[ Pobierz całość w formacie PDF ]

a ucieczką... Sądzę, że zaplanował wyprawę tropem skarbów. Planował powoli i starannie, ale
nieoczekiwanie znaleziono sofę i zwłoki. Zaalarmowany w porę, musiał uciekać - tak dotarł
do Krakowa. Dlaczego akurat tam? To proste. Skoczył w pierwszy pociąg jadący za granicę.
Przypuszczalnie biegnąc przez miasto wpadł do kochanki, do mieszkania na ulicy
Warszawskiej.
- Dlaczego nie uciekli więc razem?
- Możliwe są dwa wyjaśnienia. Po pierwsze - mógł uznać, że wspólnie będą zwracali
na siebie większą uwagę. Po drugie - i to jest chyba bardziej prawdopodobne - po prostu nie
zastał jej w domu. Może siedziała w kawiarni albo wyjechała na kilka dni? Co zrobił
Damazy? Zostawił jej kartkę z alarmującą informacją. Wszystko się wydało albo wyda lada
moment, trzeba natychmiast uciekać. Ona była chwilowo poza podejrzeniami... Dorożkarz,
który wiózł sofę, nie miał pojęcia o istnieniu kochanki. Ale carska ochrana, która równolegle
przygotowywała prowokację, zdawała sobie z tego sprawę. Tak czy siak, kobieta też musi się
ulotnić.
- Hmm - zamyśliłem się. - Skarb ukryty pod podłogą należał do Macocha, a
konkretnie został skradziony z klasztoru. Nie zabrał go, więc przypuszczalnie drzwi zastał
zamknięte, a nie miał swojego klucza...
- Lub w panice nie zabrał go z celi, a już bał się wracać... Jego kochanka nie wiedziała
o skórzanej torbie, bo w przeciwnym wypadku wydobyłaby ją po powrocie z więzienia... -
uzupełnił moje przypuszczenia pan Tomasz. - Teraz posłuchaj teorii. Kobieta jedzie prosto na
miejsce, gdzie miała się spotkać z Damazym, a konkretnie do Szczecina. On planuje dotrzeć
tam naokoło, pewnie trasą Kraków - Poznań - Szczecin. To mu się jednak nie udało. Policje
we wszystkich trzech zaborach współpracowały ze sobą. Dlatego złapano go już w Krakowie.
- Ona tymczasem czekała na niego w jednym z hoteli w Szczecinie, aż została ujęta
przez policję pruską i przekazana carskiej ochranie... - podjąłem.
- Właśnie. Teraz pytanie, czy Szczecin był celem ich ucieczki?
- W zasadzie nie ma żadnych poszlak mogących wskazywać, że było inaczej -
zauważyłem.
- Jest jedna...
Wyjął kserograficzną odbitkę.
- Pamiętasz protokół z przeszukania celi Macocha?
- Nie bardzo.
- Faktycznie, przecież to ja go czytałem w archiwum Komendy Głównej Policji w
Warszawie - uśmiechnął się z zażenowaniem. - Zapomniałem ci powiedzieć... Spisano
wszystko i zamieszczono fotografie... Trzeba przyznać, że w tamtych czasach robiono
naprawdę znakomite zdjęcia dokumentacyjne... Spójrz na to.
Fotografia przedstawiała pryczę mnicha. Na kocu leżała cienka, ale długa książka.
- Zakładam się, że to atlas geograficzny. Wydanie, jak sądzę, z lat dziewięćdziesiątych
XIX wieku, takie samo, jakie mam w Warszawie.
- A może chciał sprawdzić, gdzie jest Szczecin? - zasugerowałem.
- Dziś wie o tym każde dziecko, wtedy był to po prostu jeden z północno-niemieckich
portów.
- Niewykluczone, że masz rację... ale sądzę, że byłoby ciekawie rzucić okiem na ten
właśnie egzemplarz.
- A jeśli nie?
- Wtedy będziemy musieli przejrzeć co najmniej trzysta planów miast
skandynawskich i wyszukać wśród nich trzydzieści albo więcej, w których jest ulica
Biskupia...
- Biskupia? - zdumiałem się.
- Bispegattan, Pawle... Fakt.
- Ale jeśli znajdziemy jakieś notatki w atlasie, zaoszczędzimy kupę roboty - wrócił do
poprzedniego pomysłu.
- Tylko skąd go wezmiemy? - zamyśliłem się. - Przegrzebiemy antykwariaty?
- Jak to skąd? Z klasztornej biblioteki. Po zakończeniu czynności śledczych paulini z
pewnością posprzątali i odnowili celę. Sprzęty mogli wyrzucić, ale książkę zapewne zanieśli
do biblioteki. Mogła być własnością klasztoru lub należeć do przestępcy, nie miało to już
znaczenia...
