[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mara osłupiała, słysząc dezaprobatę w głosie Saby. Przez chwilę nie miała pojęcia, co
powiedzieć. Luke jednak tylko się uśmiechnął i położył dłoń - tę prawdziwą- na pokrytym
łuskami ramieniu obcej istoty. C-3PO nie omieszkał go ostrzec, że takie poufałe gesty wobec
Barabelów kończyły się nieraz utratą całej dłoni. Okazało się jednak, że Saba nie ma nic
przeciwko temu. Nawet machnęła z dumą końcem grubego ogona.
- Gdybyś to ty go przyjęła, dobre imię rycerzy Jedi nie doznałoby uszczerbku -
zapewnił Luke. - Ale to dobrze, że niepokoisz się takimi sprawami. Czy zastanawiałaś się, jak
powinniśmy zareagować na ultimatum Tsavonga Laha i ile szkód może nam wyrządzić opinia
senatorów, że jesteśmy nieczuli na śmierć niewinnych istot?
Saba odwróciła głowę.
-Nasza ścieżka nie rysuje się jasno w jej myśli - odrzekła po namyśle.
Otworzyła usta, jakby chciała dodać coś jeszcze, ale zaraz je zamknęła i tylko
pokrywające jej ciało łuski lekko zafalowały. Luke i Mara nic wprawdzie nie usłyszeli, ale za
to wyczuli coś, co wprawiło ich w oszołomienie. Uwolnili myśli i posługując się Mocą, starali
się zorientować, co się dzieje. Mara nie wyczuła już jednak niczego niezwykłego i widząc
zmarszczone czoło męża, domyśliła się, że i on nic nie czuje.
- Sabo? - zapytał w pewnej chwili Luke. Barabelka odwróciła się do mistrza Jedi.
- Chcecie jej dać do zrozumienia, że tego nie czuliście? - wychrypiała.
- Niczego - odparła Mara. Odnosiła wrażenie, że Saba jej nie ufa, zwłaszcza odkąd
zaproponowała jej coś, co istota uznała za nieszlachetne. Wiedziała jednak, że milcząc, nie
odzyska jej zaufania. - Luke także nic nie wyczuł. Co się stało?
- To dziwne. - Saba powiodła spojrzeniem po lądowisku i machnęła ogonem, co u
gadów tej rasy zastępowało wzruszenie ramionami. -Mistrzu Skywalkerze, ona wie, że
senatorowie są nam nieprzychylni. Podejrzliwie traktują nas i innych podobnych, ale kiedy w
historii śmiałkowie nie stanowili zagrożenia dla tchórzy? - Spojrzała na swoich pilotów,
którzy cierpliwie czekali obok upstrzonej ciemnymi plamami burty kanonierki. - Rycerzy Jedi
jest niewielu, a Yuuzhan Vongów całe mrowie. Popatrzcie jednak na siły, które przeciwko
nam kierują. Voxyny, blokady, całe floty... Stanowimy dla nich zagrożenie, a Moc mówi jej,
że musimy je nadal stwarzać.
Mara już miała zauważyć, że okażą się skuteczniejsi, jeżeli będą się trzymali razem,
ale wyczuła, że jej mąż podziela zdanie istoty, i w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Barabelowie to myśliwi - zwrócił się Luke do Saby. - A myśliwi najlepiej polują w
małych stadach.
Istota uśmiechnęła się przekornie.
- Doprawdy, mistrz Skywalker jest tak mądry, jak twierdziła Jedi Eelysa -
powiedziała. - Może mógłby wyświadczyć jej wielką łaskę?
- Oczywiście. - Luke nie wahał się ani sekundy. Barabelka odwróciła się do Mary.
- A ty? - zapytała. - Na pewno sprawi ci to kłopot, tym bardziej, że wychowujesz
młode pisklę.
Mara natychmiast pomyślała o Benie i wyczuła niemowlę na pokładzie „Cienia”.
Towarzyszyły mu Jaina i Danni. Dziecko smacznie spało w ramionach jednej z młodych
kobiet. Mara wiedziała, że nigdy, przenigdy nie zrobiłaby nic, co zagroziłoby życiu jej
dziecięcia. Wyczuwała jednak, jak wielkim zaufaniem darzy jej mąż Sabę - obcą osobę, którą
widzieli pierwszy raz w życiu. Mara wierzyła Luke’owi bezgranicznie, więc ani chwili nie
wahała się z odpowiedzią.
- My, Jedi, musimy robić, co możemy, i wspierać się nawzajem - powiedziała. - Tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]