[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kontynuować rejs i mimo wszystko iść do Dakaru. Podczas załatwiania formalności w
urzędach portowych jeden z urzędników, bardzo młodziutki brytyjski porucznik marynarki
(lecz pełniący stale służbę na lądzie), zwrócił się do kapitana Dybka z wyrzutem:
-Nie mogę zrozumieć, dlaczego pan, idąc do Dakaru, wstąpił tutaj, nie mając pilnej
potrzeby zaopatrzenia siÄ™ w prowiant czy w bunkier...
 Komunikat radiowy z Londynu tak kazał  odparł Dybek.
 No dobrze! Ale on dotyczy tylko statków idących do portów francuskich...
 Ja właśnie szedłem do portu Dakaru!
 Przecież Dakar jest brytyjski!
Kapitan spojrzał na porucznika trochę jak na wariata i sądził, że żartuje. Lecz porucznik
nie żartował. Więc Dybek, udając poważne zakłopotanie, rzekł:
.  Gdy byłem miesiąc temu w Dakarze, siedzieli tam jeszcze Francuzi. Może teraz,
podczas mej nieobecności, Anglicy cichaczem ich wykurzyli...
Porucznik przeprosił, wyszedł, po chwili wrócił. Był czerwony ze wstydu:
- I am sorry! W istocie Dakar należy do Francuzów.
 To nic!  pocieszył go wesoło Dybek.  Wojna jeszcze chwilę potrwa i nie
wiadomo, czy pan nie będzie miał kiedyś racji...
W czerwcu 1940 roku byÅ‚a to naprawdÄ™ une drôle de guerre, a Dybek, chcÄ…c nie chcÄ…c,
musiał podjąć z polecenia władz gibraltarskich swój rejs do Dakaru.
7.
Gdy w nocy 28 czerwca  Kromań" przybył przed Dakar, marynarze zdziwili się, że port i
miasto tonęły w zupełnym zaciemnieniu. Tych środków ostrożności dotychczas nie było
pomimo wojny z Niemcami i widocznie zarzÄ…dzono je  jakiÅ› paradoks!  dopiero po
zawieszeniu broni z nimi. Jak gdyby Dakar gotował się teraz na serio do wojny z kimś innym.
 Bzika dostali? Z kim oni chcą teraz wojować?...  dziwowali się marynarze z
 Kromania".
Z nadejściem dnia oczom ich przedstawił się widok niezwykły: reda portu dakarskiego
natłoczona była statkami różnych sojuszniczych i neutralnych bander, leżącymi na kotwicy.
Naliczono ich blisko pięćdziesiąt. Leżały one wszystkie za rozległą siecią stalową, założoną
dokoła redy przeciw okrętom podwodnym, lecz równocześnie zamykającą statki w porcie
jakby kratą więzienną.
Starszy marynarz, Jaś-rybak, który już niejedną widział osobliwą rzecz w życiu, a do
wszystkiego wnosił wiele słusznej wyobrazni, splunął w stronę portu i licznych statków i
orzekł lakonicznie: ;  Port jest jak pająk, co gromadzi swe muchy...
Załodze trafiło to porównanie do gustu i rzecz znamienna, że prawie w tym samym
czasie, nieco dalej na południu, innym Polskim marynarzom ujście rzeki Saloum wydało się
również czymś wrogim, paszczęką głodnego węża. Niestety, i oni, i Jaś-rybak niewiele się
mylili.
Jedynie cieśla Fopka nie podzielał jego smętnej opinii:
 Bzdury klepiesz, Jasiu!... Widzisz tam, między  Anglikiem" a  Norwegiem"?...
Fopka miał sokoli wzrok i pierwszy ujrzał w porcie statek z polską banderą. Inni również
go dostrzegli i zrobiło im się razniej. Wnet odkryli drugi polski statek obok pierwszego.
Ho, ho, będziemy w dobrej kompanii!... Jasiu, które to mogą być?
Jaś-rybak, wyrocznia morska i żywy kalendarz marynarski, chwilę się namyślał:
 Już wiem!... Musi, że to  Radłowo" i pewnie  Kalisz".
Jaś-rybak w takich wypadkach często miał słuszność i tym razem było, jak mówił.