- Mogli też spalić przedmiot należący do zbrodniarza i świętokradcy...
- Za dużo się chyba naoglądałeś filmów o inkwizycji... - uśmiechnął się pobłażliwie. -
Zledztwo posuniemy też drugim torem - uruchomił laptopa i podłączył do niego telefon
komórkowy. - Mam znajomego w Bibliotece Wojewódzkiej w Szczecinie. Pewnie będzie
miał komplet starych niemieckich gazet na mikrofilmach, niech nam sprawdzi, dokąd pływały
statki...
- Jeśli mogę zasugerować, uwzględnijmy też pobliskie Zwinoujście...
- Oczywiście.
Napisał meila i wysłał. Rozłączył urządzenie, po czym poderwał się razno z krzesła.
- Do klasztoru, Pawle! - rozkazał.
Ruszyliśmy. Biblioteka klasztorna w zasadzie nie jest udostępniana osobom
postronnym, dla nas jednak zrobiono wyjątek... Nowa biblioteka klasztorna została założona
w XVIII wieku przez przeora Konstantego Moszyńskiego. Wcześniej księgi przechowywano
gdzie indziej... Stoły, krzesła i szafy pochodzą z połowy tego stulecia, wykonano je w
klasztornej pracowni snycerskiej. Przyjemnie usiąść na krześle liczącym sobie ćwierć
milenium i oprzeć ręce o blat stołu wypolerowany przez rękawy mnisich habitów...
Zasiedliśmy więc wygodnie, a brat archiwista niebawem przyniósł nam naręcze
starych atlasów geograficznych. Szybko odrzuciliśmy te zbyt duże lub zbyt małe. Najbardziej
pasował do zdjęcia egzemplarz wydany przez znanych encyklopedystów Trzaskę i Everta w
1899 roku.
Pan Samochodzik otworzył go z namaszczeniem. Na stronie tytułowej pysznił się
piękny ekslibris biblioteki klasztornej. Wyżej znalezliśmy w rogu dwie literki nabazgrane
wiecznym piórem:  D.M." Czyżby Damazy Macoch?
- Zwracajmy uwagę na każdy ślad, dopiski na marginesach, plamki, zakładki, zagięcia
rogów... Wszystko - powiedział poważnie szef.
Zaczęliśmy kartkować książeczkę. Mapy, piękne, kolorowe, drukowane chyba jeszcze
ze stalorytów. Papier z wiekiem przybrał barwę kości słoniowej, ale kolory nie wyblakły. Jak
wspaniale kiedyś wydawano książki... Dojechaliśmy do ostatniej strony.
- I nic - mruknąłem. - Chociaż...
Przymknąłem oczy.
- Chyba brakuje mapy Półwyspu Skandynawskiego.
- Sprawdzimy...
Teraz kartkowałem zwracając uwagę na numery stron. I jak się okazało, nie
popełniłem błędu. Istotnie, mapa Skandynawii została wycięta. Zapikał telefon komórkowy
szefa. Odczytał wiadomość.
- Ze Szczecina regularne połączenia promowe były utrzymywane do Bremy,
Kopenhagi, Malmo, Kalmaru, Sztokholmu oraz wzdłuż Bałtyku do Gdańska, Kłajpedy, Rygi i
Petersburga...
- Wiemy, że chodzi o Szwecję, bo tę mapę wyrwał Macoch - powiedziałem z
błyskiem w oku.
- Lub kto inny. Albo zapomniano ją wkleić w drukarni - ostudził mnie szef. - Ale
przyjmijmy roboczą hipotezę, że faktycznie to był on.
- Czyli w grę wchodzą dwa miasta... - mruknąłem. - A raczej dużo więcej, bo to
miasta, do których przybywały statki ze Szczecina. Mógł wysiąść w porcie i pojechać dalej
koleją...
- Powiedziałeś, że chodzi o Szwecję, ale na tej mapie była jeszcze Norwegia...
- Nie pomyślałem o tym - zawstydzony spuściłem głowę. - W takim razie obszar
poszukiwań rośnie...
Wyjął z kieszeni lupę i badał uważnie kolejną stronę.
- Czego pan szuka? - zaciekawiłem się.
- Nasz ptaszek wyrwał tę stronę nie bez przyczyny. Sądzę, że coś miał na niej
zaznaczone. Nie zabierał jej raczej ze sobą, spalił po prostu, ale jeśli mocno naciskał ołówek,
to być może zostawił jakiś ślad... I coś tu faktycznie jest - pokazał podłużne wgniecenie.
Teraz dla odmiany zaczął badać stronę poprzednią. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • amkomputery.pev.pl
  •