[ Pobierz całość w formacie PDF ]

urodzie i manierom wydawał się bogiem.
Na pierwszej stacji, na której się zatrzymali po posiłku, do
przedziału wszedł służący, żeby zabrać koszyk z jedzeniem, i
przyniósł im kawę.
- To był wspaniały posiłek - powiedziała Laurencja,
przypominając sobie podróż z Londynu do zamku, kiedy
obawiała się wysiąść z pociągu, by cokolwiek zjeść.
- To tylko jeden z wielu posiłków, które będziemy dzielić
razem - rzekł książę. - Wybacz mi, kochanie, jeśli od razu nie
znajdę godnego ciebie miejsca. Gdy tylko przyjedziemy do
Londynu, każę wynająć dom, żebyśmy nie musieli czekać.
Gdy to powiedział, ze zdumieniem stwierdził, że
rumieniec wstydu pojawił się na policzkach Laurencji, a ona
odwróciła się od niego i zaczęła patrzeć w okno.
- Czy powiedziałem coś złego? - zapytał.
- Nie.
Pomyślał, że zawstydziła ją świadomość, że będzie z nim
sama. Jej zawstydzenie było urocze. Jednak pozostało dla
niego zagadką, które z jego słów dotknęły ją tak głęboko.
- Tylu rzeczy muszę się o tobie dowiedzieć - rzekł - i tylu
rzeczy cię nauczyć, gdy chodzi o miłość.
Wbrew własnej woli ujrzał rozpustną twarz stryja i
przypomniał sobie opowieści o jego występkach. Przez
moment księciu zdawało się, że chyba jest obłąkany lub też
dał się zwieść grze niezwykle uzdolnionej aktorki.
- Spójrz na mnie, Laurencjo! - powiedział. Odwróciła ku
niemu twarz i gdy ich oczy spotkały się, dostrzegł w nich
wyraz uwielbienia. Potem wiedziony instynktem, że
pocałunek w pociągu mógłby pomniejszyć ich miłość, ujął jej
dłonie i kolejno je pocałował. Usiadł z powrotem naprzeciwko
niej obserwując jej zamglone oczy i wpół rozchylone wargi,
jakby trudno jej było oddychać.
Jechali pociągiem pośpiesznym, więc wkrótce znalezli się
w Londynie. Laurencja czuła się wyczerpana, lecz nie tyle
podróżą, co świadomością, że już nigdy więcej nie zobaczy
księcia. Obmyśliła wszystko bardzo starannie i to nie tylko w
czasie bezsennej nocy, ale także w podróży. Chciała się rzucić
w jego ramiona i powiedzieć mu, żeby ją pocałował ostatni
raz!
 Jak będę żyć bez niego?" - zapytywała się w myślach.
Wiedziała jednak, że postępuje słusznie. To, co jej
proponował, było niegodne. Nie mogła też mu wyznać, że
kłamała, gdyż naraziłaby się na jego pogardę. Sądziła, że jako
człowiek szlachetny i prawy musiał gardzić kłamcami, a już
szczególnie kobietami usiłującymi wyłudzić od niego
pieniądze.
Kiedy wyjmując chusteczkę ujrzała wręczoną jej kopertę,
chciała ją podrzeć i powiedzieć, że nie ma do niej prawa.
Potem przypomniała sobie, że pieniądze nie należą do niej,
lecz do Izaaka Levy'ego, który czeka na zwrot pożyczki i swój
stuprocentowy zysk.
 %7łegnaj, moja miłości!" - myślała Laurencja w rytm
stukotu kół.
Znów się zawahała, czy nie wyjawić mu prawdy, że nie
jest Katie King, spłacić dług i - jak mu obiecała -
odpowiedzieć na wszystkie jego pytania. Przecież gdyby
została jego kochanką, mogłoby się okazać, że jego miłość jest
wspanialsza od jego pocałunków!
Przeraziły ją własne myśli! Co by na to powiedział jej
ojciec? Dbał o nią , ochraniał - gdyby dowiedział się, że żyje z
mężczyzną bez ślubu, sprawiłoby mu to większy ból niż
trawiąca go choroba.
 Muszę koniecznie zniknąć" - postanowiła Laurencja,
zdając sobie sprawę, że jej myśli wciąż krążą dokoła tego
samego punktu.
- W Londynie będzie oczekiwał na nas powóz - odezwał
się książę. - Posłałem wcześniej służącego, żeby wszystko
przygotował.
Ponieważ Laurencja milczała, kontynuował:
- Odwiozę cię najpierw do domu. Chciałbym wiedzieć,
gdzie mieszkasz.
Laurencja przewidywała taki obrót sprawy, lecz wiedziała,
że musi temu jakoś zapobiec.
- Pojadę do przyjaciół, którzy opiekują się moim wujem
w czasie mojej nieobecności - rzekła.
- Dobrze, a gdzie to jest? - zapytał.
- Na Harley Street.
- To dobrze się składa, bo jest to po drodze z dworca w
kierunku Berkeley Square.
Zgodnie z przewidywaniami książęcy służący oczekiwali
na nich na peronie. Do powozu zabrano jej mały kuferek
podróżny, bagaż księcia wyekspediowano innym powozem.
- Pod jakim numerem przy Harley Street mamy się
zatrzymać? - zapytał książę.
- Pod dwudziestym dziewiątym - odrzekła. Lokaj zamknął
drzwi i powóz ruszył. Książę ujął dłoń
Laurencji.
- Czy mogę przyjść po ciebie wieczorem i zabrać cię na
kolację?
- Myślę, że dzisiaj to niemożliwe.
- To może jutro na obiad?
- Wspaniale.
- Będę u ciebie około pierwszej. Westchnęła cichutko.
- Bardzo długo będę musiał czekać na spotkanie z tobą.
Rozumiem, że musisz najpierw zobaczyć się z wujem, a także
wytłumaczyć znajomym, kim jestem. Może byłoby lepiej,
gdyby nie dowiedzieli się prawdy.
- Masz rację - powiedziała Laurencja cicho.
- Nienawidzę kłamstw! - zawołał. - Rozumiesz jednak, że
nie byłoby dobrze, gdybyśmy stali się przedmiotem plotek.
Jako książę muszę się liczyć nie tylko z opinią ludzi, ale
również z prasą.
- To zrozumiałe - rzekła Laurencja.
- Jutro zadecydujemy, w jaki sposób moglibyśmy jak
najczęściej być razem - powiedział książę. - Wprost wierzyć
mi się nie chce, że zakochałem się do szaleństwa, choć wiem o
tobie tak niewiele. Wydaje mi się jednak, jakbym cię znał od
lat.
- Ja też czuję, jakbym cię znała od początku świata -
rzekła.
- Chyba tak było - zgodził się książę. - Może
przebywaliśmy razem w innym życiu i w innym świecie?
Teraz znów będziemy razem i nic nas już nie rozdzieli.
- Lecz czy to się znów nie zdarzy?
- Nie myślmy teraz o tym - rzekł książę. - Mamy przed
sobą wiele lat wspólnego życia. Należysz do mnie, a ja należę
do ciebie, więc co mogłoby nas rozdzielić?
Palce Laurencji instynktownie zacisnęły się na jego dłoni,
wiedziała bowiem, że za kilka minut zostaną rozłączeni na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •