[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ziemi.
Faceci zaczęli się podnosić, mieli zwężone oczy i posyłając mu
iskrzące spojrzenia. Co do cholery? Skopał im tyłki, mocno. Nie
powinni dochodzić do siebie tak szybko, cholera nie tak szybko,
chyba że...
-To demony, powiedział do niego Emily, potwierdzając
podejrzenia, które już uformowały się w jego głowie.
Cóż, cholera. Teraz zrobiło się o wiele niebezpieczniej. Nie był
ekspertem od Innych jak pani doktor, ale wiedział, że demony szybko
się uzdrawiają.
-Są niskiego poziomu.
Stanęła obok niego. Byli blisko ściany w alei.
-Być może jeden albo dwóch.
On naprawdę nie wiedział, co to znaczy i zapisał sobie w pamięci, że
zapyta o Innych panią doktor trochę pózniej. Najpierw muszą
wydostać się z alejki i to jak najdalej od kretynów, którzy chcą ich
zabić.
-Zostań za mną, rozkazał, patrząc z podejrzliwością na
napastników.
Mogą zaatakować ponownie, w dowolnym momencie. Facet,
który popełnił błąd atakując Emily podniósł się na nogi. Głęboki
nacięcie pojawiło się na jego czole i krew spływała mu po twarzy.
-I co teraz, glino?
Pozostali również zaczęli się podnosić. Podszedł do nich
odważnie na tyle by móc porozmawiać. Colin domyślił się, że to jest
przywódca.
-On mnie pociął Scott.
85
Słowa przypominające warknięcie, pochodziły od faceta, który
mocno krwawił z boku. Colin uniósł ręce, pozwalając im zobaczyć
szpony wystające z jego dłoni.
-I zrobię to jeszcze raz.
Będzie ciął demony jeśli podejdą do niego, albo spróbują
zaatakować Emily. Był wkurwiony wystarczająco, gdy skoczyli na
niego za pierwszym razem, ale teraz, gdy wiedział, że nie są ludzmi
lepiej byłoby gdyby się wycofali. Użyje całej siły zmiennego by
sprawić, że ich jedynym życzeniem będzie ucieczka z tej alei.
-Zabijmy go!
Powiedział ten sam demon. Drań, który krwawił po całej alei. Był
wysokim facetem, szczupłym ale umięśnionym.
-Możecie spróbować, powiedział Colin. Ale nie sądzę abyście
odnieśli sukces. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że to ja właśnie
skopałem wam tyłki.
I będzie bardzo szczęśliwy mogąc to zrobić ponownie. Emily
wbiła mu paznokcie w plecy.
-Ktoś jeszcze tu jest. Ktoś cholernie silniejszy niż ci faceci.
Ta noc zapowiadała się coraz lepiej.
-Nikogo nie widzę, mruknął i mówił prawdę.
Noc była ciemna, ale z jego wyostrzony wzrokiem, mógł
doskonale zobaczyć całą alejkę. Mógł nawet zobaczyć tatuaż węża
owiniętego wokół nadgarstka drania, którego pociął. To pomoże cię
pózniej zidentyfikować dupku.
-On tu jest, powtórzyła cicho. I...
-Trzymaj się kurwa z dala od naszych spraw, glino!
To warczenie pochodziło od przywódcy, faceta, który nazywali
Scottem.
-Dzisiaj to było ostrzeżenie. Ty i pani doktor nie otrzymacie
następnego.
Naszych spraw?
-Trzymaj się swojego gatunku!
Teraz wężowy tatuaż wygłosił własne ostrzeżenie.
-Zostaw demony w spokoju.
86
Och, tak na pewno to na niego podziała. Jeśli już, to ci idioci
właśnie zdeterminowali go, aby zagłębił się prosto w ich świat.
-Kto was przysłał?, zapytała Emily i wcale nie brzmiało to tak,
jakby była przestraszona.
Brzmiała jakby była naprawdę wkurzona.
-Kto kazał wam napaść na nas z alei?
Scott zesztywniał.
-Czy to Niol?
Naciskała.
-To z jego powodu nam grozicie? Czy to on kazał...
Niedaleko zabrzmiały syreny. Napastnicy zaklęli, odwrócili się i
uciekli w dół alei, zanim pojawiły się niebiesko białe światła.
Dwóch umundurowanych policjantów wyskoczyło z wozu z uniesioną
bronią.
-Ręce do góry. Teraz!
-Cholera.
Colin podniósł ręce i patrzył z obrzydzeniem, jak demony, znikają w
cieniu. Z najdzie jeszcze tych drani, był tego pewien.
-Słuchajcie, jestem policjantem. Detektyw Colin Gyth, numer
odznaki 2517.
Nie wykonał żadnego ruchu by wyciągnąć swoją odznakę.
Policjanci wydawali się być dość nerwowy, a on nie zamierzał dawać
im powodu do konfrontacji, by ci niedoświadczeni facecji zrobili z
niego tarczę strzelniczą. Emily również uniosła ręce. Jeden z patrolu
podszedł do niej i odciągnął ją od Gyth a.
-Proszę pani, proszę pójść ze mną.
Gorąca wściekłość zapłonęła w ciele Colina. Wziął głęboki wdech,
wciągnął zapach alejki i zapach potu policjantów. Musiał odzyskać
kontroli, musiał powstrzymać wewnętrzną bestię. Jego pazury zaczęły
się cofać. Powoli, powoli.
-Pokaż mi swoją odznakę, detektywie.
Policjant nadal miał wymierzoną broń w Colina. Ostrożnie, Colin
sięgnął do kurtki i wyciągnął swoją odznakę. Policjant wziął ją, cofnął
się.
-Nie ruszaj się.
87
Podszedł do radiowozu i Colin usłyszał jak centrala potwierdza
jego tożsamość.
-Zostaliśmy napadnięci! Faceci, którzy nas zaatakowali właśnie
uciekają!
Emily nadal wyglądała na wkurzoną, gdy tak wrzeszczała na
policjanta. Spojrzał na koniec alejki. Właściwie to już uciekli.
-W porządku detektywie, już sprawdziłem.
Colin opuścił ręce.
-Potrzebuję was, by przeszukać okolicę. Napadło na nas czterech
mężczyzn.
I ostrzegli nas byśmy trzymali się z dala od spraw demonów. Na
pewno tak nie będzie.
-Byli ubrani na czarno.
Co cholernie ciężko utrudni ich rozpoznanie.
-Ale jeden z nich ma na tatuaż węża na lewym nadgarstku. A
przywódca grupy ma na imię Scott.
Jak na razie nie wiele, ale to wszystko co mieli.
-Czterech mężczyzn zaatakowało was?
Zapytał policjant, który odciągnął Emily.
-To przez cały czas staram się wam powiedzieć, sapnęła.
Policjant sumiennie notował informacje jakie udzielił mu Colin.
-Czy któreś z was jest ranne?, zapytał
Emily pokręciła głową. Colin pamiętał, ostry błysk bólu, który poczuł
w ręku, gdy jeden z tych drani ciął go nożem. Rana już przestała
krwawić, jego żebra bolały tylko w krótkim echo bólu.
-Nie.
Byłby już dawno całkowicie wyleczony zanim przyjechaliby technicy
medycyny by mu pomóc.
-Dlaczego na was napadli?
Policjant spojrzał uważnie na Colina. Ponieważ jestem zbyt
blisko. Colin wzruszył ramionami. Musiał być teraz ostrożny. Nie
mógł ujawnić, że demony nie lubią go bo węszy na ich terytorium.
Ach, i jego obecność sprawiła, że ktoś stał się lekko nerwowy. I to
było dobre. Bardzo dobre. Emily podeszła do niego. Miała w ręku
swoje okulary i przecierała szkła o swoją koszulkę.
88
-Nadal tu jest?, spytał ją, ściszając swój głos tak by patrol nie
mógł go usłyszeć.
Powiedziała, że obserwator był silnym Innym i Colin
zastanawiał się czy on kręci się gdzieś w pobliżu by dokończyć
przedstawienie. Potrząsnęła głową.
-Nie. Odszedł zanim przyjechał patrol.
Colin chrząknął. Niech pomyślę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]