[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mu się spod nóg. Znała go na tyle, by nie wątpić, że znajdzie na nią jakiś
sposób. On nie poddawał się tak łatwo. Trzeba na niego bardzo uważać.
Ale i tak wszystko poszło wyśmienicie. Nie spodziewała się takiego
sukcesu w starciu z Rafe'em.
Co prawda było jedno małe potknięcie. Pocałunek. To się jednak nie
powtórzy. Pózniej będzie się tym martwić. Teraz musi sprawdzić adres, który
otrzymała od jednego z dawnych znajomych. Nie można zwlekać, bo jest mało
czasu na odnalezienie Quinna.
Tylnymi drzwiami wymknęła się z sali wykładowej i szybkim krokiem
ruszyła korytarzem, modląc się w duchu, żeby tylko nikogo nie spotkać. Nic
46
S
R
się nie stanie przez to, że będzie nieobecna na wykładzie, bo nie spodziewała
się usłyszeć nic, czego by jeszcze nie wiedziała.
Zadzwoniła z telefonu komórkowego na parking i poprosiła, żeby ktoś z
obsługi podstawił jej samochód pod główne wyjście. Teraz wóz już na nią
czekał. Wręczyła napiwek i usiadła za kierownicą, nie zdając sobie sprawy, że
wcale nie jest sama.
- Rafie Allman! - zawołała przerażona, spojrzawszy na sąsiednie
siedzenie. - Wysiadaj z mojego samochodu!
- Dlaczego? - zdziwił się.
Przygryzła wargi, żeby na niego nie wrzasnąć.
- Dlatego że powinieneś być teraz na wykładzie.
- Ty możesz go opuścić, a ja nie? - spytał z udawanym zdziwieniem.
- Och! - Przymknęła oczy, żeby opanować wściekłość. - Ja mam coś
ważnego do załatwienia. Postaram się za chwilę wrócić. - Wciąż się pilnowała,
żeby nie wpaść w złość. - Ktoś musi być na wykładzie, żeby wszystkiego
dopilnować. Idz do hotelu i...
- Nic z tego, Shell - odparł z uśmiechem. - Zapomniałaś, że jesteś teraz
szefową? To ty musisz czuwać nad pracą zespołu. W końcu mamy realizować
twój projekt. To nie ja jestem teraz najbardziej potrzebny.
- O to ci chodzi? - spytała przez zaciśnięte zęby. - Jesteś zły, że
przegrałeś głosowanie i chcesz się na mnie wyładować?
- Nie - odparł z wahaniem. - %7łałuję, że nie wygrałem, bo mój pomysł był
bardzo dobry. Taka okazja nie zdarza się zbyt często. Dostałem poufne
informacje na temat tego, o czym wszyscy dowiedzą się dopiero w przyszłym
tygodniu, i uważam, że powinniśmy to wykorzystać.
47
S
R
Uniósł w górę brew, przyglądając się Shelley. Chyba ona to rozumie?
Każdy rozsądnie myślący człowiek by to dostrzegł. Chyba że ktoś jest
zaślepiony przez prywatne animozje.
- Współczuję ci - rzuciła sucho.
- Daj spokój, Shelley. Dobrze wiesz, że mój plan był lepszy. Konkretny i
przynoszący realne korzyści, a nie jakieś zawracanie głowy.
Shelley wzięła głęboki oddech, nie spuszczając wzroku z Rafe'a. Nie
może ulec pokusie, żeby skoczyć mu do gardła. Spokój przyniesie jej większą
korzyść.
- Poza tym - dodał - uważam, że centrum opieki nad dziećmi to bardzo
głupi pomysł.
- Ale nadzwyczaj popularny - stwierdziła, podziwiając własne
opanowanie.
- Nadzwyczaj - odparł, kiwając z powątpiewaniem głową. Potem
skrzywił się, przeszywając ją wzrokiem. - Ale nie o to przecież chodzi.
- Nie? - zdziwiła się.
- Nie. Chodzi o to, gdzie, do diabła, chcesz jechać?
Nigdzie, jeśli zaraz się go nie pozbędzie.
- To nie twoja sprawa - odparła z kamienną twarzą wpatrując się w dłonie
oparte na kierownicy.
- Może nie moja, ale nie wysiądę z samochodu, więc i tak wkrótce się
dowiem.
Shelley nie wiedziała, co ma zrobić. Spokój nic jej nie dał. Ani kłótnie.
Przegrana w głosowaniu w ogóle na niego nie podziałała. Jakich sposobów
można było jeszcze użyć? Błagać go o litość?
- Och, Rafe! Proszę... - szepnęła.
Nagle z tyłu rozległ się klakson. Rafe obejrzał się, unosząc dłoń.
48
S
R
- Ha! - zawołał triumfalnie. - Musimy jechać, bo przez ciebie zrobił się
korek.
- Chyba przez ciebie - syknęła przez zaciśnięte zęby, ruszając naprzód.
- Nie lubię, kiedy ktoś spiskuje za moimi plecami i...
Shelley nie mogła dłużej tego znieść. Skręciła w główną ulicę, czując, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]