[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Leif nic nie widział, ale głos wydał mu się znajomy. - Kto to był? - spytał.
- Nasz mały przyjaciel - odparła Megan. - Zpiewający karzeł Gobbo.
- Proszę, proszę - powiedział Leif.
- Można by pomyśleć, że powinien teraz siedzieć w zamku swego pana i zajmować się tym, czym
się zwykle zajmują błazny - powiedziała Megan.
- Może robić obchód. Myślę, że to należy do jego obowiązków.
Może - powiedziała Megan powątpiewająco. - Lepiej już chodzmy.
Poszli dalej i, mijając bramę pomiędzy dwoma murami, skręcili w kolejną ciemną uliczkę. Leif
stanął w miejscu. Megan szła dalej.
- O rany - powiedział. - To tutaj.
Megan też się zatrzymała i spojrzała w dół uliczki. - Co tutaj?
- To.
Leif przypomniał sobie, jak Megan określiła karczmę  Pod bażantem i baryłką jako spelunkę.
Teraz stali przed frontem  Wąskiego Zaułka , a księżyc powoli wyłaniał się znad zewnętrznego
pierścienia murów. Megan nie mogła oderwać wzroku od wychodzącej częściowo na uliczkę
budowli o popękanych okiennicach i pociętych siekierą, obitych metalem drzwiach.
- To wygląda jak szopa! - powiedziała.
- Może kiedyś była to szopa - powiedział Leif. - Wejdzmy do środka.
Zastukał w drzwi. Otworzyło się metalowe okienko na wysokości oczu i ciemną uliczkę
oświetliło słabe światełko zasłonięte częściowo czyjąś głową. Para zmrużonych oczu wbiła
spojrzenie w Leifa.
- Wayland - powiedział Leif.
Małe okienko zostało zasunięte i wewnątrz rozległ się dzwięk podnoszenia drewnianego rygla.
- Zaawansowana technologia - szepnęła Megan. Leif zachichotał. Drzwi rozchyliły się nieco i
najpierw Leif a za nim Megan wślizgnęli się do środka.
Leif patrzył, jak Megan rozgląda się po wnętrzu i niemal słyszał jej myśl: To jest szopa! Pewnie
kiedyś była to szopa i to dość spora, dobudowana do jednej ze starych stajni znajdujących się w tej
okolicy. Podłoga, podobnie jak na ulicy, wyłożona była kamieniem, a wiekowe ściany - sczerniałe,
popękane deski - zbito byle jak i tu i ówdzie bezskutecznie próbowano zalepić jakąś spajającą
substancją. Znajdowało się tu cztery czy pięć małych stołów zbitych z drewnianych desek,
wyposażonych w świeczniki oraz zasłonięte przejście prowadzące zapewne do części kuchennej,
wydzielonej z głównego pomieszczenia: tam prawdopodobnie trzymano beczki z piwem.
Mężczyzna, który otworzył im drzwi, okazał się wyjątkowo wysokim i przystojnym młodym
człowiekiem w niechlujnej koszuli i bryczesach, nieco osobliwie łysiejącym na czubku głowy, z
włosami związanymi w koński ogon. Zamknął i zaryglował za nimi drzwi, po czym obrzucił ich
uważnym spojrzeniem i zniknął za zasłoną. Przy stole na samym końcu pomieszczenia, niedaleko
zasłony, siedział Wayland. Stał przed nim kubek, a także dwa inne.
Usiedli przy stole Waylanda. Leif kiwnął mu głową na przywitanie i spojrzał na dwa kubki.
- Widziałem was  U Atylli - powiedział Wayland i spojrzał na Megan. - I coś mi się wydaje,
żeśmy się już kiedyś spotkali.
- Chyba tak - powiedziała Megan dotykając jego ręki w tradycyjnym geście powitania. - Czy to
nie było podczas letniego festiwalu w Lidios? Na rynku?
- Zgadza się, Rudowłosa Meg. Przy moim straganie. Dwa lata temu?
- Tak.
- Byłaś w Lidios? - spytał Leif Megan nieco zdziwionym głosem. - Co tam robiłaś?
- Włóczyłam się - odpowiedziała z lekkim uśmiechem. - Chciałam zobaczyć jak tam jest. Raz
wystarczyło.
- Miło mi cię znów widzieć - powiedział Wayland. Podnieśli kubki i napili się cienkiego
errinckiego piwa, które właściwie tylko przypominało prawdziwe.
- Właśnie wracam z tamtych stron - powiedział Wayland. - Wrze tam jak w ulu.
- Dlaczego?
- Z powodu nowin na temat tego, co się dzieje tutaj - powiedział Wayland i znów napił się ze
swojego kubka, jakby chciał się pozbyć z ust złego smaku. - Chodzi o tę sprawę z Księciem, który
wyskoczył jak Filip z konopi i stara się nakłonić biednego Fetticka do przymierza z Argathem. -
Wayland pokręcił głową. - Wiele tutejszych państewek, może sześć lub siedem, nagle znalazło się
pod presją zawierania sojuszy. Komuś najwyrazniej bardzo się śpieszy.
- Dlaczego? - spytała Megan. - Kogo się twoim zdaniem boi?
- Nie wiem, czy się boi - odpowiedział Wayland. - Raczej jest zły.
Odchylił się na ławie i, oparłszy się o spękaną ścianę, utkwił wzrok w swoim kubku z piwem. -
Jak mówiłem, znajdowałem się niedaleko Arstan i Lidios, i zatrzymałem się po drodze, żeby
wykonać robotę dla poczty...
- Dla poczty? - zdziwiła się Megan.
- A, tak - powiedział Wayland. - System Szybkiej Poczty ma też wschodnią trasę prowadzącą od
Lidians do Orxen i dalej wokół Półwyspu Daimish. Ich centralny dział wysyłkowy znajduje się w
Gallevie - ile to będzie stąd? Jakieś sto mil na południe. Czasem między własnymi zajęciami albo
kiedy potrzebuję trochę srebra ekstra, zatrzymuję się tam i podkuwam pocztowe konie. To stała
praca. Zawsze przyjeżdżają tam konni pocztowcy, specjalni kurierzy i tak dalej.
Znów napił się piwa. - Tym razem jednak byłem tam w pełni lata. Oni lubią wykorzystywać
długie dni o tej porze roku, bo mogą wysyłać dodatkowych kurierów. Jednego co kilka godzin.
Pewnego dnia przybyło od Argatha czterech kurierów jeden po drugim, wszyscy z jego dewizami i
wszyscy w ukropie. Dwóch wcale się nie zatrzymało, a dwóch pozostałych zmieniło tam konie i
pojechało dalej. Oczywiście, zdradzili to i owo na temat swoich misji - wiecie, jak to jest, taka praca
musi być bardzo nużąca, więc lubią popisywać się przed innymi, jacy to są ważni. Idioci. A dwaj
pocztowcy - jeden z dwóch, którzy się zatrzymali, i jeden z tych, którzy pojechali dalej - przybywali
prosto od Argatha z Czarnego Pałacu i jechali do miasta Gerna w Torivie.
- Jak to, do Króla Stena? - spytał Leif.
- Nie, nie. Do dowódcy jego wojsk, Laterana.
Leif nagle zainteresował się swoim piwem. Megan uniosła brwi. - Nie znam człowieka.
Wayland wzruszył ramionami. - Jeszcze jeden ambitny młody generał w drodze na szczyt. Ma na
swoim koncie kilka genialnych zwycięstw sprzed paru lat. Również nad Argathem. I to dość
żenujących dla Argatha. Ludzie zaczęli wtedy mówić  Może skończyła się jego dobra passa .
Niektórzy sądzą, że od tego zaczęła się cała sprawa z Elblai na północy. - Wayland pokręcił głową. -
No więc nagle pojawili się ci wszyscy konni posłańcy jadący w obie strony. A jeden, który się tam
zatrzymał powiedział, że inny, ten co pojechał dalej, wiózł Czarną Strzałę.
Nagle i Megan wbiła wzrok w swój kubek z piwem. Leif przeciągnął się tak naturalnie jak tylko
potrafił. Czarna Strzała była w tradycji północnokontynentalnej deklaracją braterstwa krwi aż do
śmierci.
- Może Argathowi znudziło się dostawać cięgi - powiedział Leif.
- Nie jestem pewien, czy tylko o to chodziło - odpowiedział Wayland. Dopił piwo i odstawił
kubek. - I chyba o to... o to właśnie mnie pytacie na swój sposób. Tak?
Leif pokiwał głową. - Mówiłeś, że Elblai... że została wykopana.
- Tak słyszałem - powiedział Wayland. - Nowiny szybko się rozchodzą. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •