[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co w tym takiego dziwnego, jeżeli można wiedzieć? - spytał pan Sułek bezczelnie.
- To - wyjaśniła - że spluwa pan... jakby... do tyłu.
- I co z tego? SÅ‚owo honoru!
- Prościej byłoby spluwać chyba ot, przed siebie, jak inni, prawda?
- Może byłoby prościej, ale byłoby bez sensu - powiedział chłopiec tajemniczo.
- A jakiż to sens, panie Sułku jedyny, ma spluwanie jako takie w ogóle?
- Spluwanie przez lewe ramię? - spytał pan Sułek, czekając na to pytanie od dawna.
- Przez prawe czy przez lewe... Po co to wszystko, panie Sułku?
- %7łyje pani długo na świecie - zaczął tłumaczyć - o wiele dłużej niż ja i moi
Strona 60
Jacek Janczarski Kocham Pana, Panie Su³Ku
szkolni koledzy i koleżanki, a nie rozumie pani nic. Nie wie pani w ogóle, co to
jest życie... - skarcił ją surowo.
- Prawdą jest - przyznała dziewczyna - że jestem w zasadzie niewinna i
niedoświadczona. Tak... to prawda.
- Nie słyszała pani, że spluwanie przez lewe ramię niesłychanie pomaga i często
zapobiega?
- Pomaga? Na co, panie Sułku jedyny?
- Na wszystko: na chorobę, na ból, na zły humor, na zakochanie się, na zarazki, na
paskudnych facetów... no, na wszystko.
- A zapobiega czemu? - pytała dalej pani Eliza.
- Hmm... I grypie, i jak jest komuÅ› zimno, i zakochaniu siÄ™... No, zapobiega
wszystkiemu!
- Aż wierzyć się nie chce, że to takie proste! - wykrzyknęła pani Eliza bardzo
piskliwie. - Wystarczy tylko splunąć...
- Przez lewe ramię - uzupełnił pan Sułek. - Splunąć i cześć!
- Zastanawiam się - zastanowiła się kobieta - dlaczego pan teraz właśnie spluwał?
Nie ma pan chyba jakiejś choroby?... Mnie pan nie nabierze, panie Sułku!...
- Jestem zdrów jak ryba - potwierdził jej podejrzenia.
- I raczej jest pan w dobrym humorze, prawda?
- Od dawna tak mi dobrze nie było. Tfu, tfu i jeszcze raz tfu!
- Więc czemu spluwa pan jak najęty? Co pana tam znowu dręczy, mój najdroższy
uwodzicielu? - spytała, kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowo.
- Klasówka z matmy - powiedział jednym tchem.
- Nie rozumiem, prawda?
- Jutro - wyjaśnił na razie cierpliwie - ma być klasowa z matmy. Oto dlaczego
spluwam. Jestem pewien, że wszyscy moi koledzy i koleżanki spluwają również przez
cały dzisiejszy wieczór.
- Tak pan myśli? - upewniała się skwapliwie.
- Tak - potwierdził chłopiec jej domysły.
- Jeżeli tak, na pewno do klasowy nie dojdzie - pocieszała go, jak umiała.
- Tak pani myśli? - spytał teraz chłopiec z nadzieją.
- Z tego, co pan mówi, wynika, że to pewne. Niech pan pomyśli, panie Sułku:
czterdzieści kilka osób spluwa na ten sam temat... Wierzę głęboko w skuteczność tej
metody. Tfu, tfu i jeszcze raz tfu, panie Sułku! Splunę i ja, co mi tam!
- Dziękuję pani.
- Nie ma za co. Tfu! Wierzę w każde pana słowo, nawet wtedy, kiedy plecie mi pan te
wszystkie słodkie bzdurki, od których rumienią się dziewczyny...
- Nie rozumiem, o czym pani mówi? - nic nie rozumiał.
- O tych wszystkich "ochach" i "achach", i o słowach tchnących przepojeniem.
- Co?! - przeraził się chłopak.
- O miłości mówię, panie Sułku najsłodszy...
- Cicho! Dobrze?! Z miłością mi tu będzie wyjeżdżać! A kysz! Tfu, tfu! A kysz! Od
zarazy, od ognia, od wody, od złych kobiet! Tfu, a tfu!!! - pluł i krzyczał jak
opętany.
- Nie chciałam pana urazić, panie Sułku... - wystraszyła się pani Eliza. - Boże -
spojrzała na niego - co pan wyprawia z tym korkiem od butelki?!
- Nic - powiedział chłopiec, chcąc zmylić tropy.
- Niech pan nie udaje. Gryzie pan, panie Sułku, i żuje pan panie Sułku, korek od
butelki. Widzę to - pokazała palcem.
- To od złamania nogi - rzekł, żując pieczołowicie. - Nogę teraz łatwo złamać,
cholera jasna! Nawet na najrówniejszej drodze...
- A ten suwak - patrzyła na niego w dalszym ciągu - tak zwany ekler?
- Co, ekler? - próbował udawać niewinnego.
- Niech pan nie udaje. Do ucha ma pan przytroczony ekler, panie Sułku. Tak zwany
zamek błyskawiczny. Po co to wszystko, panie Sułku kochany?
- Kiedy nosi się taki suwak na prawym uchu - szeptał tajemniczo - nigdy człowieka
nie boli głowa.
- To ciekawe - przyznała z ciekawością.
- Jak ręką odjął. Nigdy od tej pory nie mam migreny.
- Powiesimy i mnie na uchu taki ekler, prawda?
- Można... - zgodził się chłopiec bez tak zwanego entuzjazmu.
- I korek będę żuła jak pan, panie Sułku, prawda?
- Można - powiedział tym samym tonem, co poprzednio.
Strona 61
Jacek Janczarski Kocham Pana, Panie Su³Ku
- I co dalej, panie Sułku? Czy ma pan jeszcze jakieś propozycje? - spytała, gotowa
na wszystko.
- Trzeba przede wszystkim - tłumaczył jak dziecku - unikać kotów. Kot jest fałszywy
i jak świnia potrafi czasem przebiec drogę. Wtedy klapa. Zmierć albo kalectwo...
- Boże, Boże... - miauknęła pani Eliza jak kot.
- A co pani myślała? Trzeba - zniżył głos do szeptu ledwie słyszalnego - na
cmentarzu zostawiać resztki pożywienia. Inaczej - grób...
- O Boże najświętszy... - powiedziała dziewczyna grobowym głosem.
- A co pani myślała! - triumfował. - Jak złapie prąd, trzeba zakopać się w ziemi po
szyjÄ™...
- Naprawdę? Boże!... - krzyknęła zdławionym głosem.
- Jasne. Słowo honoru. Trzeba po północy mieć zamknięte okna...
- Nie wietrzyć? - upewniała się, jak mogła.
- Pod żadnym pozorem! Tak to wygląda - powiedział już głośno. - Złe czyha!
- Gdzie? - zainteresowała się pani Eliza.
- Wszędzie. Naokoło. Wszędzie pełno jest skretyniałych, namolnych i jadowitych
wilkołaków.
- Umieram ze strachu, prawda, panie Sułku? - spytała umierając pani Eliza. - Niech
mnie pan uspokoi... - poprosiła.
- Cicho! - krzyknął uspokajająco pan Sułek. - Lepiej pani?
- Trochę lepiej - przyznała.
- Mógłbym zatelefonować z budki po doktora Wałaszewskiego...
- Kochany doktor... przybiegłby tutaj jak na skrzydłach - rozmarzyła się kobieta.
- Ale jak widzę, nie ma na razie po co - zauważył pan Sułek. - Tfu!
- To prawda. Tfu! Wiem, panie Sułku, spluńmy przez lewe ramię na to wszystko.
- Na wszystko?
- Tak.
- Co pani ma na myśli? - spytał podejrzliwie.
- Tę pana klasowe z matmy, te wilkołaki, koty... wszystko. Tfu, tfu i jeszcze raz
tfu, panie Sułku!
- Nie przez to ramię - sprostował chłopiec. - Przez lewe trzeba. O, tak: tfu, tfu,
tfu - pokazał prawidłowy rodzaj spluwania.
- Tfu, tfu! Tak? - spytała.
- Tak - przyjrzał się jej chłopiec - właśnie tak. Teraz jest prawidłowo. Tfu,
tfu... i tfu!
Po chwili przyłączył się do nich wszędobylski gajowy Ma-rucha. Gajowemu o północy
coś nieustannie dyndało na strychu w nowej gajówce. Oto dlaczego spluwał chętnie
razem z nimi... Gajowy nie przepadał, generalnie rzecz biorąc, za dyndaniem jako
takim. Zwłaszcza na strychu.
ROZDZIAA XIV
Wytop
Pan Sułek od rana uwijał się przy kuchni szamotowej. Podkładał co chwila do ognia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]