[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosach i uśmiechu, który rozjaśnia cały wszechświat. Dzięki
tobie narodziłem się na nowo, Sophie. Tobie to zawdzięczam.
Przytuliła się do niego, świadoma niebezpieczeństwa,
jakie to z sobą niesie.
- Oddaję ci głos - wyszeptał.
- Nie wiem, co powiedzieć...
- Mogłabyś zacząć od tego, że mnie kochasz -
zasugerował nieśmiało, i usłyszała w jego głosie lęk
przemieszany z nadzieją.
- Przecież już to wiesz. Moje pocałunki ci to powiedziały.
- Ale chcę to usłyszeć - nie ustępował.
- Kocham cię, Gib - wyrzuciła z siebie.
- I wyjdziesz za mnie?
- Tak, wyjdę - rzekła zduszonym głosem.
- No to jest tu jeden gwiazdkowy prezent dla damy.
Wigilia, nasza Wigilia, możesz go więc rozpakować.
Wcisnął jej w dłonie małe pudełeczko. Otworzyła je
drżącymi rękami i zobaczyła ogromny diament iskrzący się
barwami choinkowych lampek.
- Przymierz - powiedział Gib drżącym z emocji głosem.
- Ty to zrób - poprosiła, podsuwając mu rękę. Wsunął jej
pierścionek na palec.
- Kiedy będę to robił następnym razem, staniesz się panią
Gibson - wymruczał i pocałował ją.
I długo, bardzo długo, żadne z nich nie odezwało się już
słowem.
- No to jest już to Boże Narodzenie, czy nie?! Sophie
uchyliła ciężkie powieki i zobaczyła nad sobą
zniecierpliwione oczy dziecka i dwa czarne guziczki
symbolizujące oczka słonia.
- Tak, dzisiaj jest Boże Narodzenie - zapewniła, a
Thomasowi buzia pojaśniała. - Już wstaję. Ubiorę się, pomogę
ubrać się tobie i pójdziemy zobaczyć, czy Zwięty Mikołaj już
był, i czy ci coś zostawił pod choinką.
Okazało się, że pod choinką było sporo paczek i przez
następną godzinę Thomas z wypiekami na buzce
rozpakowywał prezenty, pokazując każdy Sophie, cioci Etty i
Gibowi.
- Widzę, że wy też podarowaliście sobie nielichy prezent
- powiedziała ciocia Etty, stawiając przed Sophie filiżankę ze
świeżo zaparzoną kawą.
Sophie poczuła, że czerwienieje.
- Nic nie mów. Jak tylko cię zobaczyłam, wiedziałam, że
jesteście dla siebie stworzeni - rzekła spokojnie Etty. - I
bardzo się cieszę, że on też to zauważył.
Po rozpakowaniu wszystkich prezentów Thomas wcielił
się w rolę niewyrośniętego Zwiętego Mikołaja, wręczył
prezenty cioci Etty i Gibowi, i patrzył z napięciem, jak Gib
rozpakowuje swoje czekoladowe słonie. I kiedy Gib
powiedział, że właśnie o takim podarunku marzył, był w
siódmym niebie.
Po lekkim śniadaniu składającym się z owoców i
naleśników Gib oznajmił, że pora na wizytę.
- Jaką znowu wizytę? - zdziwiła się Sophie.
- No jak to! - żachnął się z uśmiechem Gib. -
Zapoznawczą, u rodziny.
- Twojej rodziny? - spytała Sophie.
- A mojej - przytaknął. - Poprosiłem ich, żeby przełożyli
o jeden dzień bożonarodzeniowe przyjęcie, bo mam im do
zakomunikowania coś specjalnego.
Jedną ręką zagarnął z podłogi Thomasa, drugą objął w talii
Sophie.
- A czyż może być coś bardziej specjalnego niż moja
przyszła żona i synek? - zawołał, a Sophie zobaczyła w jego
oczach miłość do nich obojga.
Oto ziściły się jej marzenia. Będzie miała prawdziwą
rodzinę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]