Obecność dwóch swoich statków podziałała na nich wszystkich jak balsam.
Lecz tylko na krótko. Gdy przed  Kromaniem" otwarto stalową sieć i pilot wprowadził
statek na redę, równocześnie opuszczały port dwa okręty brytyjskie. Był to lotniskowiec
 Hermes" i jakiś krążownik. W ich wychodzeniu marynarze wyczuli dziejową doniosłość.
Zarazem tkwiło w rym coś przygnębiającego, jakby odpływali ostatni na tych wodach
obrońcy. W Da-karze pozostawały już tylko same bezbronne pionki sojusznicze. Natomiast w
pobliżu wysepki Gore, na redzie, na tle mrowia statków, sterczał francuski pancernik
 Richelieu". Najeżony lufami wymownych dział, spoczywał tam jak brytan pilnujący wyjścia.
Sieć zamknęła się za rufą  Kromania". Zaledwie statek spuścił na redzie kotwicę, z
szumem podeszła motorówka policji portowej i oficer na niej żądał ostro przez megafon
widzenia kapitana.
 O co chodzi?  zawołał z mostku Dybek.
 Rozkaz kapitanatu portu: jeżeli jakikolwiek statek bez pozwolenia władz wybierze
kotwicę i zacznie się poruszać, będzie ostrzelany!
Kapitan Dybek zaklÄ…Å‚ z cicha i krzyknÄ…Å‚:
 Czy chce pan powiedzieć, że jesteśmy internowani?
 Nie, nie chcę nic powiedzieć, tylko oznajmiam panu rozkaz...
 Jedno pytanie: jak siÄ™ nazywa ten port?
I Oficer policji portowej nie zorientował się i odpowiedział zdumiony:
-Dakar.
Było u Dybka wiele złośliwego zdumienia:
 A ja myślałem, że to Hamburg albo Wilhelmshaven.
Teraz z kolei Francuz zaklął. Szybko oddalił się na motorówce.
W kilka godzin pózniej Dybek ściskał dłonie kapitanom  Radłowa" i  Kalisza". Niewielu
potrzeba im było słów, krótka wymiana nowin, serdeczna troska w oczach, brutalna
świadomość: wpadli w potrzask. Co nie udało się Niemcom na zamkniętych wodach Bałtyku,
udało się  przyjaciołom" w Dakarze.
Słońce chyliło się ku zachodowi, więc port z tłokiem uwięzionych statków widniał jak na
dłoni. Dalej łagodnie wznosiło się białe francuskie miasto, z murzyńskimi przedmieściami,
jeszcze dalej  pagórki. Dakar przedstawiał w tej chwili uroczy krajobraz stworzony dla
malarza sielanek, lecz było w tym jakieś haniebne, odrażające kłamstwo: kapitan Dybek nie
mógł uwolnić się od myśli, że na tak sielskiej panoramie bezlitosny los rozrywał czyjąś ranę i
wobec wielu obcych świadków obnażał ponury dramat wielkiego narodu, tak zasłużonego
ludzkości i ongiś niezłomnego.
8.
Dakar był w owych dniach gniazdem niepohamowanej chciwości i bastionem
nowoczesnego korsarstwa. Był to w istocie drapieżny pająk. Chciał się widocznie
przypodobać hitlerowcom, idąc za przykładem władz w Bordeaux i Vichy, lecz jeszcze
więcej wchodziły tu w grę rozbudzone najniższe instynkty. Instynkt grabieży, rozzuchwalony
ogólnym chaosem, jaki szerzył się po klęsce Francji, podsycany ponadto drzemiącym zawsze
w koloniach duchem łupieżczym, instynkt jawnej, bezczelnej, choć pozornie ulegalizowanej
grabieży opanował władze dakarskie. Dlaczegóż nie wzbogacić się gruntownie wśród
ogólnego rozgardiaszu i nie upiec sobie wielkiej, międzynarodowej afery, zacieniającej
wszystkich dotychczasowych Stawiskych  jeżeli nadarzała się po temu taka okazja?
Na redzie stał pancernik  Richelieu", znakomite narzędzie, na lądzie były baterie artylerii.
Były dwa systemy stalowych sieci zamykające statki jak ławę ryb. Na świecie panoszył się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •