[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zostaniemy tutaj&  nie była w stanie dokończyć zdania.
Po chwili milczenia dodała:  A ty co zrobisz,
Salvadorze?
Mnich, który z wyraznym zaciekawieniem
przysłuchiwał się rozmowie, świadom, że jego
przyjaciółki skrywają więcej tajemnic, niż mu się mogło
wydawać, odpowiedział:
 Dołączę do was w Barcelonie, tak szybko jak to
będzie możliwe. Odnajdę was, zapewniam.
María i Luna spÄ™dziÅ‚y caÅ‚e popoÅ‚udnie,
przygotowując bagaże, natomiast Salvador analizował,
którym szlakiem byłoby najbezpieczniej udać się do
Tortosy, pierwszego etapu ich podróży. Coraz usilniej
chodził mu po głowie pomysł, by uniknąć najbardziej
uczęszczanych dróg i jak najszybciej dojść do rzeki Ebro,
skąd  podążając z nurtem rzeki  mogły z łatwością
dotrzeć do miasta.
Gdy tylko ustalili trasę, Salvador wrócił pośpiesznie
do klasztoru, by nie wzbudzać podejrzeń. Teraz bardziej
niż kiedykolwiek potrzebował siły i odwagi, jaką dawał
mu Bóg. Musiał jak najbardziej zbliżyć się do swoich
prześladowców i zachować czujność, by wychwycić
jakikolwiek ruch mogący zdradzić intencje ich wrogów.
Wówczas, gdy nadejdzie odpowiedni moment, powinien
zadziałać, dając czas swoim przyjaciółkom, aby mogły
uciec.
María i Luna planowaÅ‚y opuÅ›cić Arnes nastÄ™pnego
ranka, ryzykując życie, by uciec przed jak się zdawało
pewną śmiercią. Może kiedyś będą mogły powrócić do
swego domu, a może nie. W każdym razie to, że w taki
sposób muszą opuścić swój dom, przepełniało je
smutkiem i trudnÄ… do opisania melancholiÄ….
Na razie, majÄ…c zaplanowanÄ… trasÄ™ ucieczki, nie
mogły zrobić wiele więcej, jak tylko odpocząć. I gdy
Luna wyciągnęła się na łóżku, przykryta po same uszy,
María udaÅ‚a siÄ™ do swego pokoju, oczekujÄ…c, aż wszystko
przykryje ciemność nocy. Pierwsza pilna rzecz, jaką miała
zrobić, była już gotowa. Do drugiej potrzebowała ciszy i
natchnienia.
Pisania w Księdze wiedzy tajemnej nie mogła lekko
potraktować. I dopiero gdy poczuła się gotowa, pozwoliła,
by pióro zatańczyło na starych kartach. Miała tyle rzeczy
do przekazania, zanim będzie za pózno. Musiała
opowiedzieć o swoich proroczych snach, o swoim rodzie,
o bogactwie i mądrości naturalnych leków tych gór.
Gdy María skoÅ„czyÅ‚a pisać, koguty piaÅ‚y już od
dłuższego czasu. Mając jednak oczy i ciało wyczerpane z
wysiłku, niemal nie zdała sobie sprawy z dziwnej
ciemności, jaka ją otaczała  jakby tamtego ranka dzień
leniwie nie chciał się obudzić  dopóki nie otworzyła
okien, aby zaczerpnąć nieco świeżego powietrza.
I na widok tego, co zobaczyła, zamarło jej serce.
30 Zamieć śnieżna
GDY MARÍA OTWORZYAA okna, niebo byÅ‚o
zasnute niskimi, szarymi i czarnymi chmurami, które
odcinały dostęp światła. Ale tym, co najbardziej ją
przeraziło, była robiąca wrażenie kurtyna śnieżna.
Popychana przez huraganowy wiatr zostawiała na swojej
drodze zamarznięty ślad, który pod gęstą warstwą
kilkumetrowej grubości pochłaniał wszelkie oznaki życia.
W taką pogodę każda próba ucieczki była skazana na
porażkÄ™. MajÄ…c tÄ™ Å›wiadomość, María nie mogÅ‚a
powstrzymać okrzyku rozpaczy, jaki wyrwał się z jej ust,
budzÄ…c LunÄ™.
 Matko! Matko! Co siÄ™ dzieje?
Jednak nie było żadnej odpowiedzi. Gdy weszła do
pokoju, zobaczyła, jak jej matka wskazuje na ośnieżony
krajobraz i natychmiast zrozumiała, że są w pułapce.
Zgodnie w tym, co mówili rolnicy, brakowało jeszcze
paru tygodni, by  jak to zazwyczaj się zdarzało  śnieg
na dobre zagościł w okolicy. Ale tego roku zła pogoda się
pospieszyła i zachowywała się jak rozkapryszony
młodzieniec, który nieświadomie igra z życiem.
Rankiem dzieci bawiły się na śniegu, który wyścielał
krajobraz, ale kiedy temperatury zaczęły gwałtownie
spadać, pokrywa śnieżna zwiększyła się do tego stopnia,
że nie dało się chodzić po ulicach. Zmiechy i harce
ustąpiły miejsca poważnym minom, które zdawały się
wieszczyć katastrofę.
Zaledwie kilka godzin pózniej śnieżyca była już tak
intensywna, że nie dało się niczego dostrzec dalej niż
czubek własnego nosa i nieliczni, którzy mieli odwagę
wyjść z ciepłych domów, robili to tylko z konieczności,
na przykład w poszukiwaniu drewna na opał.
Surowa zima pospieszyła się o kilka miesięcy, a
burza śnieżna miała zamiar ostać się przez wiele dni
niczym nieproszony gość, który, co gorsza, nadużywa
szczodrości gospodarzy, bez uzgodnienia przeciągając
swój pobyt.
Wielkie zaskoczenie odmalowało się na twarzach obu
kobiet, gdy kilka godzin pózniej w domu przy ulicy
Mayor zjawił się Salvador.
 Salvadorze!  krzyknęła na jego widok María.  Jak
udało ci się tu dotrzeć? Jak dobrze cię widzieć!
 Szczęście mi sprzyjało! Wiele godzin szedłem w
śniegu po pachy, ale na szczęście biały wilk szedł przede
mną, torując mi drogę. Uratował mnie od pewnej śmierci,
gdy załamał się pode mną lód pokrywający rzekę.
 W takim razie on również ma się dobrze?
 Tak, Luno, nie martw siÄ™ o swojego przyjaciela.
 Przynosisz wieÅ›ci?  zapytaÅ‚a María, ucinajÄ…c
wyjaśnienia Salvadora.
 Orszak dotarł wczoraj do Horty i tego ranka weszła
do miasteczka druga grupa uzbrojonych mężczyzn.
Sprawiali wrażenie, jakby byli ważnymi osobistościami.
 Co w takim razie możemy zrobić?  rzekła Luna. 
Drogi są odcięte!
 Możemy jedynie czekać. Czekać i ufać, że zła
pogoda da wam chwilÄ™ wytchnienia oraz pozwoli wam
uciec  odpowiedział Salvador, który już otrząsnął się z
zimna, popijajÄ…c ciepÅ‚y bulion, jaki podaÅ‚a mu María.
Może nie da się zmienić tego, co zostało zapisane 
pomyÅ›laÅ‚a María, patrzÄ…c z troskÄ… na córkÄ™.
31 Inkwizytor
DIEGO SARMIENTO, jak zwykle ubrany w ponurÄ…
czerń, był w złym humorze, odkąd dotarł do Horty de Sant
Joan.
Nienawidził zimna, nienawidził śniegu i nienawidził
wszystkich rzeczy powiązanych ze śmiercią jego dobrego
przyjaciela Carbóna. I na nieszczęście to odrażające
miejsce, zagubione pośród gór, obfitowało we wszystko,
czego najbardziej nienawidził.
Miał dużo pracy i mimo że jego wierny sługa po raz
kolejny wykazał się kompetencjami, pozbawiając życia
niektóre z osób, jakich imiona widniały na liście, przed
nim było jeszcze nie lada wyzwanie.
Nie chcąc dłużej opózniać swojej misji i
zawierzywszy się uprzednio Bogu, zgromadził wszystkich
tych, którzy głosili, że zostali uleczeni ze swoich chorób
dziÄ™ki wizycie w klasztorze Mare de Déu dels Angels i
zmusiwszy ich do złożenia przysięgi na Biblię,
pojedynczo zbierał od nich zeznania.
 Mnich Salvador polecił mi, abym przez spowiedz
oczyścił duszę z wszelkiego grzechu i abym przyjął ciało
Chrystusa. Potem pobłogosławił mnie i wyszedłem z
kościoła na własnych nogach. Uzdrowił mnie i mogłem
zostawić tam kule.
Gdy przekonał się, że wszystkie zeznania mają wiele
wspólnych punktów, postanowił osobiście udać się do
klasztoru. Potajemnie przebrał się za ubogiego zakonnika
i wmieszał w grupę chorych, którzy z powodu wielkich
ilości nagromadzonego śniegu z dużym wysiłkiem
przemierzali niewielki dystans, jaki dzielił ich od ich celu.
Kiedy inkwizytor dotarł do klasztoru, zdziwiła go
duża liczba znajdujących się tam pielgrzymów,
rozlokowanych w prowizorycznych schroniskach, ledwie
chroniących ich przed zimnem. Szybko zauważył, że w
powietrzu było coś nadprzyrodzonego. Niektórzy
przypisywali to obecności świętego i jego mocom, jednak
Diego Sarmiento, który uważał się za starego wygę
mającego nosa, przekonywał siebie, że ma tu do czynienia
z oczywistym przypadkiem zbiorowego szaleństwa, które
mógł wywołać jedynie diabeł.
Grupka, do której przeniknął, weszła do kościoła, co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •