[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wało mi się, że się rozumiemy, ty myślałeś tylko o
Peterze Restrocheku. Dla ciebie liczy się tylko twój
sukces. Kogo obchodzą marzenia jakiejś głupiej
dziewczyny?
Nic takiego nie powiedziałem.
I tak na jedno wychodzi. To wstrętne. Nagłe
wstała. Wracam do akademika.
Zwietnie! Idz! krzyknÄ…Å‚ Peter. Idz
ochłonąć! Zachowujesz się jak dziecko, złoszczące
siÄ™ z byle powodu!
Z byle powodu?! Jak dziecko?! Ach, daj mi
spokój!
Kiedy odeszła, Peter usiadł i ze złości zacisnął
usta.
S
R
Rozdział 11.
Tej nocy Kirsten miała w głowie mętlik. To, że
Peter zlekceważył jej ambicje, rozzłościło ją. Za-
chował się tak protekcjonalnie! Jeżeli rzeczywiście
myślał w ten sposób, to droga wolna. Ale przecież
znała go również jako kogoś zupełnie innego. Ten
drugi Peter był czuły, opiekuńczy i trochę zagubio-
ny.
Brakowało jej go. Nie mogła doczekać się ich
następnej próby. Może da jej znak, że jest mu przy-
kro.
Jednak następnego dnia Peter nie okazał cienia
skruchy. W ogóle się do Kirsten nie odzywał. Dwa
razy zauważyła, że się jej przygląda, ale zaraz od-
wracał wzrok. Ona również nie odezwała się do nie-
go. Uważała, że to on powinien zrobić pierwszy
krok i przeprosić ją. W ciągu następnego tygodnia
Peter zdawał się jej nie zauważać. Kirsten zaczęła
tracić nadzieję na to, że się pogodzą. Zranił ją, ale
ona nie potrafiła zdusić w sobie tego, co do niego
czuła. Była zła, lecz jednocześnie zależało jej na
nim. Byli tacy szczęśliwi. Przeżyli razem tyle wspa-
niałych chwil. Starała się nie myśleć o tym
S
R
wszystkim, ale wspomnienia same się nasuwały.
"Gdyby zrobił choć najdrobniejszy ruch w moim
kierunku myślała byłabym gotowa zapomnieć o
tym, co się stało". Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Kirsten czuła się rozżalona i osamotniona.
Od ich sprzeczki minął tydzień. Pewnego dnia, po
zajęciach, do Kirsten podszedł Terry.
Jak się czujesz? spytał. Podszedł bliżej i po-
łożył jej dłoń na ramieniu.
Cześć! W porządku.
Czyżby?
No, szczerze powiedziawszy, mogłoby być le-
piej.
Ciągle nie możesz przyjść do siebie po awan-
turze z Peterem? Muszę przyznać, że zachował się
dość dziwnie.
Szkoda tylko, że on sam nie może tego przy-
znać.
Daj mu trochÄ™ czasu. DokÄ…d idziesz?
Do akademika. Zwykle czekajÄ… na mnie Shar-
lie i René, ale nie widzÄ™ ich nigdzie.
Pójdę z tobą. Może już poszły.
Terry szedł bardzo blisko niej. Chwilę potem
S
R
wziął ją pod ramię. Zaskoczona tym, spojrzała na
niego znacząco. Uśmiechnął się tylko i przeszedł
przez trawnik, w dalszym ciÄ…gu nie puszczajÄ…c jej ra-
mienia. Kirsten poczuła się dziwnie. Co będzie, jeśli
Peter ich zobaczy? Ale po chwili Terry puścił jej ra-
mię i zaczął iść z przodu.
Mam nadzieję, że Sharlie jest już w pokoju
rzekł i uśmiechnął się.
Poczuła się lepiej. "Chyba jestem przewra-
żliwiona. Terry stara się mnie tylko pocieszyć"
pomyślała.
Dobrze wam chyba razem?
Mam nadzieję, że ona też tak uważa powie-
dział uśmiechając się.
Nie jest taka nieśmiała, jak na początku. Terry
zaśmiał się.
Ktokolwiek przebywa ze mną trochę dłużej,
przestaje być nieśmiały.
Ale nie Peter.
Nie. W tym przypadku to ty czynisz cuda.
To już przeszłość powiedziała Kirsten z na-
ciskiem.
Głowa do góry. Nie wszystko jeszcze stracone.
S
R
Kirsten uśmiechnęła się smutno.
Następnego dnia podczas lunchu poczuła, że ktoś
siada obok niej. "Może to Peter?" pomyślała z na-
dzieją. Był to jednak Terry.
Czy mogę się przysiąść?
Jasne. Sharlie i René siÄ™ spózniajÄ….
RozmawiajÄ… z panem Caldfrey'em. Zaraz po-
winny się zjawić.
Terry podniósł wzrok. Kirsten spojrzała w tę sa-
mą stronę. Zobaczyła Petera obserwującego ich z
drugiego końca trawnika.
"Jest chyba wściekły pomyślała. Cały
czerwony na twarzy. Musi mnie nienawidzić".
Z dnia na dzień idzie nam coraz lepiej. To zna-
czy, mówię o orkiestrze ciągnął Terry, rozprasza-
jąc jej myśli.
O, tak odpowiedziała Kirsten mecha-
nicznie.
Pochłonięta osobą Petera, prawie nie słyszała
słów Terry'ego. Ku jej zaskoczeniu, on, jak gdyby
nigdy nic, wziął ją za rękę i kiedy Peter ich mijał,
rzekł nonszalancko:
O, cześć, Peter!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]