[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stają się lżejsze. On po prostu bierze wszelkie trudności na swoje barki, nieza­
leżnie od tego, czy są to jego własne sprawy, czy innych ludzi. Osoba, którą się
opiekował, nie musiała wiele robić, poza złożeniem swoich trosk w jego ręce.
Czy Elliot był zawsze taki odpowiedzialny? - zastanawiał się Atticus,
patrząc na swoje jedyne pozostałe przy życiu dziecko. Chyba nie. Elliot
zawsze był uprzejmy i sumienny, ale dopiero po śmierci Terry'ego nabrał
tego dystansu, przez który trudno było zobaczyć człowieka. Ta elegancka
ogłada Elliota była zdradliwa.
Po śmierci Terry'ego Elliot, wiedziony niewłaściwym poczuciem winy,
porzucił swoją praktykę adwokacką i wstąpił do armii. Wrócił ranny, ob­
sypano go honorami i nadano tytuł szlachecki.
Od tamtej pory nigdy nie zszedł z drogi, na której postawiło go przezna­
czenie. Całą swoją energię skupił na reformie sądownictwa. Kilka tygodni
temu rozeszła się wieść, że premier przedstawił jego kandydaturę do tytu­
łu barona. To oznaczało, że Elliot będzie mógł zasiadać w Izbie Lordów
i w końcu osiągnąć odpowiednią pozycję w sądzie apelacyjnym.
Strach, że Elliot będzie musiał sprostać nowym wyzwaniom, spędzał
Atticusowi sen z powiek. Nie żeby sam Elliot miał coś przeciw tym obcią­
żeniom. On uważał je za zaszczyt i jego obowiązkiem było ten zaszczyt
przyjąć. Atticus był bardzo dunrny z syna. To, że czuł niepokój, ilekroć
myślał o jego przyszłości, w zasadzie nie miało sensu.
Elliot był lubiany i szanowany, chociaż niektórzy uważali, że jest zbyt
skryty i powściągliwy. Sam Elliot sprawiał wrażenie zadowolonego. Nie
ma nic złego w poczuciu zadowolenia. Atticus uważał je za dobre zwień­
czenie długiego życia. Ale on miał lat siedemdziesiąt, a Elliot trzydzieści
trzy. Był zbyt młody, by odczuwać tylko zadowolenie, rezygnując z na­
miętności. Może w tym tkwił problem.
Elliot pojawił się u jego boku i przerwał zatroskane rozważania Atticu-
sa. Podał ojcu whisky i usiadł naprzeciw niego, wyciągając przed siebie
długie nogi. Był trochę nachmurzony i roztargniony, niewątpliwie zamy­
ślony nad wydarzeniami dnia.
Atticus przypomniał sobie, że tego dnia Elliot odbierał ze stacji kolejo­
wej kobietę, która miała Eglantynie przygotować wesele. Miał nadzieję,
że Angela zdawała sobie sprawę, jakie wyzwania staną przed nią, gdy
poślubi markiza, zwłaszcza że jej przyszła teściowa to straszna jędza.
Dziewczyna była jeszcze taka młoda, miała niespełna osiemnaście lat.
W ostatnią niedzielę w kościele wyglądała na bladą i zmęczoną.
37
- Jak ona się miewa? - przerwał ciszę Atticus.
Zmieszany Elliot podniósł oczy.
- Trudno powiedzieć - odparł powoli.
- Myślę, że można by ją zapytać - rzekł zdziwiony Atticus.
- Prawie jej nie znam - wymamrotał Elliot.
Wzrok miał nieobecny, jakby patrzył na jemu tylko widoczny obraz,
który równocześnie martwił go i bawił, bo usta mu złagodniały w mimo­
wolnym uśmiechu.
Atticus dopiero po dłuższej chwili się zorientował, że syn mówi o kobie­
cie, która ma przygotować wesele.
- Jest zupełnie inna, niż się spodziewałem - powiedział Elliot.
- Tak? - spytał Atticus, badając grunt. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •