[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Poczuła jego usta na swoich. Chwycił wargami jej dolną wargę i ścisnął
lekko. Wysunął język. Addy miała wrażenie, że prąd elektryczny przeszył ją
na wylot.
– Co... – zaczęła sennie.
– Jesteś piękna – wyszeptał wprost w jej usta. – Kiedy śpisz.
Ktoś jęknął głucho. Addy obawiała się, że to była ona. Leniwy mózg
rozpaczliwie usiłował pojąć, jak się znalazła w takiej sytuacji.
Przygryzł lekko jej wargę. Wtedy objęła go za szyję i przytuliła.
Nie mogła zebrać myśli. Próbowała. Czuła jego dłoń na swoim udzie.
Mówił coś. Wyjaśniał zawiłości testamentu. Po chwili poczuła jego palce
wsuwające się pod sweter. Wspominał coś o domu i pieniądzach. Teraz
czuła jego rękę na biodrze. I coś o zamieszkaniu w tym domu na sześć
miesięcy. Jego usta wpijały się w jej. Jego pierś przyciskała się do jej piersi.
I było coś jeszcze...
Na pewno.
Z wysiłkiem wyrwała się z jego objęć. Stanęła na lekko dygocących
nogach. Węgle na kominku żarzyły się słabo. Z ramion zwisał koc, którym
była okryta.
Czy dobrze go usłyszała?
– Czy powiedziałeś, że muszę wyjść za mąż?
ROZDZIAŁ TRZECI
– Au!
Spencer zdumiony popatrzył na nią przez długi stół, przy którym
siedzieli w jadalni.
– Uszczypnęłam się – wyjaśniła. Srebrne sztućce, które trzymała, były
ciężkie. Stare. – Musiałabym kompletnie postradać zmysły, żeby się zgodzić
zostać tu na noc.
Z trudem oderwał oczy od jej ust.
– Wyjrzyj za okno. Śnieżyca jak w siedemdziesiątym szóstym. Nie
możesz pojechać w taką pogodę. Nawet gdyby nam się udało odkopać twoje
auto.
Popatrzyła na niego ponuro. Już kilka razy kłócili się o to, że pozwolił
jej trzy godziny przespać przed kominkiem. Spencer bronił się słabo, bo
sam sobie nie potrafił wytłumaczyć, czemu tak postąpił. Owszem, pociągała
go ta złośliwa, gwałtowna wiedźma. Ale przecież nadzieja, że zdoła ją
zatrzymać na noc, była całkiem naiwna.
Przyglądał się, jak walczyła ze snem, słuchając go. Patrzył, jak
potakująco kiwała głową, nawet wtedy kiedy nie miało to żadnego związku z
jego słowami. I pomyślał, że po prostu pozwoli jej się chwilkę zdrzemnąć.
Gdy usnęła, przyglądał jej się. Ogień z kominka rzucał migotliwe cienie
na jej twarz. Bez zwykłej gniewnej zaciętości wyglądała jak nastolatka. Była
krucha i delikatna.
Wiele trudu kosztowało go ściągnięcie jej do tego domu. Sam nie
wiedział, czemu tak bardzo mu zależało na tym, żeby zrozumiała, co traci,
uparcie odmawiając przyjęcia spadku po babci. Wiedział jednak, że musi
tego dokonać bez względu na koszty.
Najbardziej
go
zaskoczyło,
gdy
zobaczył
tę
upartą,
bezlitosną
dziewczynę wpatrującą się ze łzami w oczach w stary portret rodzinny.
Wtedy dostrzegł iskrę nadziei dla siebie.
Później, rzecz jasna, odzywała się do niego tylko wtedy, gdy było to
absolutnie konieczne, i trudno było marzyć, że coś mogłoby ich połączyć.
Z drugiej jednak strony już na niego nie krzyczała. W prawie
pokojowych nastrojach siedzieli przy wspólnym stole.
– Jest bardzo... – zaczął.
Z głośnym trzaskiem Addy rzuciła sztućce na stół i odsunęła talerz.
Popatrzyła na niego z wyraźnym niesmakiem. Chyba odezwał się za
wcześnie.
– Czy ona była obłąkana? – spytała. – Mam prawo wiedzieć, czy w mojej
rodzinie były w przeszłości przypadki chorób psychicznych. To może kiedyś
mieć wpływ na moją decyzję o posiadaniu dzieci. – Opadła na oparcie
krzesła i skrzyżowała ramiona. – Nie patrz tak na mnie. Jestem tylko tak
rozważna jak babcia Adeline w swoim testamencie.
To nie był najlepszy moment, żeby jej powiedzieć, że Adeline całą część
rodziny Susannah uważała za niezrównoważoną. Odważył się uchylić tylko
rąbka tajemnicy.
–
Aż do śmierci twoja babcia była w pełni władz umysłowych –
oświadczył.
– To ty tak twierdzisz – warknęła. Czuła, że zachowuje się jak dziecko.
Lecz tylko tak potrafiła ukryć stan nieustannego podniecenia, w jakim się
znajdowała od przebudzenia. – Ona zwariowała.
- Może tylko chciała się upewnić, że ty... – zawahał się. – Że będziesz
miała opiekę.
Wciąż ją obrażał.
–
Nie potrzebuję męża, żeby się mną opiekował. – Usiłowała
powstrzymać drżenie głosu. – Sama świetnie sobie daję radę, dziękuję.
Gdzie jest kuchnia?
– Po drugiej stronie domu.
Pozbierała swoje naczynia i chociaż czuła, że jest niegrzeczna, wyszła.
Znalazła kuchnię na samym końcu długiego korytarza. W powietrzu
wisiał zapach ostrych przypraw. Addy rozejrzała się. Nigdzie nie zauważyła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]