[ Pobierz całość w formacie PDF ]

radość, że on, nieszczęśliwy, wzgardzony, posiada kobietę tak piękną. Jego uwielbienia, szały
na widok powabów kochanki uspokoiÅ‚y jÄ… w koÅ„cu co do różnicy wieku. Gdyby pani de Rê-
nal znała życie, jak je zna kobieta trzydziestoletnia w bardziej cywilizowanych krajach, za-
drżałaby o trwałość uczucia, które podtrzymywała jedynie ciekawość i upojenie miłości wła-
snej.
W momentach zapomnienia o ambicji Julian podziwiał z zapałem nawet kapelusze, nawet
suknie pani de Rênal. Nie mógÅ‚ siÄ™ nasycić ich zapachem; otwieraÅ‚ szafÄ™ i godziny caÅ‚e po-
dziwiaÅ‚ piÄ™kność i Å‚ad jej wnÄ™trza. Pani de Rênal, wsparta na nim, patrzyÅ‚a naÅ„  on patrzyÅ‚ na
klejnoty, szmatki, które w wilię zamęścia wypełniały koszyk weselny.
 MogÅ‚am byÅ‚a wyjść za takiego czÅ‚owieka!  myÅ›laÅ‚a niekiedy pani de Rênal.  Cóż za
płomienna dusza! Cóż za cudowne życie przy nim!
54
Julian nigdy nie widział z bliska tych straszliwych przyrządów artylerii kobiecej.  Niepo-
dobna  myślał  aby mogło w Paryżu istnieć coś ładniejszego! Wówczas szczęście jego
zdawało mu się bez zarzutu. Często szczery podziw i upojenia kochanki pozwalały mu zapo-
mnieć o czczych teoriach, pod wpływem których był tak sztywny, tak śmieszny niemal w
pierwszym okresie. Czasami mimo nałogu obłudy znajdował przyjemność w tym, aby tej
wielkiej damie, która go podziwiała, wyznać swą nieświadomość mnóstwa drobnych zwy-
czajów. Stanowisko kochanki podnosiÅ‚o go. Pani de Rênal znajdowaÅ‚a znowuż sÅ‚odycz w
tym, aby w zakresie tych drobiazgów oświecać niepospolitego chłopca, któremu wszyscy
wróżyli wspaniałą przyszłość. Nawet podprefekt i pan Valenod nie mogli się wstrzymać od
podziwu dla Juliana, przez co wydawali siÄ™ pani de Rênal mniej gÅ‚upi. Pani Derville nie po-
dzielała tych uczuć. Zrozpaczona tym, czego się domyślała, widząc, że głos rozsądku stal się
wstrętny kobiecie, która dosłownie straciła głowę, opuściła Vergy bez wyjaśnień: nikt ich
zresztÄ… nie wymagaÅ‚. Pani de Rênal uroniÅ‚a parÄ™ Å‚ez, ale wkrótce uczuÅ‚a zdwojonÄ… peÅ‚niÄ™
szczęścia. Dzięki temu wyjazdowi była prawie cały dzień sam na sam z kochankiem.
Julian chętnie zanurzał się w tym słodkim obcowaniu, tym chętniej, że za każdym razem,
kiedy zostaÅ‚ sam, trapiÅ‚a go nieszczÄ™sna propozycja Fouquégo.
W pierwszych dniach nowego życia chłopak ten, który nigdy jeszcze nie kochał i nie był
kochany, znajdowaÅ‚ takÄ… rozkosz w szczeroÅ›ci, że omal nie wyznaÅ‚ pani de Rênal ambicji
wypełniającej dotąd treść jego istnienia. Chętnie poradziłby się jej nawet co do dziwnej poku-
sy, jakÄ… budziÅ‚a w nim propozycja Fouquégo. Ale drobne wydarzenie uniemożliwiÅ‚o mu
wszelką szczerość.
55
XVII. PAN WICEMER
O, how this spring of love resembleth
The uncertain glory of an April day;
Which now shows all the beauty of the sun,
And by and by a cloud takes all away!
Two gentlemen of Verona
Jednego wieczora, o zachodzie słońca, siedząc obok kochanki w sadzie, z dala od natrę-
tów, Julian dumał głęboko.  Czy wiecznie będą trwały te słodkie chwile?  Duszę jego za-
przątała całkowicie trudność obrania kariery; bolał nad tą niedolą, która kładzie kres dzie-
cięctwu i psuje pierwsze lata niezasobnej młodości.
 Ach  wykrzyknął  jakąż opatrznością dla młodzieży był Napoleon! Któż go zastąpi?!
Co zrobią bez niego nieszczęśliwi, nawet bogatsi ode mnie, mający ledwie parę groszy na
zdobycie wykształcenia, a nie dość, aby kupić sobie zastępcę w dwudziestym roku i rozpo-
cząć jakąś drogę. Mimo wszystko  dodał z głębokim westchnieniem  to nieszczęsne wspo-
mnienie zatruje nam na zawsze wszelkie szczęście!
Naraz ujrzaÅ‚, że pani de Rênal marszczy brew; przybraÅ‚a chÅ‚odny i wzgardliwy wyraz, po-
jęcia te wydawały się jej godne lokaja. Wychowana w poczuciu swego dostatku, uważała za
rzecz naturalną, że i Julian go posiada. Kochała go tysiąc razy więcej niż życie, a nie dbała o
pieniÄ…dze.
Julian nie mógł odgadnąć jej myśli. To zmarszczenie brwi sprowadziło go na ziemię. Był
na tyle przytomny, aby się wycofać. Wytłumaczył szlachetnej pani, siedzącej obok na dar-
niowej ławeczce, że powtarzał jedynie słowa, które usłyszał podczas podróży do swego
przyjaciela, handlarza drzewa. Ot, majaczenie niedowiarków!
 Nie zadawaj siÄ™ już z tymi ludzmi  rzekÅ‚a pani de Rênal zachowujÄ…c jeszcze odcieÅ„
chłodu, który nagle ustąpił miejsca tkliwości.
To zmarszczenie brwi lub raczej wyrzut z powodu jego nieostrożności było pierwszym
rozdarciem atmosfery złudzeń otaczającej Juliana. Rzekł sobie:  Jest dobra i słodka, jest do
mnie szczerze przywiązana, ale wychowała się w nieprzyjacielskim obozie. Ba! oni nikogo
się tak nie boją jak zuchów, którzy osiągnąwszy wykształcenie nie mają na tyle pieniędzy,
aby się o coś zaczepić. Co by się stało z tymi jaśnie wielmożnymi, gdybyśmy mogli walczyć
równą bronią! Ja na przykład, gdybym był merem, człowiekiem dobrej woli, uczciwym, ja-
kim jest w gruncie pan de Rênal, jakbym ja sobie daÅ‚ rady z wikarym, panem Valenod i
56
wszystkimi szelmostwami! Jaka sprawiedliwość zapanowaÅ‚aby w Verrières! To nie sÄ… gÅ‚owy,
które by mi mogły stanąć w drodze. Co oni wiedzą? Ot, kręcą się po omacku.
Tego dnia Julian mógł posiąść trwale szczęście, ale nie umiał być szczery. Trzeba było
zdobyć siÄ™ na to, aby wydać bitwÄ™, ale n a t y c h m i a s t. PaniÄ… de Rênal zdumiaÅ‚o odezwa-
nie Juliana, ponieważ ludzie z t o w a r z y s t w a powtarzali, że zbytnie wykształcenie mło-
dych proletariuszy to widmo powrotu Robespierre a. Chłód pani de Rênal trwaÅ‚ dość dÅ‚ugo i
wydał się Julianowi rozmyślny. Było to stąd, że miejsce chwilowej niechęci spowodowanej
jego odezwaniem zastąpił wyrzut, że czymś może uraziła Juliana. Troska ta odbiła się żywo w
jej rysach, tak czystych i szczerych, kiedy się czuła szczęśliwa, z dala od natrętów.
Julian już nie śmiał marzyć swobodnie. Ochłonąwszy nieco z szałów miłości, uznał, że
nierozważnie jest odwiedzać paniÄ… de Rênal w jej pokoju. Lepiej, aby ona przychodziÅ‚a do
niego; gdyby ją kto spotkał, tysiąc pozorów mogło usprawiedliwić jej obecność na schodach.
Ale i ten system miaÅ‚ swoje niedogodnoÅ›ci. Julian dostaÅ‚ od Fouquégo książki, których on,
uczeń teologii, nigdy nie mógłby zażądać w księgarni. Ważył się zaglądać do nich jedynie w
nocy. Często byłby bardzo rad, aby mu nie przerywały odwiedziny, których oczekiwanie,
jeszcze w wilię sceny w sadzie, czyniłoby go niezdolnym do czytania.
DziÄ™ki pani de Rênal rozumiaÅ‚ książki w zupeÅ‚nie nowy sposób. OdważyÅ‚ siÄ™ jÄ… wypyty-
wać o mnóstwo drobiazgów, których nieświadomość paraliżuje inteligencję młodego czło-
wieka, urodzonego poza społeczeństwem, choćby najbardziej obdarzonego z natury.
To wychowanie m i ł o s n e, udzielone przez bardzo niewykształconą kobietę, było nader
szczęśliwe. Julian ujrzał wprost społeczeństwo takie, jakim jest dzisiaj. Umysł jego nie zaćmił
się opowiadaniami o tym, czym ono było niegdyś, przed dwoma tysiącami lat lub bodaj przed
sześćdziesięciu laty, za czasu Woltera i Ludwika XV. Ku niewymownej radości Juliana za-
sÅ‚ona spadÅ‚a mu z oczu, zrozumiaÅ‚ wreszcie rzeczy, które siÄ™ dziaÅ‚y w Verrières.
Na pierwszym planie ukazały się bardzo zawiłe intrygi, osnute od dwu lat około prefekta z
Besançon. WchodziÅ‚y w tÄ™ grÄ™ i listy z Paryża, kreÅ›lone przez najdostojniejsze dÅ‚onie. SzÅ‚o o
to, aby pana de Moirod, najpobożniejszego człowieka w okolicy, zrobić nie drugim, ale
pierwszym wicemerem Verrières.
Rywalem jego był bogaty fabrykant, którego należało bezwarunkowo zepchnąć na stano-
wisko drugiego wicemera.
Julian zrozumiał wreszcie półsłówka, które pochwycił, kiedy miejscowe grube ryby zjeż- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •