[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzam wychodzić za Jude'a.
- Nie? Nigdy nie wiadomo, co się wam może przydarzyć.
A ten wieczór przy świecach, jak, urządzisz?
- ZaproszÄ™ go. Zobaczymy, co to da.
- Da, da. Takie rzeczy zawsze działają.
- Tak myślisz? Obyś miała rację. W takim razie pa, Marisa.
-Pa.
Telefon Cariny około południa w niedzielę zaskoczył Judea.
Nie przypuszczał, że się odezwie. Dziś nie zamierzał się z nią
spotykać. Siedział w kuchni i rozważał właśnie możliwość po-
Urocza pianistka 81
jechania do rodziców albo na ranczo brata, żeby zobaczyć naj
młodszego z Crenshawów. Telefon Cariny zbił go z tropu.
- Słuchaj, Jude, może wpadłbyś do mnie wieczorem... -
zaczęła mówić. - W kablówce jest dużo ciekawych filmów.
Chciałabym ci się jakoś zrewanżować za wszystkie przyjem
ności, jakie dla mnie dotąd obmyśliłeś.
-O! Ale ja...
- Proszę cię, nie odmawiaj. Ostatnio wciąż jesteśmy w ja
kimś tłumie i nie było okazji pobyć tylko we dwoje.
Tylko we dwoje? Lecz tego właśnie Jude wolałby uniknąć.
- Bardzo bym chciał, Carina...
- To świetnie. W takim razie o siódmej.
Rozłączyła się, zanim zdążył rozwinąć swoją wypowiedz.
Jude spoglądał na słuchawkę i kręcił głową.
- Co to, Crenshaw, mówisz sam do siebie? - Do kuch
ni wkroczył John, z kubkiem w ręce. John dolał sobie kawy
i oparł się plecami o blat.
- Na to wygląda - Jude odwiesił słuchawkę. - Wiesz, są
chwile, że cała moja robota tutaj wydaje mi się totalnym nie
porozumieniem.
- Aż nieporozumieniem? - John łyknął kawy. - Cóż, pra
ca w Agencji wyczerpuje... Ja też teraz gadam jakby sam ze
sobą, i to przez komputer. Próbuję przechytrzyć Internet,
który ukrywa potrzebne mi dane. Gadam do niego, ale tak,
jakbym gadał sam do siebie.
Jude podszedł do lodówki i zaczął z niej wyjmować różne
rzeczy nadajÄ…ce siÄ™ do zrobienia lunchu.
-I co ten Internet...? - spytał z roztargnieniem.
82 Annette Broadrick
- Mówię, że stawia mi opór.
Jude skinął głową. Zaczął sobie komponować kanapkę.
Znów otworzył lodówkę i wyjął z niej karton mrożonej her
baty.
- Wiesz - podszedł do stołu - szkoda, że tak mało wiem
o komputerach. Chętnie bym w ogóle zamienił się na robo
tÄ™ z tobÄ….
John zasiadł naprzeciw niego.
- Zamieniłbyś się? I chciałbyś, żebym to ja się spotykał
z tą ślicznotką Pattersonówną? Czemu nie, ja bardzo chętnie.
A co, nudzisz siÄ™ z niÄ…?
- Nie. Zmęczyła mnie tylko ta cała maskarada i gra, któ
re z nią uprawiam. Chciałbym już mieć wszystkie potrzebne
dane i zmiatać stąd, gdzie pieprz rośnie.
- Jak my wszyscy, kolego. Może ta wyprawa do Meksyku
przyniesie coÅ› rozstrzygajÄ…cego? Liczymy na to.
- No, może.
- A właściwie co z Carina? Co dziś planujecie?
- Zaprosiła mnie do siebie. Prawdopodobnie na kolację.
- Nie wyglÄ…da to przykro.
- Ale jest przykre. Powiedziałem już: nie mam ochoty da
lej z nią tak grać.
- No to zerwij z niÄ….
- Zrobię to, ale wpierw muszę być pewien, że nic się już od
niej ani za jej pośrednictwem nie dowiem. Musimy przecież
przyszpilić tych drani, co sprzedają dzieciakom narkotyki.
- Może chciałbyś pracować u nas, w Wydziale Narkotyków?
Jude pogryzł, połknął i napił się herbaty.
Urocza pianistka
83
- Czy ja wiem? Chyba jednak wolÄ™ swojÄ… robotÄ™ w ABN-
nie. Swoją drogą jesteście tu bardzo koleżeńscy w stosunku
do mnie, gościa z zewnątrz, który w dodatku przejął ileś wa
szych kompetencji.
- Nie przejÄ…Å‚, nie przejÄ…Å‚. Oddelegowano ciÄ™ do nas, bo po
prostu musieliśmy zastosować mniej konwencjonalne środki,
aby ująć tych, co zabili naszego przyjaciela. Czasami działa
my jak Hunowie, niestety.
- Hunowie! Tak to oceniasz? Czyli cel nie uświęca środ
ków?
- Myślę, że nie... Chociaż na dobrą sprawę, nie wiem.
- Ba. I ja tego też nie wiem.
O siódmej Jude zapukał do Cariny, jednakże w nastroju
niezbyt romansowym. Całe popołudnie udawał przed sobą,
że tego spotkania w ogóle nie będzie. Siedział nad swoimi
dokumentami, przeglądał raporty, wypełniał druczki. Pra
cował.
Otworzyła mu i cofnęła się zapraszająco. Jej rozjaśnio
na twarz i błyszczące oczy zaniepokoiły go. Uzmysłowił so
bie, że ich stosunki zmieniają się w coraz bardziej osobiste.
Niestety. Carina parę dni temu powiedziała lubię cię", co
w podtekście znaczyło ufam ci". I przykro było zawieść to
jej zaufanie.
Wszedł, a ona zamknęła za nim drzwi.
- Dobrze, żeś jednak przyjechał - powiedziała.
Była dziś jakaś odmieniona, odświętna. Cała promieniała.
A ubrana była w powiewne fru-fru, na cieniutkich ramiącz-
Annette Broadrick
84
kach. Pięknie pachniała. Zawsze pięknie pachniała, ale dziś
wypromieniowywała z siebie coś zniewalającego. To feromo
ny, przeleciało mu przez głowę. Zetknął się z tym określe
niem wcześniej w swojej pracy wywiadowczej.
Zwiatło w mieszkaniu było przyćmione. Na stoliku paliły się
grube świece. Stał tam również duży półmisek z zakąskami.
- Ho, ho - pokazał głową. - Napracowałaś się nad tym.
- Niespecjalnie - wzruszyła ramionami. - Mam nadzieję,
że będzie ci to smakowało.
- Pięknie wygląda.
- Siadaj. Możemy od razu włączyć jakiś film, albo pózniej,
jak zechcesz.
Zapadł się w wygodną sofę. Poklepał tapicerkę.
- Relaksowy mebel.
- Chcesz relaksu? Mogę ci pomasować kark.
- Może pózniej - wyprostował się.
Carina podała talerzyki; zaczęli jeść i oglądać telewizję.
Film przytrafił się romantyczny, zarazem erotyczny. Już po
kwadransie Jude był pobudzony. Kiedy Carina przytuliła się,
a potem z własnej inicjatywy pocałowała go, w naturalny
sposób oddał pocałunek.
Po półgodzinie współdziałali już prawie z aktorami. Jude
poczuł jednak wyrzuty sumienia.
- Słuchaj, ale może zle robimy? - zapytał. - Mieliśmy prze
cież być ze sobą tylko... niezobowiązująco?
- A czy to jest zobowiązujące? - naparła na niego. - To, że
jest nam w tej chwili przyjemnie?
Zapuścił żurawia za jej dekolt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]