[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Oszczędz nam tego widowiska, dopóki nasza sytuacja się nie zmieni - rzekł. - Musimy się stąd
wydostać. Jeżeli zdołamy iść cicho, usłyszymy każdego, kto będzie się zbliżał.
- Nic z tego, Roy - powiedział Marapper utknęliśmy tu na dobre, a poza tym ja już jestem
zmęczony.
- Zapomniałeś o władzy, którą miałeś zdobyć.
- Pozostańmy tutaj - błagał kapłan - glony są za gęste.
- Co ty na to, Fermour? - spytał Complain.
- Posłuchajcie!
Natężyli słuch. Glony skrzypiały więdnąc bez światła i szykując się na śmierć. Komary bzykały
im koło uszu. Powietrze, wibrujące tym cichym dzwiękiem, coraz mniej nadawało się do oddychania;
ściana gnijących roślin prawie całkowicie odcięła tlen wytwarzany przez zdrowe rośliny.
Przerażająco nagle Wantage wpadł w szał. Niespodziewanie rzucił się na Fermoura, przewracając
go na ziemię. Tarzali się w błocie walcząc rozpaczliwie. Complain bez słowa pochylił się nad nimi i
wymacał muskularne ciało Wantage'a leżącego na tęgim Fermourze, który usiłował oderwać ręce
napastnika zaciskajÄ…ce siÄ™ na jego gardle.
Complain chwycił Wantage'a za ramiona i oderwał. Wantage zadał cios na oślep, nie trafił i
sięgnął po paralizator. Udało mu się wyciągnąć broń, ale Complain chwycił go za przegub dłoni i
wykręcił mu rękę zmuszając do cofnięcia się i jednocześnie wymierzając cios w szczękę. W
ciemności jednak nie trafił i uderzył Wantage'a w pierś. Wantage wrzasnął i machając gwałtownie
rękami uwolnił się, ale Complain złapał go ponownie. Tym razem cios był celny. Kolana ugięły się
pod Wantage'em; zatoczył się i ciężko zwalił w glony.
- Dziękuję - rzekł Fermour. Więcej nie był w stanie wyjąkać. Przestali krzyczeć nasłuchując.
Ale słyszeli tylko skrzypienie glonów, dzwięk, który towarzyszył im przez całe życie i miał być
słyszalny także wtedy, gdy oni udadzą się w Długą Podróż.
Complain wyciągnął rękę i dotknął Fermoura, który dygotał jak w febrze.
- Powinieneś był użyć paralizatora na tego szaleńca - powiedział.
- Wytrącił mi go z ręki - odparł Fermour - a teraz zgubiłem gdzieś w błocie tę cholerną broń.
Pochylił się szukając paralizatora w mazi powstałej z łodyg i soku glonów. Kapłan pochylił się
także zapalając latarkę, którą Complain natychmiast wytrącił mu z ręki. Duchowny znalazł jednak
Wantage'a, który leżał jęcząc, i ukląkł przy nim na jedno kolano.
- Widziałem wielu, których to spotkało wyszeptał - ale granica między stanem normalnym a
szaleństwem była u biednego Wantage'a zawsze nieuchwytna. To przypadek, który my kapłani
określamy jako hyperklaustrofobia. Myślę, że w jakimś stopniu wszyscy na to cierpimy. Jest ona
przyczyną wielu zgonów w szczepie Greene, chociaż nie aż tak gwałtownych. Większość chorych
gaśnie po prostu jak lampa.
Obrazując to kapłan strzelił palcami.
- Mniejsza o historię choroby, kapłanie rzekł Fermour. - Powiedzcie lepiej, co z nim na miłość
boskÄ… zrobimy.
- Najlepiej zostawić go i wiać - zaproponował Complain.
- Nie widzicie, jak bardzo mnie interesuje ten przypadek? - powiedział z wyrzutem duchowny. -
Znałem Wantage'a jeszcze kiedy był małym chłopcem, a teraz muszę patrzeć, jak on tu umiera w
ciemnościach. Cudownie i wzruszająco jest móc ogarnąć całe ludzkie życie To tak jakby się oglądało
dopracowaną kompozycję, skończone dzieło sztuki. Człowiek udaje się w Długą Podróż, ale
pozostawia po sobie ślad w postaci historii swego życia zapisanej w pamięci innych. Gdy Wantage
przyszedł na świat, jego matka żyła w gęstwinie Bezdroży, wygnana ze swego własnego szczepu.
Dopuściła się dwukrotnej zdrady i jeden z jej mężczyzn odszedł wraz z nią, by dla niej polować. To
była zła kobieta. Mężczyzna zginął w czasie polowania, a ona nie mogąc żyć samotnie wśród glonów
znalazła schronienie u nas, w Kabinach. Wantage był wtedy raczkującym niemowlęciem, małym
stworzeniem z wielkim kalectwem. Jego matka, jak to często bywa z kobietami nie zamężnymi,
została nałożnicą jednego ze strażników i zginęła w czasie jakiejś pijackiej bójki, zanim jej syn
zdążył osiągnąć dojrzałość.
- Kogo ma według ciebie uspokoić nerwowo to opowiadanie? - zapytał Fermour.
- W strachu nie ma przestrzeni; nasze życie jest nam tylko pożyczone - rzekł Marapper.
Popatrzcie na losy naszego biednego towarzysza. Jak to zwykle bywa, koniec życia nawiązuje do
jego poczÄ…tku. KoÅ‚o wykonuje peÅ‚ny obrót, a potem pÄ™ka... Gdy byÅ‚ dzieckiem, nie z«znaÅ‚ niczego
poza cierpieniem. Inni chłopcy znęcali się nad nim, częściowo z powodu matki, która była złą
kobietą, częściowo zaś z powodu twarzy. Od tego czasu Wantage widział obie te sprawy jako jedno
nieszczęście. Dlatego stale chodził pod ścianą, ukrywając zdeformowaną połowę twarzy, i dlatego
zabijał w sobie każde wspomnienie dotyczące matki. Ale oto gdy znalazł się w gęstwinie,
wspomnienia z dzieciństwa powróciły. Odżył w nim cały wstyd, którego zródłem była matka, i
opanował go dziecięcy lęk przed niepewnym jutrem i ciemnością.
- No a teraz, gdy ta krótka lekcja psychoanalizy skończyła się szczęśliwie - rzekł ponuro
Complain - może będziesz łaskawy, Marapper, przypomnieć sobie, że Wantage wcale jeszcze nie
umarł. %7łyje nadal i stanowi dla nas poważne niebezpieczeństwo.
- Właśnie zamierzam go wykończyć - powiedział Marapper. - Zapal na chwilę latarkę, ale
ostrożnie, po co ma kwiczeć jak świnia.
Complain pochylił się skwapliwie i poczuł, jak napływająca krew rozsadza mu czaszkę.
Ogarnęła go chęć zrobienia tego samego, co Wantage - miał ochotę odrzucić wszelkie niewygodne
hamulce, jakie nakłada rozsądek, i z krzykiem skoczyć w największy gąszcz. Dopiero pózniej
przyszło zastanowienie: dlaczego w tym krytycznym momencie był tak posłuszny kapłanowi, nie
ulegało przecież wątpliwości, że przez niespodziewany nawrót do kapłańskiej rutyny Marapper
znalazł ujście dla własnego strachu. Swoista ekshumacja dzieciństwa Wantage'a była zakamuflowaną
próbą rabowania samego siebie.
- Zdaje się, że zaraz zacznę znowu kichać odezwał się zupełnie normalnym głosem Wantage,
który niepostrzeżenie odzyskał przytomność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •