[ Pobierz całość w formacie PDF ]
połknę tych prochów w całości, tylko je sobie rozgniotę, więc nie będą się uwalniać stopniowo.
Zadziałają uderzeniowo i będzie po krzyku.
Nie.
Tobie niczym to nie grozi.
Dopiero w tym momencie Franka olśniło.
To dlatego nie chcesz prosić Grega ani Laury. Są zbyt cenni. Nie to, co ja, zakała
rodziny.
Greg ma karierę, której nie wolno mu ryzykować rzekł ojciec. Laura ma
trójkę dzieci. A dla ciebie, to żaden problem.
Ani dla ciebie. Ty już nie będziesz żył, za to mnie zwinie policja. Nie. Nie ma
mowy.
Nigdy cię o nic nie prosiłem. Nawet o to, żebyś został przyzwoitym człowiekiem. A
teraz cię proszę, Frank. Pomóż mi. Proszę cię, pomóż mi.
Frank wstał z krzesła.
Przykro mi, że umierasz. Ale jeszcze bardziej mi przykro, że chcesz, bym ci w tym
pomógł.
Nie wychodz.
Myślę, że tak będzie lepiej.
Ojciec sięgnął po rękę Franka, jednak ten stał zbyt daleko i nie przysunął się bliżej. Ręka
chorego opadła bezwładnie na pościel.
To rzeczywiście lepiej idz mruknął. Zresztą i tak zaczyna się mój program.
Twój program?
Quiz Dobra cena . Therese mnie namówiła, żeby to oglądać.
Cieszę się, że umiesz sobie zagospodarować czas.
Mhm, zwłaszcza że wygląda na to, że został mi jeszcze cały rok. Dzięki, że
wpadłeś. I za kwiaty też.
Frank przez chwilę stał w milczeniu i patrzył na ojca, który już odwrócił głowę. Ojciec
wspominał coś o drobnych gestach, ale on na taki nie był gotów. Co to, to nie.
Jeśli pozwolisz, to jeszcze do ciebie zajrzę.
Drzwi są zawsze otwarte powiedział ojciec, obserwując uczestniczkę, która z
okrzykiem radości zerwała się z miejsca i przeciskając się wśród wiwatującej publiczności, ruszyła
biegiem na środek.
Nie oglądając się, Frank wyszedł z pokoju, przeszedł obok roześmianej Therese i
wyszedł na skąpany w oślepiającym blasku parking przed hospicjum.
" " "
Jak ci poszło? spytała go Laura. Siedziała naprzeciw Franka przy stoliku w
kawiarni Starbucks i co chwilę obrzucała czujnym spojrzeniem trójkę swych chłopców, którzy
posadzeni w narożniku próbowali pić lemoniadę i jednocześnie kolorować książeczkę z rysunkami
walczących ninja.
Frank przesunął ku siostrze filiżankę kawy za cztery dolary. Nigdy przedtem nie był w
żadnej z tych szpanerskich kawiarni, w których o wpół do jedenastej rano nie było ani jednego
wolnego stolika, a przy wielu siedzieli młodzi ludzie ze wzrokiem utkwionym w ekrany swych
laptopów. Co oni wszyscy tak naprawdę robią? przemknęło mu przez głowę.
W porządku odpowiedział.
Nie kłam. Przecież widzę, że nie. Mówiłam, że powinnam pójść z tobą.
Nie. Nawet mnie przeprosił. Coś w tym rodzaju. Pociągnął łyk gorącej kawy.
Wyciągnął do ciebie rękę, Frank. U taty to bardzo dużo. Odgarnęła z czoła
kosmyk tym razem blond włosów i ostrzegawczo uniosła palec, dając najstarszemu synowi znak, że
ma się dzielić z braćmi kredkami.
Pewnie tak.
Jesteś uparty jak on, ale też wyciągnąłeś rękę. To dobrze.
Chciał, żeby... Pragnął podzielić się z siostrą ponurą tajemnicą ojcowskiej
prośby, jednak w ostatniej chwili stchórzył. Pewnie zarządziłaby przytroczenie ojca pasami do
łóżka. Albo by go kazała przenieść na zamknięty oddział psychiatryczny. Znów upił trochę kawy.
Czego chciał?
Myślę, że chciałby umrzeć prędzej niż pózniej. Boi się bólu. Albo wyczekiwania na
śmierć. Wiesz, że nigdy nie grzeszył cierpliwością.
Będzie walczyć do samiutkiego końca powiedziała Laura. Nie rozstanie się
tak łatwo z życiem. Oczy jej się rozjarzyły. Hunter! Oddaj zaraz Tylerowi tę niebieską
kredkę. Nie zmuszaj mamusi, żeby musiała to zrobić za ciebie.
Bitwa o niebieską kredkę dobiegła końca.
Nie sądzę, żeby chciało mu się walczyć. Myślę, że się podda. Sam był ciekaw, co
ojciec teraz zrobi. Czy znajdzie kogoś innego, kto mu pomoże zejść z tego świata? Jeśli nawet, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]