[ Pobierz całość w formacie PDF ]

starając się nie patrzeć na jej włosy podskakujące miarowo w rytm kroków. Na rę-
kach wciąż czuł dotyk jej gładkiego, gibkiego ciała. Tak podniecający. Nie ma wy-
boru. Musi ukryć gdzieś Cate. Przed własnymi oczyma.
Musiał ją utemperować, jasne, ale jak on, Tom Russell, mógł się zachować
tak prostacko? Obraził ją i teraz znacznie trudniej będzie ją zmotywować do wyko-
nania swojej części umowy. Cholera, trzeba będzie przepraszać.
Dostrzegając całą powagę sytuacji, poczuł nieznane dotąd uczucie paniki.
Musiał ją ukryć przed ludzmi. Bóg wie, do czego jeszcze jest zdolna w takim na-
stroju.
Gdy niczym dwoje intruzów weszli do restauracji, uderzył ich gwar rozmów.
Z kuchni unosił się apetyczny aromat potraw i mimo złości Cate przypomniało się,
że wyszła z domu bez śniadania.
Jadalnia tonęła w srebrze i kryształach, jej zakończenie stanowił szeroki po-
most. Tam właśnie zgromadziła się śmietanka miasta. Rozmawiali w grupkach, sto-
jąc z kieliszkami w rękach i podnosząc głos zaledwie na tyle, żeby słyszeć się na-
wzajem pośród gwaru innych rozmów.
Pośród czerni garniturów i kostiumów gdzieniegdzie błyskały diamenty, jakaś
dłoń podniosła się, by osłonić włosy od wiatru, ukazując wysadzaną drogimi ka-
mieniami bransoletkę.
Cate rozpoznała kilka znanych twarzy, między innymi polityka, którego po-
dobizna ozdabiała pierwszą stronę dzisiejszego  Clariona" w związku z możliwym
uwikłaniem w jakąś aferę. Była wyjątkowo spięta. Spojrzała na Toma, rysy jego
opalonej twarzy również dowodziły ogromnego stresu.
S
R
Nie dochodząc do pomostu, skręcił w stronę jakiegoś zacisznego kącika.
Uniósł ręce, jakby chciał ją dotknąć, po czym cofnął, jak gdyby obawiając się ja-
kiegoś porażenia.
- Słuchaj - sapnął. - Przeholowałem. Nie powinienem był... zrozum, nie chcę
dziś żadnych ekscesów. Obiecujesz, że zostaniesz tutaj?
Wzruszyła ramionami. Była wściekła. Czy ten materiał naprawdę jest tyle
wart?
- Opłaci ci się - dodał szeptem, chwytając ja za przedramię i pochylając się do
niej. - Dam, co zechcesz. Pieniądze. Wszystko.
Patrzyła znużona na jego rękę, aż ją cofnął.
- Nie musisz proponować mi żadnych pieniędzy. Dotrzymuję słowa.
- Tak - odrzekł, rumieniąc się ze wstydu. - Wybacz. Przepraszam.
Zabrzmiało to tak, jakby ktoś wyrywał zeń słowa na siłę. Odwróciła głowę.
- To nie potrwa długo. Obiecuję, wyjdziesz stąd jak najszybciej. Ale teraz,
pamiętaj... - zamiast dokończyć, spojrzał na nią wymownie i odszedł przywitać go-
ści.
Wzburzona obserwowała przyjęcie. Innych nie traktował tak z góry. Z pode-
nerwowanego, aroganckiego szefa na jej oczach zmienił się w miłego i uprzejmego
mężczyznę.
Tu uścisnął komuś dłoń, tam odpowiedział kilka słów, witał się z gośćmi, jak
przystało na człowieka światowego, który przeżywa bolesną stratę.
Skupiało się wokół niego coraz więcej osób. Szczególnie kobiety dyskretnie,
ale zdecydowanie walczyły o stosowne miejsce, by pod płaszczykiem wyrazów
współczucia hołubić swojego bohatera.
Wszystko działo się przy nienagannych manierach, ale Cate bardzo się nie
podobało. Może ta jego szorstkość była pociągająca, ale zrobił z niej idiotkę. Prę-
dzej piekło zamarznie, niż ona drugi raz go pocałuje. Czekała tak w swoim kąciku,
uśmiechając się, by nie dać po sobie poznać uczuć, jakie nią targały.
