[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zwróciła na niego uwagi.
- Powinnaś nauczyć chłopaka dobrych manier -
powiedziaÅ‚a, nie spuszczajÄ…c z Mair chÅ‚odnego spoj­
rzenia. - I nie zaszkodziÅ‚oby, gdyby od czasu do cza­
su się umył.
- Mair, daj spokój - wtrącił czym prędzej Trystan.
To nie pora ani...
- Nie wyjdę, dopóki nie wygarnę tej suce, co
o,niej myślę.
Lady Rosamunde zwróciła wodniste błękitne oczy
na narzeczonego.
- Sir Trystanie, zabierz, proszę, tę swoją nałożnicę
sprzed moich oczu.
Po sali przetoczył się pomruk zaskoczenia. Trystan
spurpurowiał, Ivor wbił wzrok w ziemię, lady Rosa-
munde uÅ›miechnęła siÄ™ tryumfalnie, a Mair skamie­
niała.
Ale tylko na mgnienie oka.
- Nie jestem niczyją nałożnicą - odparowała - za
to ty nadal pozostajesz sukÄ….
Słowa te nie wywarły na lady Rosamunde żadnego
wrażenia. Machnęła lekceważąco ręką.
- No to jego kochankÄ…. KochankÄ…, której zrobiÅ‚ je­
szcze jednego bękarta.
- Na Boga! - mruknÄ…Å‚ baron, ruszajÄ…c z miejsca,
podczas gdy sir Edward rozdziawił usta i stał jak
wrośnięty w ziemię.
- Czy to prawda, Trystanie? - spytaÅ‚ baron, za­
trzymujÄ…c siÄ™ przed synem.
- Emryssie! - zawołała lady Roanne, wychodząc
z kuchni, gdzie nadzorowaÅ‚a przygotowania do wie­
czerzy. Zbliżyła się do nich szybkim krokiem. - Jak
słusznie chciał zauważyć Trystan, tylko nie dano mu
dokończyć, nie jest to odpowiednia pora ani miejsce
na roztrzÄ…sanie takich spraw.
- Tak, tak, masz rację, duszko - przyznał baron.
- Trystanie, Mair, lady Rosamunde, sir Edwardzie,
zapraszam do mojej komnaty. Tam nikt nam nie bÄ™­
dzie przeszkadzał.
- Ja nie wejdę z nią do jednej izby - oświadczyła
Mair. Spojrzała śmiało na barona. - Ona mówi pra-
wdę. Trystan i ja byliśmy ze sobą i chociaż nie jestem
jeszcze do końca pewna, całkiem możliwe, że noszę
w Å‚onie jego dziecko. Dla siebie o nic jego, ani cie­
bie, baronie, nie proszę - mam tylko nadzieję, że
w swoim czasie mój syn dostanie, co mu się należy.
Tu, przeniósÅ‚szy wzrok na lady Rosamunde, wyce­
dziła z pogardą:
- I jestem dumna, że urodzę mu dziecko, czy to
z, prawego, czy nieprawego łoża.
Wyrzuciwszy to z siebie, wyszła z sali z wysoko
uniesionÄ… gÅ‚owÄ… i wypiÄ™tÄ… piersiÄ…, dostojna jak kró­
lowa.
- CoÅ› podobnego! - mruknÄ…Å‚ Dylan odrywajÄ…c
wzrok od znikajÄ…cej za progiem Mair i spoglÄ…dajÄ…c
na kuzyna. - Nigdy jeszcze nie widziaÅ‚em Mair w ta­
kim gniewie!
- Zamilcz, Dylanie! - warknÄ…Å‚ Trystan.
ZerknÄ…Å‚ na lady Rosamunde. Twarz jej paÅ‚aÅ‚a, pa­
trzyÅ‚a w ziemiÄ™, bez wÄ…tpienia upokorzona i zbul­
wersowana.
Czy na tyle, by zerwać zaręczyny?
Stojący obok niej Ivor wlepiał w niego płonące
nienawiścią oczy.
- To nie pora ani miejsce na roztrzÄ…sanie takich
spraw! - powtórzyła zdecydowanym tonem lady Ro-
anna. - Lady Rosamunde, sir Edwardzie, przejdzmy
do komnaty mego męża, tam może opadną emocje.
Trystanie, ty idz do siebie. Pózniej wysłuchamy, co
masz do powiedzenia. Ty, Dylanie, siÄ…dz dzisiaj na
miejscu barona.
Kiedy lady Roanna przemawiała tym tonem, nie
było w Craig Fawr śmiałka, który ważyłby się jej
przeciwstawić. Dylan zajął posłusznie miejsce barona
u szczytu stoÅ‚u, Trystan, noga za nogÄ… niczym prowa­
dzony na Å›ciÄ™cie, powlókÅ‚ siÄ™ do wyjÅ›cia, a sir Ed­
ward z córką ruszyli za sir Emryssem i jego żoną.
Ledwie zamknęły siÄ™ za nimi drzwi komnaty baro­
na, sir Edward wyrecytowaÅ‚ z zadziwiajÄ…cym spoko­
jem:
- Nic takiego siÄ™ nie staÅ‚o. Trystan to mÅ‚ody męż­
czyzna. Takie rzeczy siÄ™ zdarzajÄ…. Nie mam mu tego
za złe.
- Bardzo to wielkoduszne z twojej strony - odparł
baron z ledwie zauważalną ironią. - Myślę jednak, że
przede wszystkim powinniśmy posłuchać, co ma do
powiedzenia lady Rosamunde.
- Bardzom ciekawa, baronie, dlaczego nie ma tu
z nami Trystana? - zapytała.
Baron posłał jej spojrzenie, w którym niepokój
mieszał się z podejrzliwością.
- Pomyślałem, że w zaistniałej sytuacji możesz
nie życzyć sobie, pani, jego obecnoÅ›ci. ByÅ‚oby to zu­
pełnie zrozumiałe.
- Dzięki za troskę, baronie - odparła ze słodkim
uśmiechem. - Ale podzielam zdanie mego ojca. Twój
syn jest młodym mężczyzną, a tylko głupia kobieta
wierzy, że młody mężczyzna potrafi być
wstrzemięzliwy. Ja zaś nie należę do głupich kobiet.
- Zatem nadal jesteś gotowa poślubić mojego
syna?
- Naturalnie! - uśmiechnęła się jeszcze słodziej. -
Kontrakt małżeÅ„ski zostaÅ‚ wszak podpisany, niepra­
wdaż? Nie chcÄ™ go zrywać, i ty, panie, też nie powi­
nieneś tego czynić, bo konsekwencje takiego kroku
mogą być dla ciebie opłakane.
Baron zrobiÅ‚ wielkie oczy, ale jego żona nie wy­
glądała wcale na zaskoczoną.
- Chyba nie muszę wchodzić w szczegóły kary,
do wymierzenia której mój ojciec i jego przyjaciele
mogliby przekonać króla oraz inne wpÅ‚ywowe osobi­
stoÅ›ci na dworze, a może nawet ludzi, z którymi ro­
bisz interesy. Nie bezpośrednio, ma się rozumieć,
i naturalnie wolałabym tego uniknąć... ale jeśli nie
da siÄ™ inaczej, to siÄ™ nie zawaham.
Baron spojrzał na sir Edwrada, który gapił się na
córkę z podziwem i niekłamanym zachwytem.
- Potwierdzasz to, co ona mówi? - spytaÅ‚. - MÅ›ci­
libyście się na nas?
- Jeśli zajdzie taka potrzeba - odpowiedziała za
ojca lady Rosamunde.
- Mój mąż kierował to pytanie do twojego ojca -
odezwała się lady Roanna.
Ta wypowiedziana spokojnym głosem reprymenda
sprawiła, że Rosamunde oblała się rumieńcem.
- Intercyza została podpisana - zaczął ostrożnie sir
Edward. - Jej... jej zerwanie wywołałoby teraz skandal
i okryło sromotą moją córkę. Na pewno tego nie chcesz.
Rosamunde zwróciÅ‚a swoje zimne oczy na żonÄ™ ba­
rona i z jeszcze zimniejszym uśmieszkiem powiedziała:
- Kto jak kto, pani, ale ty powinnaś pamiętać, co
może ludzkie gadanie i jakie szkody przynosi plotka.
Ile lat musiało upłynąć, zanim na dworze przestano
mówić o gwałcie zadanym ci przez tego człowieka?
- Nie zgwaÅ‚ciÅ‚em mojej żony! - krzyknÄ…Å‚ wzbu­
rzony baron.
- To ty tak twierdzisz - ciągnęła lady Rosamunde,
nie odrywajÄ…c wzroku od jego nieporuszonej małżon­
ki - ale różnie ludzie gadają. Powiadają, na przykład,
że zgwałcił ją również ojciec Dylana DeLanyea.
- Nie została przez nikogo zgwałcona!
- No i sam widzisz. Czyż plotka nie jest straszna?
- ciągnęła lady Rosamunde. -I ja, choćby nie wiem co
siÄ™ dziaÅ‚o, nie chcÄ™ siÄ™ stać jej obiektem. Twój syn po­
prosił mnie o rękę, a ja zgodziłam się zostać jego żoną.
Ustaliliśmy warunki małżeństwa i podpisaliśmy intercy- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •