[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie twoja matka, moja zresztą także... Co za ranek!
- No, przestań już! Przykro mi bardzo... ale to jeszcze nie
tym razem! Musisz jeszcze trochę zaczekać, żeby się pozbyć
mojej matki.
- Idiota.
- Hej, Flo...
- Co?
- Kocham cię.
- Nigdy mi tego nie mówisz.
- A to? Niby co teraz robię?
- No to już jedz... zobaczymy się wieczorem. Zadzwoń do
matki, bo jeszcze gotowa wykorkować.
O dziewiętnastej obejrzałem wiadomości regionalne.
Horror.
Osiem osób zabitych i sześćdziesiąt rannych.
Samochody zgniecione jak puszki po piwie.
Ile?
Pięćdziesiąt? Sto?
Wielkie lory przechylone i doszczętnie spalone.
Dziesiątki, dziesiątki karetek pogotowia. Policjant, który
mówi o niezachowaniu ostrożności, o nadmiernej prędkości, o
zapowiedzianej poprzedniego dnia mgle i o ciałach, których
jeszcze nie udało się zidentyfikować. Zagubieni, błąkający się
ludzie. Ludzie milczący, ludzie tonący we łzach.
O dwudziestej wysłuchałem skrótu wiadomości TF - 1.
Tym razem dziewięć śmiertelnych ofiar. Florence krzyczy z
kuchni:
- Skończ już z tym! Skończ! Chodz tu do mnie.
Stuknęliśmy się kieliszkami w kuchni. Zrobiłem to, żeby
jej sprawić przyjemność, ponieważ myślami byłem gdzie
indziej.
Dopiero teraz zacząłem się bać. Nie mogłem jeść. Byłem
ogłuszony jak bokser o zwolnionym refleksie.
Ponieważ nie mogłem zasnąć, żona przytuliła się do mnie,
no i pokochaliśmy się trochę.
O północy znowu byłem w salonie. Włączyłem telewizor
bez głosu i szukałem wszędzie papierosa.
O wpół do pierwszej puściłem głos, żeby posłuchać
ostatnich wiadomości. Nie mogłem oderwać wzroku od
rozrzuconej i rozwleczonej po obu stronach autostrady sterty
blach.
Co za bezmyślność!
Mówiłem sobie: jednak ludzie są strasznie bezmyślni.
A potem na ekranie pojawił się kierowca jakiejś
ciężarówki. Miał na sobie podkoszulek z napisem Le
Castellet. Nigdy nie zapomnę jego twarzy.
Tego wieczoru, w moim salonie, ten facet powiedział:
- Zgoda, była mgła, a ludzie jechali za szybko, ale nie
doszłoby nigdy do takiej marmolady, gdyby tamten skurwiel
nie cofał się tyłem, żeby się dostać z powrotem do drogi
wyjazdowej z Bourg - Achard. Oczywiście, widziałem to
wszystko z kabiny. Obok mnie zwolniły dwa samochody, a
potem usłyszałem, jak inne wchodzą w siebie jak w masło.
Możecie mi wierzyć albo nie, ale we wstecznym lusterku nie
było nic widać. Nic. Jedna biel. Mam nadzieję, że nie
zmrużysz oka, ty draniu.
Tak powiedział. O mnie.
O mnie, Jean - Pierre Farecie, gdy siedziałem goły w
salonie.
To było wczoraj.
Dzisiaj kupiłem wszystkie gazety. We wtorkowym
 Figaro" z trzydziestego września przeczytałem na stronie
trzeciej:
NIEPRZEPISOWY MANEWR?
Nieprzepisowy manewr kierowcy, który
najprawdopodobniej cofał się tyłem do drogi wyjazdowej z
Bourg - Achard (Eure), mógł być przyczyną wypadku, w
wyniku którego, w serii karamboli na autostradzie A - l3,
zginęło wczoraj rano dziewięć osób. Ten błąd mógł
spowodować pierwszy karambol na trasie do Paryża i pożar
cysterny z benzyną, który nastąpił wskutek zderzenia.
Zaalarmowana widokiem płomieni...
I na stronie trzeciej  Parisien":
PRZERA%7łAJCA HIPOTEZA O NIEPRZEPISOWYM
MANEWRZE
Nieostrożność, a wręcz brak odpowiedzialności kierowcy,
mogła być przyczyną dramatu, którego tragicznym żniwem
jest ta nieopisana masa zgniecionej blachy. Spod niej wczoraj
rano na autostradzie A - 13 wydobyto co najmniej dziewięć
ofiar. Policja uzyskała bowiem przerażające zeznanie, z
którego wynika, że jeden z samochodów miał się wycofać
tyłem, żeby wrócić do drogi wyjazdowej z Bourg - Achard, w
odległości około dwudziestu kilometrów od Rouen. Wtedy to
właśnie, chcąc ominąć ten samochód, inne...
I jakby jeszcze tego było za mało...:
Dwie inne osoby, chcące przeciąć autostradę i pospieszyć
z pomocą rannym, zostały zabite, dosłownie skoszone przez
inny samochód. W ciągu niecałych dwóch minut setki aut, trzy
ciężarówki...
( Liberation", z tego samego dnia).
To nawet nie było dwudziestu metrów, ledwie zahaczyłem
o białe pasy.
To trwało zaledwie kilka sekund. Nawet o tym nie
pamiętałem.
Mój Boże...
Ja nie płaczę.
Florence przyszła po mnie do salonu o piątej nad ranem.
Oczywiście wszystko jej opowiedziałem.
Długo siedziała bez ruchu, z twarzą ukrytą w dłoniach.
Odwróciła się w prawo, potem w lewo, jakby szukając
powietrza, a potem powiedziała:
- Posłuchaj mnie uważnie. Nie powiesz ani słowa. Dobrze
wiesz, że w przeciwnym razie oskarżą cię o nieumyślne
zabójstwo i że pójdziesz do więzienia.
- Tak.
- No i co? I co? Czy to coś zmieni? Przywróci im życie?
Rozpłakała się.
- Tak czy inaczej jestem załatwiony. Spieprzyłem swoje
życie.
Nagle zaczęła krzyczeć:
- Może ty, ale nie dzieci! I dlatego nie powiesz ani słowa!
Mnie krzyk nie przechodził przez gardło.
- Dobrze, porozmawiajmy o dzieciach. Popatrz na tego
tutaj. Dobrze mu się przyjrzyj.
I podałem jej gazetę z płaczącym małym chłopcem na
autostradzie A - 13.
Chłopcem, który się odsuwa od zmienionego nie do
poznania samochodu.
Po prostu zdjęcie w gazecie. W rubryce  Wydarzenia
dnia".
- ... On jest w wieku Kamila.
- Na miłość boską, przestań!!! - wrzeszczy moja żona,
chwytając mnie za szyję... - Przestań, do jasnej cholery!
Zamilknij! Zadam ci jedno pytanie. Tylko jedno. Co komu
przyjdzie z tego, że taki facet jak ty pójdzie siedzieć? No?!
Powiedz! Czemu to posłuży?
- To ich pocieszy.
Odchodzi roztrzęsiona.
Słyszę, jak zamyka się w łazience.
Tego ranka, przy niej, trzymałem wysoko głowę, ale teraz,
wieczorem, w domu, w którym panuje taka cisza, gdzie tylko
w oddali słychać maszynę do zmywania naczyń...
Jestem zgubiony.
Zejdę na dół, wypiję szklankę wody i zapalę papierosa w
ogrodzie. Potem wrócę na górę i przeczytam wszystko, co
napisałem, jednym tchem, żeby się przekonać, czy to mi
pomoże.
Ale nie sądzę.
Katgut
Na początku na nic takiego się nie zanosiło.
Odpowiedziałam na ogłoszenie zamieszczone w  Tygodniku
Weterynaryjnym" w sprawie dwumiesięcznego zastępstwa -
na sierpień i wrzesień. A potem facet, który mnie zatrudnił,
zabił się na szosie, wracając z wakacji. Na szczęście w
samochodzie nikogo więcej nie było.
I zostałam. Nawet odkupiłam interes. To dobra klientela.
Normandczycy płacą z trudem, ale płacą.
Normandczycy są nieokrzesani, kurczowo trzymają się
utartych pojęć, skoro już raz, tam w górze, zostały ustalone... a
kobieta do zwierząt to się nie godzi. Może je karmić, doić i
sprzątać łajno, to jest w porządku. Ale gdy chodzi o zastrzyki,
porody, zaparcia i ropne zapalenia macicy, to się jeszcze
okaże.
I okazało się. Po paru miesiącach przymierzania się
zaczęli płacić za moją ciężką pracę.
Oczywiście rano jakoś to idzie. Przyjmuję w gabinecie.
Przyprowadzają mi głównie koty i psy. Różne przypadki:
przynoszą mi je na zastrzyk, bo ojciec sam nie może się
zdecydować, a z kolei inny cierpi za bardzo, przynoszą je,
żeby leczyć, ponieważ ten tutaj dobrze spisuje się na
polowaniu albo, rzadziej, przynoszą je na szczepienie, a wtedy
to już jest paryżanin.
Problemy zaczynały się po południu. Wizyty. Stajnie. I to
uporczywe milczenie. Niech pokaże, jak pracuje, wtedy
porozmawiamy. Ile nieufności, a także, wyobrażam sobie, ile
kpin za plecami. Już widzę, jak w kawiarni nabijają się z
moich praktyk lekarskich i z wysterylizowanych rękawiczek.
Ponadto nazywam się Golonka. Doktor Golonka. Muszą mieć
naprawdę niezłą zabawę! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •