak, to jakie Paolo wi­
dziaÅ‚ wówczas obrazy. Nie miaÅ‚ jednak ochoty opowia­
dać Elenie o tym, co mu się śniło. Była tak bystra, że
na podstawie kilku szczegółów mogłaby odgadnąć jego
tożsamość.
A Marco tego nie chciał, w każdym razie jeszcze nie
teraz. Choć jednoczeÅ›nie coraz częściej Å‚apaÅ‚ siÄ™ na my­
śli, że już sam dobrze nie wie, czego właściwie chce od
życia. Kiedyś najważniejsza była zemsta i odzyskanie
tego, co utracił, bo nigdy nie pogodził się z faktem, że
dla świata był jedynie Markiem Rinaldim. Ale teraz,
kiedy poÅ›lubiÅ‚ ElenÄ™, czy nadal z takÄ… determinacjÄ… po­
winien dążyć do zemsty, czy może zadowolić się
małżeństwem z tą piękną kobietą i tytułem władcy
Reggiano?
Zbliżająca się kampania była o tyle szczęśliwym
zbiegiem okolicznoÅ›ci, że to nie Marco inspirowaÅ‚ wy­
darzenia. Był jedynie instrumentem w rękach Beltraffia
i Eleny, mającym im umożliwić zgniecenie buty Uber-
tiego, zniweczenie jego snów o dominacji i przejęciu
we władanie ich księstwa. Wynosili z tego określone
korzyÅ›ci, ale zyskiwaÅ‚ na tym i Marco, bo w zaistnia­
łej sytuacji ani hrabia, ani oni nie podejrzewali, że Ri-
naldi może kierować siÄ™ też wÅ‚asnymi, ukrytymi moty­
wami.
Pieszczoty Eleny stały się tak bardzo podniecające,
że nie był już w stanie dłużej snuć swych rozważań.
Koszmarne obrazy ze snu i wzbudzony przez nie strach
natychmiast go opuściły.
Amor vincit omnia, zacytował w duchu. Miłość
wszystko zwycięża, zwyciężała i jego. Chwycił Elenę
w ramiona i wyszeptał:
- %7ładen zły sen, nie może pozbawić mnie siły, moja
pani, gdy jesteś u mego boku chętna i przyzwalająca,
bym mógł udowodnić sobie i światu, że wciąż jestem
prawdziwym mężczyzną.
- To wspaniale. Bo kiedy ty udowadniasz, że jesteś
prawdziwym mężczyzną, jednocześnie czynisz ze mnie
prawdziwÄ… kobietÄ™.
Takie słowa rozpaliłyby zmysły każdego mężczyzny,
a cóż dopiero podnieconego Marca. Pewien stary do­
wódca, który uczył go wojennego rzemiosła, twierdził,
że gdy się posiądzie kobietę w noc przed bitwą, zyskuje
siÄ™ siÅ‚Ä™ i gotowość do walki. Takie zdominowanie Ele­
ny, jak właśnie teraz czynił Marco, urastało do rangi
symbolu. Ale czy w tym wypadku była to dominacja?
- przemknęło mu przez gÅ‚owÄ™. %7Å‚ona nie tylko oddawa­
ła mu się ochoczo i z własnej woli, ale właściwie sama
zainicjowała ich zbliżenie. W gruncie rzeczy to ona go
uwiodła swymi pieszczotami!
Po chwili ogarnęła go niezwykła rozkosz i poczuł do
Eleny tak wielką miłość, jakiej jeszcze nie czuł nigdy
w życiu. Zatracał się w tej kobiecie całkowicie. Zanim
zapadł w sen, zdołał jeszcze pomyśleć, że jedyną rze-
czą, która mogłaby uczynić ich związek pełniejszym,
byłoby dziecko stworzone z miłości.
Natomiast Elena długo nie mogła zasnąć, narastał
w niej bowiem niepokój. Jutro Marco jÄ… opuÅ›ci, by wy­
ruszyć na wojnę, i wkrótce znajdzie się w wirze bitwy.
Modliła się więc gorąco, prosząc Boga tylko o jedno:
żeby w swej Å‚asce zachowaÅ‚ jej męża przy życiu i spra­
wił, by wrócił do niej cały i zdrowy. I podobnie jak
Marco marzyÅ‚a nieÅ›miaÅ‚o, by dziÄ™ki dzisiejszemu zÅ‚Ä…­
czeniu w jej łonie zakiełkowało nasienie, czyniąc ich
miłość spełnioną do końca.
Rano prawie ze sobÄ… nie rozmawiali. Marco szybko
wyszedÅ‚, by przywdziać bojowy strój, Elena zaÅ› pona­
glała swe dwórki, by pomogły jej wyszykować się do
drogi. Miała wyjechać z Markiem za mury miasta,
gdzie swe osady zakładali wieśniacy zaopatrujący
w żywność całe Reggiano. Za polami rozciągały się
rozległe równiny, a dalej lasy, w które miała zagłębić
się armia, gdy Marco już się pożegna z żoną.
Elena długo się zastanawiała, co powinna włożyć na
tę okazję. Nie chciała się ubrać na żołnierską modłę, bo
przecież nie wybierała się na wojnę, nie zamierzała też
wyglÄ…dać jak księżniczka przystrojona na popoÅ‚udnio­
wą przejażdżkę po włościach. Zdecydowała więc, że
ubierze siÄ™ w lisie kolory, na cześć Marca. WÅ‚ożyÅ‚a pro­
stÄ… rdzawo-zÅ‚otÄ… sukniÄ™, wÅ‚osy ujęła w pozÅ‚acanÄ… siat­
kę, a na skronie nałożyła prosty diadem. Damy dworu
obstąpiły ją wokół, rozpływając się nad jej wyglądem,
po chwili zaś do komnaty wszedł Marco i natychmiast
spostrzegł, jak go uhonorowała.
Nie był jeszcze w pełnej zbroi. W ręku trzymał dwa
białe, jedwabne szaliki i jeden z nich wręczył Elenie.
- ProszÄ™ ciÄ™, pani, zawiąż go wokół szyi, zanim do­
siÄ…dziesz konia. Wszyscy moi ludzie bÄ™dÄ… mieli przy so­
bie białe wstążki, by mogli się nawzajem rozpoznać
w ciemnoÅ›ci. OczywiÅ›cie zamotajÄ… je dopiero przed sa­
mym atakiem, ale gdy zobaczą, że i ty masz na sobie
coś białego, doda im to ducha do walki.
- A czy ty, panie, będziesz miał na sobie szal, który
trzymasz w dłoni?
- BÄ™dÄ™ go miaÅ‚ na sobie już wtedy, gdy ruszÄ™ w dro­
gÄ™ u twego boku.
Marco miał surowy wyraz twarzy, bo zmagał się
z zupełnie nieznanymi sobie emocjami, które opadły go
dzisiejszego ranka, gdy zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że musi zo­
stawić Elenę i ruszyć ku nieznanemu przeznaczeniu.
Ona zaś wiedziała, że musi okazać mężowi, jak bardzo
jest drogi jej sercu. Tego dnia przypięła do sukni niewielką
broszkę w kształcie jastrzębia. Był to pięknie cyzelowany
drobiazg ze zÅ‚ota, wysadzany brylantami, z jednym ma­
leńkim rubinem w miejscu oka. Teraz zdjęła ją i wpięła
w kołnierz tuniki, którą Marco miał pod pancerzem.
- NoÅ› jÄ… w czasie bitwy, mój panie i mężu, by przy­
pominaÅ‚a ci o tym, co zostawiÅ‚eÅ› w Reggiano: mojÄ… mi­
łość i zaufanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •