[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wzmocnili straże i zÄ™by poÅ‚amie ten nasz Stary, to nie warszawski «Kedyw» - pomyÅ›laÅ‚ z
43
westchnieniem. Właściwie wpakował się w tę kabałę bez sensu i niepotrzebnie. No, ale gdzie
miał jechać? Miał tu rodzinę matki. W czasie powstania nie krępując się opowiadali, że ich
siostrzeniec walczy w Warszawie. Wystarczyło? Wystarczyło. Siedział prawie pół roku, od
samego niemal  wyzwolenia . Znów przypomniał sobie kwadratową mordę przesłuchującego
go podoficera: złość i upokorzenie. Zazgrzytał zębami. Potworny ból prześwidrował mu
czaszkę od zacisku szczęk. Leżał teraz na wznak z otwartymi jak głupek ustami.  ...Nazwiska
ludzi z Dywersji? Rajskiego ptaka - domyślał mściwie swój dialog z podoficerem od
ołówka.  Ciekawe, gdzie są chłopaki. Nazwiska. Właściwie, choćbym chciał, też nie
powiem - zaskoczyła go nagle myśl, aż się uśmiechnął. Ruch mięśni policzka zaalarmował
ucho. Znów ten ból. ,,Ciekawe, gdzie są. Właściwie taki Jerzy jest mocno wygrany, że
pojechał do niemieckiej niewoli jak kto głupi...
Nagle nadstawił ucha - lewego. Od podwórza uderzyła detonacja. Krzyki. Usiadł niepewny
jeszcze, czy nie zdrzemnął się na moment, ale w celi nikt już nie spał. Niemrawy zazwyczaj
pan Paweł, który uparcie twierdził wobec towarzyszy celi, że zatrzymano go za proste
,,ratowanie gorzelni przed grabieżą wojska , dopadł okienka i chwyciwszy się krat podciągnął
się na rękach. Gwizdnął przeciągle.
- Nasi!
Od strony miasta niosło pojedyncze strzały, podwórze gotowało się od krzyków. Po
korytarzach dudniły kroki i nawoływania uciekających strażników. Sąsiednia cela już
chodziła od miarowego rąbania w drzwi.
- Aawę! - zakomenderował ofermowaty po dziś dzień Paweł.
- Cicho. Stać - zatrzymał ich przy pierwszym rozmachu. Na dole rozległ się chóralny wrzask
radości. Ktoś biegł po korytarzu krzycząc rozpaczliwie:
- Pułkowniku! Pułkowniku Lin! Gdzie jest pułkownik .Lin?
Paweł zaryczał z pełnej piersi:
- Cela śmierci! Piętro wyżej! Do celi śmierci! A teraz, bracia, za ławę!
Grzmotnęli raz - drugi - czwarty. Malutki każdy cios  wysłuchiwał bólem swego ucha, ale
nie odrywał się od roboty. Znów ruch na korytarzu.
- Porucznik Jeleń! Gdzie siedzi porucznik Jeleń?! - ryczał rozpaczliwie tupoczący po
korytarzu człowiek. Strzelanina za drzwiami rosła.
- Jestem. - Paweł obtarł pot z czoła. Cios ławą w kratowane okienko judasza wygiął kratki,
rozbił szybkę.
- Tutaj! - zawołał powtórnie.
- Panie poruczniku, panie poruczniku... przyszliśmy... - zdenerwowany ktoś bełkotał przez
judasza. - Zaraz założymy ładunek trotylu! Kluczy od cel nie ma, nie zdobyliśmy! - wołał.
Za chwilÄ™:
44
- Panie poruczniku, tu jest lont.
- Podpalaj.
- Nie wypada, panie poruczniku, proszę, niech pan porucznik osobiście - ręka podawała w
dwóch palcach koniec przewodu, zapałki.
- Dobra, dobra, Skoczyłaś... - bąknął Paweł i kątem oka sprawdził wrażenie na twarzach
towarzyszy celi.
- Panie poruczniku, proszę pomyśleć o ochronie - rzucił z kąta starszy pan, który twierdził, że
biorą go za volksdeutscha. - To jest trotyl... - Mówi wam saper - uzupełnił i ściągnąwszy
błyskawicznie siennik z pryczy rzucił się w kąt celi. Stanęli tam stłoczeni, wszyscy trzymając
na plecach sienniki. Drzwi stęknęły, pod wybuchem, który docisnął ich tylko do ściany,
wahały się niepewnie na jednej zawiasie...
- Panie poruczniku! - potrząsnął ręką Pawła człowiek ze schmeisserem przewieszonym przez
szyjÄ™.
- Jak akcja, jak akcja? Gdzie porucznik Szary? - dopytywał się tamten.
- Dowodzi całością. Kluczy nie zdobyliśmy i bieda, trotylu mało, bojałem się, że może nie
starczy na wszystkie cele, i dlatego - przypomniał o swej wierności.
Z dołu przyniosło nową detonację.
- Rany boskie! - Paweł złapał się za głowę. - Przecież parter to lepsze cele, tam siedzą sami
volksdeutsche. Szkoda trotylu... - I runął po trzy stopnie na dół.
Na drugi dzień po powrocie Jerzego i Ola wypadła niedziela.
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,
Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •