[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tobą spierad, byd może czegoś nauczą cię te kobiety. Kooczcie przygotowania!
Zdecydowanym klaskaniem Yildiz zwrócił na siebie uwagę sług sprzątających arenę przed kolejnymi
pokazami. Na ten znak śpiesznie zakooczyli prace i zniknęli ze sceny. Po przeciwnej stronie kręgu
otworzono spiżowe drzwi, przez które wpadła na arenę truchtem szóstka koni różnej maści.
Wybornie zadbane, wysokie w kłębie wierzchowce były starannie dobrane pod względem wielkości.
Hej! Wio, Zubbadiyah!
Raznymi krzykami woltyżerki zmusiły konie do biegu galopem po obwodzie areny i powskakiwały na
ich grzbiety. Chwytając za rzemienie uprzęży i silnie zwierając uda na kooskich bokach, dały pokaz
jazdy bez siodeł. Piruety, stójki na rękach, wymyki pod brzuchami wierzchowców niebezpiecznie
blisko śmiercionośnych kopyt, wspaniale zsynchronizowane przeskoki z jednego konia na drugiego
przykuły uwagę wszystkich widzów, włącznie z urażonym Yezdigerdem.
W pokazie woltyżerki było coś wyjątkowego, czego zabrakło w poprzedniej prezentacji kobiecej
zręczności. Połączenie niewieściej gibkości i oszałamiającej samczej mocy wierzchowców
okraszone było dodatkowo widokiem prawie nagich ciał wijących się na mknących kooskich
grzbietach.
Patrzącym wydawało się, że mają przed sobą istny żywioł. Kobiety najwidoczniej również to
odczuwały, przeskakując z dzikimi krzykami z grzbietu jednego wierzchowca na drugi.
Widziałeś?! zawołał cesarz Yildiz, gdy ostatnia z woltyżerek opuściła arenę. Byłaby to
odpowiednia rozrywka dla wysłannika naszych sąsiadów, Adi Bukbula, z którym niedawno
pożegnaliśmy się bez żalu. Zaiste, wspaniały pokaz turaoski władca obrócił się w stronę syna,
który ze zniecierpliwieniem podnosił się z ławy. I jakie wnioski z niego wyciągnąłeś, chłopcze?
Może sam mi powiesz, czcigodny ojcze? ponury młody książę wzruszył ramionami. %7łe
wyznawczynie dawnego boga Erlika są bardziej bezwstydne i lubieżne od cór Tarima? Wątpię, by o
to ci chodziło. Cóż innego chciałeś mi uświadomid, ojcze?
Zaprawdę, czy jest coś, co uszłoby twojej przenikliwej mądrości? Cesarz uśmiechnął się
przebiegle. Masz rację, bystry Yezdigerdzie, zakładając, że te kobiety pochodzą z odleglejszych
prowincji, w których pielęgnuje się pradawne obyczaje. Są to w istocie Zaporożanki, sprowadzone
tutaj wraz z koomi z jednej ze spornych włości na drugim brzegu Vilayet. To pospolite córki jednego
z miejscowych klanów, pasterki jaków, które przygotowały to przedstawienie, przedłużając stary
uświęcony tradycją obyczaj. Chciałbym jednak zwrócid twoją uwagę na coś innego: to pospolite,
koczownicze chłopki, które odkąd wyrosły z pieluch, spędzały w siodle więcej czasu niż poza nim.
Ich sztuczki, zdumiewające dla nas, mieszkaoców Zachodu, nie zaskakują w stronach, z których
pochodzą, w kraju, z którym wkrótce możemy znalezd się w stanie wojny czyniąc znaczącą
przerwę, Yildiz zwrócił wzrok ku Artabanowi. Generale, znużyła mnie ta przemowa. Kontynuuj,
proszę, z łaski swojej.
Dzięki, najwyższy panie. Pojąłem, o co ci chodzi. Artaban, wcielenie ideału młodego i
przystojnego turaoskiego wodza, skłonił się cesarzowi i zwrócił do Yezdigerda: Najpokorniej
błagam o wybaczenie, książę, chciałbym jednak rzec, iż Hyrkaoczycy i mieszkaocy innych stepowych
krain spędzają jeszcze więcej czasu na kooskich grzbietach niż Zaporożanki szybkim ruchem
skłonił
głowę przed swoim słuchaczem, na którego obliczu zaczynała malowad się irytacja. Ci ludzie
dwiczą i doskonalą nie akrobatyczne sztuczki, lecz bezwzględną walkę z konia. Po wielu stuleciach
pasterstwa, polowao i pościgów, ich wojownicy i wierzchowce przewyższyli rywali z całego
świata.
Szczycimy się, że mamy doskonałą jazdę, najlepszą w hyboryjskich paostwach, lecz mimo to tak
Turaoczycy, jak każde cywilizowane królestwo popełniłoby szaleostwo, otwarcie stawiając czoło
stepowym hyrkaoskim jezdzcom. Ich hordy pokonałyby nas wszędzie, a zwłaszcza na wielkich
pustkowiach Hyrkanii. Dlatego też zgadzam się z twoim ojcem, panie Artaban rzucił szybkie
spojrzenie w stronę łaskawie uśmiechniętego Yildiza że najbardziej prawdopodobnym wynikiem
zbyt śpiesznej i zakooczonej zbytnim powodzeniem morskiej inwazji byłoby to, czego powinniśmy
unikad za wszelką cenę: wojna lądowa z liczebniejszą, doskonale wydwiczoną hyrkaoską konnicą.
Nawet pod najlepszym, najdzielniejszym dowódcą Artaban znów skłonił głowę przed młodym
księciem taki atak nie miałby żadnych szans powodzenia.
Istotnie, książę, to całkowita prawda odezwał się siedzący za plecami Artabana admirał Quub.
Wstał, rzucił pytające spojrzenie na Yildiza, po czym kontynuował: Jedynym sensownym
wyborem jest wykorzystanie większej siły turaoskiej floty. Nasz cesarz zaproponował takie właśnie
rozwiązanie: cierpliwe czekanie na planowaną inwazję naszych przeciwników i zgniecenie: ich na
morzu. Bez
względu na sukcesy, którymi Hyrkaoczycy wykazali się przy budowaniu swojej floty, i
wspomagającą ich magię, są marnymi marynarzami. Ta sama pasja, która dała im mistrzostwo w
jezdziectwie,
gwarantuje z całkowitą pewnością, że ustępują nam na morzu.
Zgadzam się wpadł mu w słowo Artaban. Z drugiej strony, gdyby ruszyli na nasze ziemie,
okrążywszy morze Villayet od południa, położone tam liczne góry, rzeki i twierdze osłabiłyby ich
siłę i dałyby nam dośd czasu na przygotowanie obrony.
Właśnie podjął admirał, pragnący dokooczyd myśl. By kampania lądowa nie straciła
impetu, Hyrkaoczycy muszą przeprawid się drogą morską. W ten sposób nie zdołają nas jednak
zaskoczyd. Po wielu latach turaoskiej potęgi nad Vilayet, Hyrkaoczykom brak wystarczającego
doświadczenia, by powieśd swą flotę do zwycięstwa. Jeśli nasze jednostki będą trwały w należytej
gotowości, możemy rozstrzygnąd wszystko podczas jednej lub kilku i morskich bitew.
Naprawdę? zapytał sceptycznie Yezdigerd. A co z piratami? Hyrkaoczycy zawarli
przymierza z szeregiem wyspiarskich posiadłości i księstewek, włącznie z wyjętym spod prawa
Czerwonym
Bractwem i sprzyjającymi mu morskimi plemionami. Bractwo i ich sojusznicy wykazali się w
przeszłości wielką przebiegłością w walkach na morzu. Jedną z głównych zalet natychmiastowego
uderzenia byłoby zapobieżenie połączeniu sił piratów i Hyrkaoczyków.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]