[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A ta Urszulka, to wie pani, świetnie gotuje, gdzie pani do niej! Ona robi takie kne-
dle, że buzi dać, a pani mąż tak na te knedle leci, że aż za nim powietrze świszczy...
Na tym komunikat się urwał. Jedyne, co z pewnością było w nim prawdziwe, to sza-
leńcze upodobanie mojego męża do knedli, które, z braku czasu, przyrządzałam raz
na dwa lata. Ostatnio. W pierwszych latach małżeństwa przyrządzałam je dwa razy do
roku. Może i czuł się nieco niedożywiony...
Ponownie zlekceważyłam anonimową informatorkę razem z jej idiotyczną Urszulką,
ale krótko potem dziwnym wzrokiem popatrzył na mnie mój szef.
Pani oczywiście rozumie rzekł na zakończenie rozmowy czysto służbowej
że opinia prokuratora ma istotne znaczenie. Zbyt dużo już się mówi o naszych róż-
nych potknięciach... Byłoby bardzo wskazane tej opinii nie pogłębiać. Dziękuję pani.
Pożegnał mnie tak, że nawet nie miałam szans zapytać, o co mu chodzi. Podejrzewałam
Jacusia o rozpuszczanie plotek, co mnie trochę zirytowało. Jacusia prawie na oczy nie
widywałam, bo prowadził skomplikowaną i uciążliwą sprawę, która gniotła go bezna-
dziejnie, i nie było kiedy zamienić z nim dwóch słów prywatnie. Dałam spokój, zajęć
miałam po dziurki w nosie.
Prawie nie zwróciłam uwagi na to, że mój mąż jakoś sztywnieje. Patrzył na mnie po-
tępiająco, po większej części milczał, wracał pózno, do seksu się nie pchał, rozmawiał
krótko i bardzo grzecznie, jak z obcą osobą, wreszcie nie wytrzymał.
Gdzie zostawiłaś samochód? spytał któregoś wieczoru, kiedy udało nam się
spotkać przy tradycyjnej, wieczornej herbacie.
Stoi pod domem odparłam, zdziwiona, bo było go widać. A co...?
Nie dziś. Gdzie go zostawiłaś wczoraj?
Zdumiałam się rzetelnie.
Też pod domem, jak zwykle. A co się stało?
Dziś rano istotnie, stał. Kiedy go zdążyłaś przyprowadzić?
Roboty miałam dużo, ale nie do tego stopnia, żebym miała nagle doszczętnie zidio-
cieć. Pomimo to nie zrozumiałam pytania.
Przyjechałam nim po pracy. No owszem, dość pózno, ale kolacja dla dzieci była
gotowa. Pózniej już nie jezdziłam, stał cały czas. Czy coś się stało? O co chodzi?
Faktem jest, że wróciłem jeszcze pózniej i nie rozglądałem się dookoła. Już spa-
łaś...
No właśnie podchwyciłam szybko. Gdzieś ty się podziewał? Zamierzałam
czekać na ciebie, ale mnie złożyło. Rozumiem, że miałeś robotę. Mógłbyś czasem za-
dzwonić...
Do kogo?
Do mnie. Jestem twoją żoną od blisko dziewięciu lat, może umknęło to z twojej
pamięci?
38
I gdzie miałem cię szukać?
A cóż to za głupie pytanie? Jeśli nie w pracy, to w domu. Nie sądzisz chyba, że błą-
kam się po lasach?
Nie nazwałbym twoich ulubionych miejsc pobytu lasami. Chyba że tego rodzaju
mianem określasz rozmaite speluny dla mętów społecznych...
Jesteś retro przerwałam, wciąż jeszcze nie tracąc równowagi, a nawet całkiem
niezłego humoru. Teraz już, dla odmiany, nie bardzo wiadomo, kogo określać mia-
nem mętów społecznych. Nie wspominając już o spelunach, będących właściwie w za-
niku.
Mój mąż zmarszczył lekko brwi i nadął się potępieniem. Przyglądałam mu się z czu-
łym zainteresowaniem, był piękny, rzecz gustu wprawdzie, ale podobał się nie tylko
mnie, przez lata małżeństwa wyraznie zmężniał, promieniowała z niego pewność sie-
bie i powaga, wręcz senatorska. Zarazem ku mnie wiał jakby chłód, co wydawało mi się
dziwne, ale jeszcze nie podejrzane.
Kupię telefon komórkowy zapewniłam go ze skruchą, bo już od roku nosiłam
się z tym zamiarem. Będziesz mógł do mnie dzwonić nawet, gdybym akurat łowiła
ryby na środku Zalewu.
Nie odbiegaj od tematu zażądał sucho. Chciałbym wiedzieć, czy ostatnio
prowadzenie samochodu po pijanemu weszło ci w nałóg. I czy policji drogowej również
prezentujesz swój zawód. Zechciej uprzejmie uświadomić mnie w tej kwestii.
To pytanie, owszem, zrozumiałam, i pomyślałam, że ktoś z nas zwariował, albo on,
albo ja. Nigdy w życiu nie prowadziłam samochodu po pijanemu, nie mogłam sobie
w ogóle przypomnieć, kiedy się ostatnio urżnęłam, od lat prawie nie używałam alko-
holu, czasem wino do obiadu, względnie kieliszek wódki do śledzia w oliwie. Zaraz... na
imieninach Agaty, w trzy lata po ślubie, Piotruś miał rok, było to zatem sześć lat temu,
rzeczywiście, zaczęłam na głodno, od szampana, Agata na zakąskę podała kalmary, któ-
rych nie cierpię i do ust nie biorę, poprzestałam na szampanie, pózniej było czerwo-
ne wino do przerazliwie twardej gęsi, a już czułam się rozweselona. Garmażeryjnie
to przyjęcie nie najlepiej jej wyszło... Owszem, na końcu doprawiłam się koniakiem,
w drodze powrotnej uparłam się śpiewać, wracaliśmy taksówką i ogromnie rozśmie-
szyłam kierowcę. Mój mąż był trzezwy jak świnia i pełen mieszanych uczuć, czułości
dla mnie i śmiertelnego zawstydzenia, pierwszy raz w życiu wiózł do domu własną, pi-
janą żonę, wydawało mu się to chyba kompromitujące. No dobrze, ale nawet gdybym się
upiła dziś, wypadłoby to raz na sześć lat, to znowu nie tak dużo...
Uporczywie nie pojmuję twoich pytań powiedziałam, na razie tylko zacieka-
wiona. To znaczy, treść rozumiem, ale nie mogę dojrzeć sensu. Skąd ci takie upiorne
pomysły wpadają do głowy?
39
Wczoraj, w knajpie na Puławskiej, dałaś niezłe przedstawienie. Możesz tego nie
pamiętać, nie wykluczam przerwy w życiorysie. Sądziłem, że może wróciłaś piechotą,
nie miałaś daleko, ale skoro twierdzisz, że samochodem...
Zdenerwowałam się wreszcie.
Stefan, co ty za brednie wygadujesz? Bzdura totalna, z sądu wróciłam do pracy
i musiałam jeszcze przesłuchać świadka, jedyna knajpa, jaką miałam w pobliżu, to piz-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]