S
R
Przykro jej było z powodu krytyki jej ubioru przez Olivię i skwapliwej zgody
Toma na ukrycie jej przed znajomymi. Czyli wyglądała tragicznie, było widać, że
to kostium z komisu.
Co oni sobie myślą? To, że wychowywała się w komunalnej kamienicy nie
oznaczało, że była gorzej wychowana czy wykształcona. Mieszkanie babci było
pełne książek i płyt. Jej znajomi interesowali się kulturą, literaturą...
Niektórzy się jej kłaniali i wymieniali zdawkowe uwagi, ale większość tylko
zerkała z zaciekawieniem. Co gorsza, Tom spoglądał na nią raz po raz, za każdym
razem wzbudzając ten sam dreszcz i niepokój. Sprawdzał, czy z nikim nie rozma-
wia.
Cały czas mijali ją kelnerzy z tacami pachnących smakołyków, ale mimo gło-
du bała się ich poprosić o cokolwiek, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Zauważy-
ła, jak dwie siostry Toma spojrzały na nią i odeszły w drugi koniec pomostu.
Ile jeszcze ma tu siedzieć? Powinna zaraz wracać do redakcji, przygotowywać
tekst, przejrzeć zdjęcia Mike'a. Sięgnęła po komórkę, chcąc nagrać z ukrycia kilka
filmików, ale przypomniała sobie, że Tom ją zabrał.
Przynajmniej będzie miała o czym pisać. Przez chwilę rozkoszowała się my-
ślą o tym, jak może zabruzdzić Tomowi, gdy tylko zechce.
Na co tu czekać? Jutro może mieć hit. Do diabła z fuzją. Niewdzięcznik. Po-
całować kobietę to umiał, jasne, ale nic więcej. Nie miał pojęcia, jak się odnosić do
swojej dziewczyny.
- Wyglądasz jak burza z piorunami. Nie lubisz pogrzebów? - miły męski głos
wyrwał ją z zamyślenia.
Blady mężczyzna przed czterdziestką o błękitnych oczach spoglądał na nią z
zainteresowaniem. Jego włosy musiały być kiedyś piękne, teraz prawie wszystkie
posiwiały, łącznie z kozią bródką. Przeszedł obok i postawił kieliszek na balustra-
dzie.
- Niespecjalnie - odparła chłodno.
S
R
Odwróciła się w przeciwną stronę i udawała, że obserwuje sunący w stronę
mostu prom. Przysłoniła oczy ze względu na słońce, ale i z powodu intruza.
- Można się przyzwyczaić - stwierdził niezrażony. Oparł się łokciami o ba-
rierkę. Niech tylko Tom go zauważy. Będzie wściekły. - W twoim wieku pewnie
nie miałaś jeszcze okazji. To pierwszy?
- Nie. - Rzuciła chłodno. Zawstydzona własną wrogością dodała: - Pierwszy
był pogrzeb rodziców. Miałam pięć lat.
- No tak. To na dzisiejszym możesz się czuć jak na pikniku. Jak umarli?
- Wracali w nocy, była gołoledz. Mieszkaliśmy wtedy pod Orange. Zima była
ostra.
- Tak, przykre - popatrzył na nią ze współczuciem, po chwili się uśmiechnął.
Nie lubiła takich bródek, ale jego spokojne błękitne oczy były tak odmienne od
przerażających oczu Toma. Nie mogłyby spalić kobiety na popiół po to, by za
chwilę zmrozić ją na śmierć. Rozluzniła się nieco. - O, nikt nie podał ci nic do pi-
cia? Co ci przynieść? Wina?
- Och! - Spojrzała na gości. Tom słuchał uważnie jakiejś szczupłej brunetki
pożerającej go wielkimi, ogłupiałymi oczyma. Już o niej zapomniał.
Nowy znajomy, nie czekając na odpowiedz, podniósł palec i natychmiast
obok zjawił się kelner z tacą z napojami. Podziękowała za fatygę i wzięła kieliszek
z białym winem. Ayk zimnego napoju wlał się do jej pustego żołądka niczym kwas.
- I co się stało, kiedy straciłaś rodziców? - spytał zatroskany towarzysz. - Kto
cię przygarnął?
S
R
ROZDZIAA PITY [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •