[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zaczęło walić jak szalone. Wyskoczyła z auta, zanim zdążyła zrobić coś naprawdę
głupiego.
Niania wyraznie na nich czekała.
- Sam śpi.
Scarlet zobaczyła, że dziewczyna szeroko otwiera oczy na widok Romana.
Rozbawiło ją, że w tej samej chwili ona stała się dla niej niewidzialna.
- Proszę, zaprowadzę państwa.
Sam spał zaróżowiony. Scarlet coś ścisnęło za gardło, gdy dostrzegła pełen
nabożnej czci wyraz twarzy Romana, przyglądającego się dziecku. Podała mu pu-
szysty kocyk, który przywiozła ze sobą.
- Owiń go w to, dobrze? To jego ulubiony.
- Chcesz, żebym go niósł?
Widok nadzwyczaj na ogół pewnego siebie Romana w takim stanie zdener-
wowania wzruszył ją.
- A jeśli się obudzi i mnie zobaczy...
- Sama niełatwo obudzić - uśmiechnęła się zachęcająco.
A jednak to się stało. Otworzył oczy i spojrzał w twarz człowieka, który go
niósł, ospale marszcząc brwi.
- Przyniosłeś mi piłkę nożną?
- Następnym razem - obiecał Roman.
Chłopczyk uśmiechnął się i zamknął oczy.
- Dobrze - powiedział i wtulił się w ramiona potężnego mężczyzny.
Roman uśmiechał się, oczy mu błyszczały. Wyglądał jak ktoś, kto właśnie
wygrał w Lotto.
- Zapamiętał mnie.
W głosie Scarlet brzmiało wzruszenie:
S
R
- Niełatwo o tobie zapomnieć - powiedziała i szybko odwróciła głowę, żeby
nie zobaczył, że płacze.
ROZDZIAA DWUNASTY
Scarlet dostrzegła zarys jego sylwetki w przydymionej szybie: wysoki męż-
czyzna, którego szczupła postać wypełniła światło drzwi. Na jego widok zawsze
ogarniało ją pożądanie. Był elegancki i seksowny i całkowicie nie na miejscu ani w
jej kuchni, ani w jej życiu.
Może nie zabawi w nim długo?
Perspektywa zniknięcia Romana z ich świata powinna ją uszczęśliwiać. Czy
nie o to jej chodziło od samego początku? Miała bardzo wiele odczuć, ale szczęście
do nich nie należało.
Od kiedy wdarł się do jej życia, nieustannie była zestresowana i podminowa-
na. Chociaż musiała przyznać, że on zachowuje się nienagannie. Nawet nie mru-
gnął okiem, gdy pokazała mu rozkład spotkań z Samem, chociaż gdy przypinała go
na tablicy w kuchni, nie potrafił się powstrzymać od komentarza na temat jej dobo-
ru kolorów.
Trzy tygodnie po wprowadzeniu umowy nie pamiętali już, że kiedyś Romana
nie było w życiu Sama.
To nie on był problemem, ale Scarlet!
Minęły trzy dni od ostatniej wizyty. Roman miał wtedy wolne popołudnie i
zabrał Sama do parku. Mimo świetnej pogody, chłopiec nie był w dobrym humo-
rze. Ogarnęło go zmęczenie, a wtedy zawsze okazywał rozdrażnienie. Scarlet nie
pozwoliła mu też oglądać w telewizji programu, który według niej był dla niego
nieodpowiedni.
Roman nigdy dotąd nie widział syna w takim nastroju. Wyglądał całkiem bez-
radnie, próbując szarpiącemu się Samowi włożyć płaszczyk. Na dodatek, jak typo-
S
R
wy trzylatek, chłopczyk nawet nie spojrzał na przyniesiony dla niego prezent.
Roman, nietolerancyjny i porywczy w kontaktach z nią, w obecności dziecka
wykazywał się bezmierną cierpliwością. Scarlet uznała, że bezradny wobec uparte-
go malucha mężczyzna jest niebezpiecznie pociągający.
- Pójdę z wami, jeśli chcecie. Przyda mi się łyk świeżego powietrza. - Usły-
szała własny głos.
Oczywiście powinna mu pozwolić iść tylko z Samem, żeby zrozumiał, że wy-
chowanie dziecka to nie sama radość. Chociaż podnosiła ciągle wyrzucaną ze spa-
cerówki zabawkę, spacer nie okazał się udany. Jednak warto było iść, by zobaczyć
przerażoną twarz Romana pchającego rozhisteryzowanego malucha przez całe mia-
sto.
- Co się z nim dzieje? - zapytał szeptem. - Może jest chory?
Zaprzeczyła. Bawiło ją zadane udręczonym głosem pytanie, ale nie okazała
tego.
- Nie jest także opętany przez demony - dodała wesoło. - To zmęczenie, nic
więcej. Zdrzemnie się i będzie wesoły. Walczy ze snem, nie chce się mu poddać -
wyjaśniła.
- Walczy też ze mną. Ludzie się gapią.
- Powinieneś być do tego przyzwyczajony - odparła sucho.
Mimo swojego zakłopotania, Roman jak na ironię nie wykazał najmniejszego
zażenowania tym, że przyciąga spojrzenia, gdy kilka minut pózniej wystąpił w
obronie syna.
Przechodzący obok nich mężczyzna, który wyraził opinię, że to dziecko po-
trzebuje twardej ręki lub kilku klapsów, stanął oko w oko z rozwścieczonym ojcem.
Głosem, od którego Scarlet ciarki przebiegły po plecach, Roman oznajmił, że każ-
dy, kto bije dziecko, jest co najmniej tchórzem i despotą. A ten, kto odważy się
uderzyć jego syna, będzie tego żałował do końca swoich dni!
Trzeba było zobaczyć minę tego faceta!
S
R
Roman miał przyjść poprzedniego dnia, ale odwołał swoją wizytę w ostatniej
chwili. Scarlet zastanawiała się, czy po przygodzie w parku nie ma przypadkiem
wątpliwości co do rozkoszy ojcostwa.
Nie odwróciła się od razu, chociaż czuła ciężar jego wzroku na swoich ple- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •