[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozmawiał, zastanawiał się  i czekał. Któregoś dnia wysłał zwiadowców nad Wąską Strugę. Wrócili i
złożyli dokładne relacje. W rozwidleniu rzek wyrosło czternaście drewnianych chat, zbudowanych
masywnie, z otworami strzelniczymi, przystosowanych do obrony. W sumie mieszkało tam około
czterdziestu ludzi, w tym kobiety i dzieci.
Znieg zasypał grubą warstwą polany leśne i wolne połacie ziemi, wdarł się w głębiny kniei. Mróz skuł
wody. Indianie na śnieżnych rakietach4 poruszali się sprawnie, w wyznaczonych rejonach zastawiali
sidła na drobną zwierzynę i tropili grubego zwierza.
Wreszcie wróciła delegacja z Vincennes. W wigwamie Tecumseha zasiedli wszyscy w milczeniu.
Ponure twarze wodzów nie wróżyły nic dobrego. Skacząca Puma z zaciśniętymi wargami oczekiwał
przywiezionej odpowiedzi. Jeden z doświadczonych wodzów, noszący imię Cztery Niedzwiedzie,
dowódca poselskiej delegacji, zaczął:
Unok-okweri złożył mówiące pismo na ręce gubernatora w Vincennes. Biali długo czytali, radzili i
brzydko urągali Czerwonemu Sercu, bo odgadli, że to pisała jego ręka. Pózniej oświadczyli nam,
abyśmy poszli precz z miasta białych ludzi i więcej tutaj nie wracali.  Unok-okweri umilkł,
po chwili ciągnął dalej:  Jeden z młodszych wodzów białych twarzy, którego nazywano
Dawisem, domagał się uwięzienia naszej delegacji, ale gubernator nie usłuchał jego rady, lecz
polecił przekazać Tecumsehowi, że biali ziemi nad Wabash River nie oddadzą a morderców
szukać nie będą, bo nie mają dowodów, czy zbrodnia była naprawdę popełniona.
Tecumseh gestem ręki podziękował delegacji za wykonanie rozkazu, odprawił Elskwatawę i
Kosa, a sam legł na puszystych niedzwiedzich skórach. Głowę objął rękoma i wpatrzony w
sufit chaty intensywnie układał plany dalszego działania.
Wstał mrozny ranek. Znieg leżał grubą warstwą. Niebo zaciągnięte ciężkimi zwałami chmur
nie przepuszczało słonecznych promieni. Ponury i zimny dzień wisiał nad Miastem Wielkiego
Ducha, gdy Tecumseh wezwał do siebie wodzów i przedniejszych wojowników. Wszyscy
wiedzieli, że za chwilę zapadną niezwykłe decyzje, dlatego siedząc wokół ogniska z
niepokojem oczekiwali wielkiego naczelnika ZwiÄ…zku Oporu.
Tecumseh był spokojny, choć z łatwością można było dostrzec malującą się. na jego twarzy
troskÄ™ o losy swego narodu.
 Bracia, wezwałem was tutaj  zaczął sagamore  aby powierzyć wam ważkie dla
przyszłości Związku Oporu zadania.
Zebrani pochylili ze zrozumieniem głowy.
· Wielki szaman czerwonoskórych plemion, mój brat, Elskwatawa mimo zimy wyruszy w
daleką podróż do kraju Seminolów, Kriksów i Szoktawow, poniesie tam wampumy i znaki
Związku Oporu. Trzeba się śpieszyć. Towarzyszyć mu będzie oddział wojowników świetnie
uzbrojonych w strzelby. Musicie zachowywać się tak, aby zdobyć sympatię plemion dla naszej
świętej sprawy.
· Kiedy mamy wyruszyć?  rzuciÅ‚ Elskwatawa.
· Jak najszybciej, nawet już jutro.
Tecumseh ustalił imienny skład trzydziestoosobowego oddziału, który miał towarzyszyć
szamanowi. Następnie powiódł zatroskanym wzrokiem po twarzach siedzących wodzów i
poinformował zebranych o wyniku poselstwa do gubernatora Harrisoria.
 Widzicie, bracia  kończył  jeden zły krok, a ile przynosi zła i cierpień? Sprzedaż
ziemi nie może ujść zdrajcom bezkarnie.  Zrobił długą pauzę i surowym głosem zagrzmiał:
 Za zdradę, zgodnie z wolą Manitou, skazuję na karę śmierci Skórzaną Wargę, starego
wodza Wyandotów, oraz jego wojowników, którzy złamali złożoną przysięgę: Czerwoną
Strzałę, Czujnego Bobra, Pełzającego Węża, Białe Skrzydło, Wielkiego Wilka...  wyliczał
ponuro.
Wodzowie pochylili w zakłopotaniu głowy. Milczeli, nie usiłowali nawet oponować.
Rozumieli, że stała się rzecz niewybaczalna, że Tecumseh musiał tak postąpić. Ukradkiem
spoglądali na rodzonego brata Skórzanej Wargi, słuchającego wyroku.
Tecumseh ściszył głos i patrząc wprost w oczy Nocnego Wilka powiedział:
 Jesteś rodzonym bratem Skórzanej Wargi, musisz zmyć
krwią hańbę, którą on rzucił na twój wigwam. Wykonasz, Nocny Wilku, wyrok Towarzyszyć
ci będzie młody wódz Wyandotów  %7łuraw.
Cisza napełniła chatę wodza, jedynie huczały płomienie ogniska i strzelały palące się sękate
drewienka. Nocny Wilk siedział nieruchomy, zastygły jak posąg. Z trudem wykrztusił:
 Nocny Wilk wykona wyrok Tecumseha...
Wódz Szawanezów podał mu starannie wycięty prostokąt brzozowej kory, na której widniał
rysunek tomahawka  symbol śmierci.
Skacząca Puma dalej wyznaczał wodzów i wojowników do wykonania dalszych wyroków.
Kiedy skończył, rozkazał:
 Poniesiecie śmierć zdrajcom jutro o świcie. A pózniej każdy z was zda sprawę z
wykonania wyroku.
Pochyliły się głowy na znak posłuszeństwa, a wódz mówił dalej:
 Miczikinikwę, wodza Miamisów, skazuję z woli Gicze Manitou na wygnanie. Rysunek
złamanego tomahawka poniesie mu Lekka Stopa. Niech sędziwy starzec zamieszka samotnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •